Jedni sądzą, że ten kto będzie w bliższej komitywie z ministrem zdrowia dostanie więcej. Inni, że nastanie sprawiedliwość i biedna Lubelszczyzna będzie miała tyle samo pieniędzy na leczenie co bogaty Śląsk.
Na razie wiadomo tylko tyle, że oddziały będą dostawać pieniądze z centrali w Warszawie oraz, że będą negocjować kontrakty z przychodniami i szpitalami. Zdania lubelskich parlamentarzystów odnośnie centralnego sterowania są podzielone. – Centralizacja w dobie wolnego rynku jest nieuzasadniona – uważa Teresa Liszcz, senator Blok-Senat 2001.
– Dotychczasowy podział pieniędzy był niesprawiedliwy – ocenia Tadeusz Polański, poseł PSL, członek sejmowej Komisji Zdrowia. – Dlaczego na pacjentów naszego regionu ma przypadać mniej pieniędzy niż na Śląsku? Jeżeli nowa propozycja będzie służyła lepszej i równiejszej opiece, będę za nią głosował.
– Zadecydują dobre układy z Łapińskim. Pierwsze jaskółki już mamy. Nowe rady kas chorych odwołały skłóconych z nim dyrektorów – sądzi jeden z pracowników lubelskiej kasy chorych.
Ryszard Sekrecki, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Lublinie zakłada, że przy uczciwym podziale funduszy oraz wzięciu pod uwagę biedy naszego regionu może być lepiej. – Mam też nadzieję, że fundusz ujednolici finanse w kraju, że za ten sam zabieg nie będzie się płacić szpitalom różnie, w zależności od regionu – dodaje.
Kasy chorych mają zniknąć po Nowym Roku. Gdy wejdzie fundusz, dla pacjenta teoretycznie nic się zmieni. Będzie miał prawo wyboru lekarza rodzinnego, specjalisty, szpitala. Teoretycznie, bo jak w praktyce wyglądać będzie funkcjonowanie służby zdrowia po Nowym Roku trudno zapewniać. Parlamentarzyści ostrzegają, że może być spory bałagan. Na uchwalenie ustawy przez Sejm oraz przygotowanie do niej rozporządzeń wykonawczych zostało bardzo mało czasu.