W piątek, przy ul. Kasprowicza w Lublinie wmurowano "kamień węgielny" pod budowę Muzeum Motoryzacji.
Tarcze sprzęgła, atrapa chłodnicy żuka, aparat zapłonowy z warszawy czy gaźnik od volkswagena golfa, wino marki wino – te wszystkie zużyte przedmioty wylądowały w fundamentach hali wystawowej dedykowanej moto-weteranom. Ten pomysł to prywatna inicjatywa Jarosława Janowskiego, kolekcjonera pojazdów zabytkowych.
O Jarosławie Janowskim pisaliśmy niespełna rok temu, przy okazji prezentacji pięknie odnowionego lublina z lat 50. minionego wieku, tzw. drewniaka. Już wtedy zapowiadał budowę hali ekspozycyjnej, w której będzie miejsce dla pojazdów zabytkowych.
– Będzie to obiekt o powierzchni ponad 500 metrów kwadratowych, przeszklony od ulicy plus duży parking. Po zakończeniu budowy na wiosnę przyszłego roku, będzie to miejsce spotkań wszystkich fanów zabytkowych pojazdów i tych, którzy takowe samochody mają, jak i tych, którzy po prostu lubią samochody z duszą. Każdy kolekcjoner w tym garażu będzie mógł pokazać swoje auto – mówi Jarosław Janowski, posiadacz kolekcji 50 pojazdów zabytkowych.
Będzie to także forma bezpłatnego muzeum i miejsce spotkań kolekcjonerów i sympatyków zabytków na czterech kołach. Takie garaże od lat z powodzeniem funkcjonują na zachodzie Europy. – Być może w przyszłości powstanie także gastronomia, aby na miejscu zjeść coś dobrego w otoczeniu klasyków motoryzacji.
Sobotnie wmurowanie tzw. kamienia węgielnego miało ciekawą formę. Gospodarz zaprosił weteranów do kapsuły czasu, czyli wrzucenia do fundamentów zużytych części pojazdów zabytkowych.
– Sam pomysł jest trafiony w punkt. Wielu lubelskich kolekcjonerów posiada po kilka aut, które chętnie zaprezentują szerszej publiczności. Osobiście sam wstawię jeden lub dwa auta z mojej kolekcji. Na wmurowanie przywiozłem aparat zapłonowy, bo bez tej części nie można odpalić – mówi Marek Wierzchowski, kolekcjoner pojazdów zabytkowych z Automobilklubu Lubelskiego. Marek Wierzchowski przyjechał na sobotnią uroczystość „garbusem” z 1970 roku, w 100 proc. oryginalnym.
Artur Szewc, także z AL, w sobotę pojawił się maluchem z początku produkcji. – Do kapsuły czasu wrzucę stary gaźnik od golfa – dodaje.
Natomiast Ryszard Dziewa przyjechał pięknym, czerwonym mercedesem 190 SL z 1958 roku. – Wielu kolekcjonerów posiada ciekawe maszyny. Stają ukryte w garażach, albo okazjonalnie wyjeżdżają na zloty. Taka hala pozwoli pokazać te piękne maszyny. Na pewno w nowej hali postawię jeden z moich samochodów. Być może ferrari, a może mercedesa 111 – dodaje Ryszard Dziewa, który przywiózł tłok z korbowodem od zabytkowego pojazdu straży pożarnej.
Muzeum będzie gotowe na wiosnę przyszłego roku. W hali pojawi się dużo polskich samochodów zabytkowych, amerykańskie i europejskie klasyki. Co najważniejsze nie jest to inicjatywa komercyjna, ale efekt szalonego hobby fana weteranów wspieranego przez grupę prawdziwych pasjonatów.