Prywatna spółka Kom-Eko od lat zgarnia grube miliony z kasy Ratusza. Sprytnie unikając przetargów zarządza miejskimi szaletami od 12 lat. A składowiskiem ziemi administruje bez żadnego przetargu, choć to niezgodne z prawem. Jednym z ratuszowych radców prawnych jest... żona dyrektora finansowego Kom-Eko.
12 lat temu spółka wygrała przetarg na prowadzenie 7 szaletów. Ratusz zawarł z nią bezterminową umowę. Co ciekawe, miasto i spółka podają różne daty jej podpisania. Kom-Eko mówi o marcu 94 roku, Ratusz o wrześniu 93 r.
W 1997 roku zmieniło się prawo. Przetargi stały się obowiązkowe, a czas umów ograniczony do trzech lat. Ustawa zostawiała furtkę. Pozwalała „skonsumować” wcześniejsze umowy pod warunkiem, że nie zmieni się ich zakresu. I z tego korzysta Kom-Eko, bo od lat nie zamknięto oficjalnie żadnej toalety. Nie powstał też ani jeden taki przybytek.
Chociaż szalety należą do miasta, spółka na własny koszt odnowiła dwa z nich. – Ze względu na zły stan sanitarno-techniczny, grożący zamknięciem szaletów – tłumaczy Krzysztof Burdziński, dyrektor finansowy Kom-Eko. Twierdzi, że był to bezinteresowny gest. Czy rzeczywiście?
Gdyby sanepid zamknął choćby jeden szalet, zmieniłby się zakres umowy. Trzeba by ją rozwiązać i ogłosić przetarg. Tymczasem spółka co roku dostaje od miasta ok. 400 tys. zł na utrzymanie toalet. Mimo że jedna z nich przez lata była nieczynna.
Kom-Eko od lat cieszy się względami władz Lublina. Od lat prowadzi miejskie składowisko ziemi, bo Ratusz, zamiast rozpisać przetarg, kolejnymi aneksami przedłużał umowę (pisaliśmy o tym 10 stycznia 2006).
Po naszej publikacji sprawę zbadała Regionalna Izba Obrachunkowa. Działania Ratusza uznała za bezprawne. – Na każdym aneksie była pieczątka radcy prawnego, który sprawdzał zgodność dokumentu z przepisami – bronił się Ryszard Pasikowski, zastępca prezydenta Lublina.
Jednym z radców Ratusza jest Nina Burdzińska, żona dyrektora finansowego Kom-Eko. Oficjalnie nie ma ona nic wspólnego z zakwestionowanymi aneksami. Takich dokumentów jest 11. Na żadnym nie ma nazwiska Burdzińskiej. Ale na pięciu aneksach pieczątki radcy prawnego nie ma wcale. A to przeczy słowom Pasikowskiego.