Dotarliśmy do inicjatorów powstania i ludzi dzięki, którym powstał Pomnik Ofiar Getta Lubelskiego. Nikt ich o nic nie pytał. Poczynaniami władz Lublina są oburzeni...
Rozmowa z Morrisem Wajsbrotem, prezesem New Lubliner & Vicinity Society, grupującego w USA lubelskich Żydów
- W miniony piątek zadzwonił do mnie Michał Hochman, lublinian i znany piosenkarz. Znamy się bardzo dobrze: jego ojciec i ja mieliśmy sklepy motoryzacyjne przy ul. Bernardyńskiej. Po Marcu `68 roku musieliśmy opuścić nasze miasto, ale przyjaźń przetrwała w Nowym Jorku. I kiedy dowiedziałem się, że władze miasta chcą usunąć pomnik, byłem w szoku. Było jasne, że trzeba coś zrobić.
• Był pan jednym z incjatorów wzniesienia pomnika, dziś być może ostatnim z żyjących...
- Duchowym ojcem pomnika był Izydor Sznajdman, który wraz z Marianem Adlerem, przewodniczącym naszej społeczności w Lublinie zabiegali u władz wojewódzkich o realizację monumentu. Pomagałem im, jak moglem. Chodziło o godne upamiętnienie 20 rocznicy likwidacji getta lubelskiego, która przypadała w 1962 roku, ale udało się dopiero na następny rok. Warte podkreślenia, że ówczesny przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej Paweł Dąbek był idei pomnika bardzo życzliwy. Sam miał za sobą obozową przeszłość i rozumiał Żydów i ich cierpienie.
- Od początku Dąbek był zdania, że to musi być miejsce prestiżowe, takie, które pokazywałoby, że Żydzi byli ważną częścią tego miasta. Przecież w 1939 roku było ich w Lublinie 43,5 tysiąca na 118 tys. mieszkańców! Plac przy Świętoduskiej był targiem, gdzie koncentrowało się codzienne życie żydowskie. Poza tym uważalismy, że pomnik na tle Ratusza podkreśli naszą obecność w Lublinie. Dąbek nas poparł, miał tylko obawy czy jacyś partyjni "twardogłowi” nie połapią się przedwcześnie i całego pomysłu szlag nie trafi.
• Nie połapali się...
- W każdym razie nikt oficjalnie nie zaprotestował. Ogłoszono konkurs na projekt i uruchomiono fundusz budowy, na który pieniądze słali Żydzi z całego świata. Potem była wystawa projektów i ten Bogumiła Zgajewskiego okazał się najlepszy. Miał formę żydowskiego ohelu, nagrobka, a swoją smukłością nawiązywał do sylwetki Ratusza.
• Podczas uroczystości odsłonięcia pomnika trzymał pan urnę z ziemią i prochami Żydów z miejsc ich kaźni na Lubelszczyźnie. Jak teraz przyjmuje pan tłumaczenie władz miejskich, że lokalizacja pomnika przy Świętoduskiej miała charakter "przypadkowy”, a wyprowadzenie go na zaplecze Zamku będzie spełnieniem żydowskich marzeń o powrocie monumentu do getta?
- Jest dokładnie odwrotnie. Kto tak mówi, to zakłamuje historię. Albo z niewiedzy, albo z głupoty, albo cynicznie i celowo.
• Jesteście przeciwni nowej lokalizacji?
- Oczywiście! Chcę przypomnieć, że w powojennym Lublinie dwukrotnie dokonano profanacji żydowskich świętych miejsc, jakimi są cmentarze. Napierw budując stadion "Lublinianki” na terenie kirkutu na Wieniawie, a potem szosę przez nowy cmentarz na Kalinowszczyźnie. Teraz następuje zamach na pomnik Holocaustu, pod którym są prochy jego ofiar. Zresztą z tego powodu inskrypcja na pomniku głosi "W każdej garstce popiołu szukam swoich bliskich”. Może już starczy tego grania żydowskimi prochami...
- Sytuacja powstania "oświadczenia” pod którym widnieje popis Josefa Dakara jest zagadkowa. Znałem państwa Zakrojczyków, rodziców Jossiego z Lublina. On się już jednak tu nie urodził, ani nie mieszkał. Nie zna historii powstawania pomnika. Nie zna polskiego, by poprzez lekturę wyrobić sobie obiektywny pogląd na sprawę. Jego wiedza pochodzi z relacji, ale na pewno nie relacji Żydów, którzy mieszkali w Lublinie w latach 60. Kiedy już po pojawieniu się jego "oświadczenia” dowiedział się o wszystkich okolicznościach, przyznał, że nie wiedział o wielu rzeczach. Pomijam już fakt zadziwiającej zbieżności stylistycznej "oświadczenia” Josefa Dakara i listu zastępcy prezydenta Lublina Janusza Mazurka do przewodniczącego Gminy Wyznaniowej Żydowskiej Piotra Kadlcika, które mam przed sobą.
• Czy coś pan sugeruje?
- Nic nie sugeruję, tylko dzielę się wątpliwościami. Boleję natomiast nad rozgrywaniem jednych środowisk żydowskich przeciw drugim przez inicjatorów wyprowadzenie pomnika z placu sprzed Ratusza. Nie sugeruję też, że widok monumentu na tle Ratusza może być komuś niemiły, bo ktoś wreszcie rozszyfrował "plan Dąbka”. Zresztą za odruchy życzliwości wobec Żydów nieźle mu się w 1968 roku oberwało.
• Co dalej z pomnikiem?
-Prawa autorskie obecnej awantury należą do lubelskiego Ratusza. Koledzy z naszego towarzystwa mówią mi, że klucz może leżeć w tym, co z Ratusza... widać. A widać na jego zapleczu tuż obok siebie nasz pomnik i kościół św. Ducha. Może jakiś element tego widoku nie pasuje do lubelskiego krajobrazu? Według naszej wiedzy jest to jedyny w Europie pomysł usuwania z jakiegoś miejsca pomnika Holocaustu. Rozumiem, że w Lublinie wyprowadzanie pomnika jest to o tyle łatwiejsze, że tych, których jest dziełem, z Polski wyprowadzono już wcześniej. To kwestia pewnego standardu cywilizacyjnego. Co się powinno stać? Ten pomnik nie może opuścić placu przy Świętoduskiej. W lutym br. władze miejskie Lublina mówiły władzom żydowskiej gminy warszawskiej tylko o nieznacznym przesunięciu. Kompromisem mogą być jedynie niewielkie korekty lokalizacji. Oczywiście, o ile taki wariant jest możliwy z religijnego punktu widzenia i nie będzie oznaczał zbezczeszczenia i desakralizacji prochów spoczywających pod pomnikiem.