Podczas poprzedniej wyprawy w góry zginęły dwie osoby. Teraz w przepaść spadły trzy. Także 26-latek z Lublina.
Grzegorz Skrzypczak we wtorek skończyłby 26 lat. Zdobycie Matterhornu (4478 m n.p.m.), góry na granicy Szwajcarii i Włoch, to było marzenie jego życia. Rok temu wszedł z kolegą na Mont Blanc. Teraz skorzystał z oferty Piotra Balcerzaka, właściciela firmy Extrek z Wrocławia. Dogadali się przez Internet.
Pięcioosobowa grupa wyjechała z Polski w sobotę (3 bm.). Z informacji dziennika "Rzeczpospolita” wynika, że w środę na grań wyruszyły trzy osoby. Dwie, w tym Balcerzak, pozostały w schronisku Hörnli. W nocy pogorszyła się pogoda. Trójka na grani wezwała pomoc przez telefon komórkowy. Z powodu zamieci ratownicy nie byli w stanie do nich dotrzeć. Związani liną alpiniści spadli z kilkuset metrów. Ich zwłoki znaleziono w piątek u podnóża Matterhornu po szwajcarskiej stronie.
- Ta góra po prostu ich przerosła - mówi Artur Paszczak, prezes Warszawskiego Klubu Wysokogórskiego, do którego Skrzypczak zapisał się miesiąc temu. - Bez odpowiedniego doświadczenia i umiejętności porwali się na supertrudny szczyt. Nie potrafię zrozumieć, jak dali się wyciągnąć na wyjazd Piotrowi Balcerzakowi.
Dwa lata temu to Balcerzak zorganizował wyjazd grupy osób na Kaukaz. Zginęło wtedy dwóch uczestników wyprawy. - Nie wiem, co tym człowiekiem kieruje: głupota czy pazerność na pieniądze (uczestnicy wyprawy na Matterhorn musieli zapłacić organizatorowi po tysiąc zł - przyp. red.) - grzmi Paszczak. - Przecież on zabiera młodych ludzi na pewną śmierć!
- Ale trzeba pamiętać, że oni sami się na to decydują, nikt ich nie zmusza - stwierdza Sławomir Ejsmont, dyrektor biura Polskiego Związku Alpinizmu. - Pytanie tylko, czy Balcerzak nie uśpił ich czujności, gwarantując dosyć łatwą i bezpieczną wyprawę. Bo trzeba zauważyć, że odpowiednich licencji i uprawnień przewodnika nie ma.
Ejsmont zapowiada, że związek przyjrzy się wyprawom organizowanym przez firmę Balcerzaka. - Będziemy chcieli ukrócić taką formę wyjazdów organizowanych także przez innych zapaleńców - zapowiada.
Śledztwo wszczęła już szwajcarska policja. Rodzina Grzegorza Skrzypczaka pojechała na miejsce tragedii.