Czteroosobowa grupa włamywaczy przyznała się do dokonania 120 włamań. Liczba może być jeszcze większa. Straty sięgają kilkuset tysięcy złotych.
Do zatrzymania pierwszego z członków szajki doszło w ubiegłą środę nad ranem. Patrol policji zainteresował się młodym mężczyzną, który miał ze sobą plecak. Okazało się, że środku posiadał przedmioty pochodzące z kradzieży. Tego samego dnia za kratkami trafili pozostali członkowie szajki.
Od początku cała grupa ściśle ze sobą współpracowała. Działali głównie nocą. Policja udowodniła im także włamania do sklepów w Lublinie, Opolu Lub i Świdniku. – Wszyscy są doskonale znani policji – mówi W. Czapla. – Są to mieszkańcy Kraśnika i okolic. Żaden z nich nie pracuje. Najmłodszy ma 19 lat, a najstarszy 43.
Złodzieje współpracowali z dwoma paserami, którym „upłynniali” towar. Skradzione m.in. butle gazowe sprzedawali dozorcom w zakładach pracy. Pieniądze przeznaczali głównie na alkohol i zabawy. Do niektórych włamań używali mikrobusu. To pomagała im w szybkim przemieszczaniu się. Szczególnie uciążliwe dla mieszkańców Kraśnika były kradzieże drogich aparatów telefonicznych oraz włamania do altanek. Ich łupem padło także kilkadziesiąt rowerów oraz... płyta granitowa z kraśnickiego cmentarza.
Policjanci zgodnie twierdzą, że z taką plagą kradzieży, której dokonała jedna szajka jeszcze się nie spotkali. – Na początku roku zatrzymaliśmy kilkuosobową grupę złodziei, ale mieli na koncie połowę włamań mniej – twierdzi kom. Czapla. – Ci są niechlubnymi „rekordzistami”. Myślę, że mieszkańcy Kraśnika będą mogli odetchnąć.
Część skradzionych rzeczy udało się kraśnickiej policji odzyskać. Sprawa trafiła do kraśnickiej prokuratury.