Sobotni wieczór. W wieżowcu na Czechowie pali się piwnica. Mieszkańcy wzywają straż. Przyjeżdża po 7 minutach. Ale drogi do budynku są zablokowane. Jedną zagrodziła słupkiem wspólnota pobliskiego wieżowca, drugą zastawiły
samochody.
Strażacy musieli wjechać na chodnik, przejechali po trawniku. Ale i tak nie udało im się dotrzeć pod sam wieżowiec. Choć wiodą do niego dwie szerokie drogi. Obie były nieprzejezdne.
- Z takimi przypadkami spotykamy się przynajmniej kilka razy w miesiącu - przyznaje Michał Badach, rzecznik komendy miejskiej straży pożarnej w Lublinie. - Tutaj paliła się piwnica, ale równie dobrze mogło to być mieszkanie. Każda minuta jest wtedy bezcenna.
Największym utrudnieniem dla wozów strażackich są źle zaparkowane samochody. W weekendy i w nocy auta stoją nie tylko na spacerowych uliczkach, pod samymi oknami bloków, ale nawet na trawnikach, czy placach zabaw.
Straż może przestawić samochód, który zastawia dojazd do budynków. - Ale jeśli tych samochodów jest kilkanaście, tak jak to było na Lipińskiego, to stracilibyśmy nie tylko minuty, ale całe godziny - wyjaśnia Badach.
Zablokowany dojazd to także zmora pogotowia ratunkowego. - Wielokrotnie apelowałem do prezesów spółdzielni mieszkaniowych, żeby w jakiś sposób rozwiązali ten problem. Przecież tu chodzi o ludzkie bezpieczeństwo - mówi Zdzisław Kulesza, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego. Interweniował już w Ratuszu. 20 marca ma odbyć się specjalne spotkanie w tej sprawie. - Musimy sobie z tym poradzić - dodaje Kulesza.
Sygnały o blokujących dojazd samochodach trafiają do Straży Miejskiej i policji. - Mamy mnóstwo takich zgłoszeń - mówi Robert Gogola, rzecznik lubelskiej Straży Miejskiej. - Kara za złe parkowanie to mandat do 500 zł, sprawa w Sądzie Grodzkim albo odholowanie pojazdu.
Problemem dla straży pożarnej i pogotowia są też słupki blokujące osiedlowe uliczki. - Zarządca bloku może je ustawić tylko wtedy, gdy istnieje drugi dogodny dojazd do budynku - dodaje Gogola.
- Kierownicy osiedli mają nakazane, żeby tego pilnować. Ale nie mamy żadnych sygnałów, żeby z dojazdem do bloków był jakiś problem - bagatelizuje sprawę Piotr Toruń, zastępca prezesa Spółdzielni Mieszkaniowej "Czechów”. •