Czynszu nie płacą od miesięcy. W zamian malują ściany, koszą trawę, zbierają śmiecie. Tak dłużnicy spółdzielni mieszkaniowych spłacają zaległości. I choć prezesi idą lokatorom na rękę, to nie wszyscy palą się do miotły czy pędzla.
Nie wszędzie potrzebne są ogłoszenia. W Chełmskiej Spółdzielni Mieszkaniowej ludzie zgłaszają się sami. Będą dozorcami. - Kiedy pracownik idzie na urlop albo zwolnienie, bierzemy kogoś na zastępstwo. Ale tylko do czasu, gdy odpracuje dług. Później bierzemy następnego. Bo w kolejce czeka 80 osób - mówi Andrzej Roguski, wiceprezes Chełmskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
Niektórzy mają więcej szczęścia. - Trzy lata temu straciłem pracę. Rok na zasiłku. Rok w domu. Dług urósł do 9 tysięcy. Spółdzielnia pozwoliła mi to odpracować. Przykładałem się i dostałem stałą pracę. Zostało mi tylko trzy tysiące złotych długu - opowiada Roman Zdanowicz z ChSM. Kiedyś był ochroniarzem. Teraz jest dozorcą na osiedlu Słonecznym.
- Czyściutko się zrobiło - cieszy się Henryka Kowaluk z biura Bialskiej Spółdzielni Mieszkaniowej "Zgoda”. Tam dłużnicy dostają prace, do których nie trzeba doświadczenia. Na lubelskim osiedlu "Widok” dłużnicy będą malować klatki schodowe.
- To populizm - krzywi się Jan Gąbka, prezes Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Jego lokatorzy mają 4 miliony złotych długów. Ale prezes ma złe doświadczenia z odpracowywaniem. - Malowali, że pożal się Boże. Lepiej wynająć fachowców.
Lokator odpracowujący czynsz zwykle nie dostaje pieniędzy do ręki. W zamian umarzana jest część długu. Są jednak wyjątki. Chełmska Spółdzielnia Mieszkaniowa płaci dłużnikom. Ale lokatorzy muszą podpisać zobowiązanie do spłaty zaległości. W zamojskim Zakładzie Gospodarki Lokalowej wystarcza dżentelmeńska umowa. - Nie było przypadku, żeby ktoś wziął pieniądze i nie zapłacił. Tylko czasem chce zatrzymać kilkadziesiąt złotych na chleb - przyznaje Ryszard Jedut z ZGL.
W Zamościu zapłata za pracę jest liczona według najniższego wynagrodzenia. Inaczej niż w bialskiej "Zgodzie”. - Pracę wyceniamy dość wysoko. Ale nie ma sztywnej stawki. Tu chodzi bardziej o zachętę - mówi Henryka Kowaluk z biura spółdzielni. Nie można tam odpracować podstawowej zaległości. Tylko odsetki. Mimo to w ubiegłym roku dłużnicy przepracowali dokładnie 2,5 tysiąca godzin.
Ale nie wszyscy mogą zaoferować taką formę spłaty długów. - Mogę umarzać, rozkładać na raty. Ale nie mogę proponować pracy - wyjaśnia Zbigniew Załoga, dyrektor lubelskiego Zarządu Nieruchomości Komunalnych, który administruje 13 tysiącami mieszkań. Zaległości są astronomiczne - 35 milionów złotych. - Tyle że o odpracowanie długu mało kto pyta - dodaje dyrektor.