Szatnia w szpitalu przy ul. Jaczewskiego w Lublinie. Kilka osób ubiera się. Zdejmują ochraniacze z butów, wkładają do torebek i kieszeni. Przy następnej wizycie założą je znowu. - W ten sposób szpitalne zarazki można przynieść do domu - ostrzega sanepid.
Sanepid podkreśla, że szpitalne zarazki można przynieść na ochraniaczach do własnego domu. - Po odwiedzinach ludzie chowają je do toreb i kieszeni. Jednej pary używają aż do zdarcia - dodaje Kowalczyk. - Nie stać ich na płacenie 1 zł lub 2 zł przy każdej wizycie.
Zdaniem epidemiologów zużyte ochraniacze powinno się od razu wyrzucać i dokładnie myć ręce po ich zdjęciu. A tego nie robi nikt. Za to wiele osób grzebie w koszach, żeby znaleźć dla siebie jakąś mało zużytą parę.
W szpitalu przy ul. Jaczewskiego w Lublinie, podobnie jak w innych placówkach, kupuje się je w automatach.
• Jaki jest sens stosowania ochraniaczy? - zapytaliśmy Krzysztofa Skubisa, dyrektora ds. ekonomiczno-administracyjnych tego szpitala.
- Odwiedzający nie nanoszą brudu do szpitala.
• Czy nie prościej byłoby przejechać szmatą po podłodze?
- Jesienią i zimą ktoś musiałby non stop myć podłogi.
• Ludzie do szpitala brudu nie nanoszą, ale ten szpitalny przenoszą do swoich domów.
- Faktycznie, nie zdają sobie sprawy z tego co robią. Ochraniacze są do jednorazowego użytku.
Ich sprzedaż to niezłe pieniądze. Płyną do Adrich Vending International z Ciechanowa, właściciela automatów. A także do szpitala, który ma 25 proc. udziału. - W skali roku mamy kilkanaście tysięcy złotych - dodaje dyrektor Skubis z Jaczewskiego.
- Zarzut, że na workach wynosi się ze szpitala zarazki, jest mało przekonujący - mówi Jerzy Piątek, prezes firmy z Ciechanowa. - Równie dobrze można wynieść zarazki na ubraniu. Celem zastosowania ochraniaczy nie jest ochrona przed bakteriami lecz oszczędność szpitala na sprzątaniu. •