Niejaka pani Eugenia zamieszkała przy ul. Rusałkowej w Lublinie źle się poczuła. Coś ja bolało, swędziało i jeszcze strzykało w łokciu. Wezwała lekarza. Lekarz przyszedł, wypił kawę, chwilę pogadał i obejrzał łokieć pani Eugenii.
- Wszystko w porządku. Przyjdę za pół roku na kontrolę - powiedział i poprosił o 200 zł.
Kilkaset metrów dalej pan Henryk stwierdził u siebie stan przedzawałowy. Wezwał pogotowie. Pogotowie przybyło, pana Henryka obejrzało, pochwaliło urządzenie głównego pokoju i powiedziało, że przyjedzie za pół roku. I jeszcze pogotowie poprosiło o 200 zł.
O takich sprawach pisalibyśmy w gazetach, piętnując złych lekarzy, którzy tylko kasę biorą i nic nie robią. Niestety, teraz będzie ich więcej.
Znowu za długo oglądałem telewizję. To bardzo niezdrowe, zwłaszcza jeżeli ogląda się TVN. Tym razem pilot zatrzymał mi się na programie "Jestem Jaki Jestem”, w którym setki kamer podpatrują codzienne życie Michała Wiśniewskiego, lidera grupy muzycznej o wdzięcznej nazwie "Ich Troje”. Tu wszystko jest prawdziwe, naturalne, spontaniczne i pewnie opracowane według szczegółowego scenariusza. Głównym motywem jest to, że Michał W. płacze (bo matkę miał złą, bo ktoś go o coś oskarżył, bo komuś nie podobają się jego teledyski). Michał W. pewnie niedługo umrze z odwodnienia.
Ale tym razem płakali pediatrzy w całym kraju. Bo oni codziennie idą do przychodni, badają dziesiątki dzieciaków, kłócą się z ich rodzicami, mają nocne dyżury. A potem dostają pensję. Na wieść o jej wysokości połowa emerytów w Polsce zaczyna mieć wyrzuty sumienia, bo zdaje im się, że są nieprzyzwoicie wręcz bogaci.
A w TVN pediatrzy zobaczyli, jak mogłoby wyglądać ich życie. Otóż Wiśniewscy mają syna, którego nazwali Xawierem. Tenże Xawier poczuł się źle. Rodzice wezwali więc pediatrę. Pediatra przyszedł, popatrzył się na bobasa, pomacał go po klejnotach ("Klejnoty ma w porządku” - powiedział) i kazał go ubrać. Powiedział jeszcze, że trzeba go będzie przebadać za pół roku, jak zacznie chodzić. A na koniec poprosił za to 200 zł.
Ja też tak chcę! Obejrzę dzieciaka, powiem trzy zdania i każę mu przyjść na badania za pół roku. A za wszystko wezmę dwie stówy. Dziennie 10 takich wizyt - i mam 2 tysiące. Miesięcznie, po opodatkowaniu, wychodzi mi ponad 30 tysięcy zł. A w wolnej chwili pójdę na jakiś protest przeciwko niskim płacom w służbie zdrowia.