Piątego stycznia Polki z niewielkiej ukraińskiej miejscowości pamiętać będą do końca życia. Mają po siedemdziesiąt, osiemdziesiąt lat, więc nie przypuszczają, by to długo potrwało. Wierzą natomiast w cud, który tego mroźnego, zimowego dnia wydarzył się w kościele. Z oczu gipsowej figurki Matki Bożej z Lourdes popłynęły słone łzy
Odwykli od Boga, patrzyli w telewizor
Otwierając masywne drzwi, staruszka wspomina, jak wraz z innymi Polkami w 1989 r. przekroczyły próg świątyni: To było straszne. Gnijące papierzyska sięgały kolan, a tu gdzie stoi ołtarz, walała się sterta słomy. Dachu w tym miejscu nie było. Lejąca się z góry woda zamieniała wszystko w gnój.
Wtedy było ich jeszcze około trzydziestu. Po kolei stawały przed lokalnymi władzami. Pytano, która zajmie się zdewastowanym budynkiem. Ostatnia wezwana została Helena Kapucjanowa.
- 70 lat wtedy miałam. Jak można zaczynać remont w takim wieku? Usłyszałam, że jak tego nie zrobimy, budynek przejmą grekokatolicy. To nas zmobilizowało. Wszystkie, jakie tu były staruszki, wzięły się do pracy. Wynosiły te papierzyska i laskami podrzucały do ognia, żeby się to czym prędzej spaliło.
A mężczyźni? - Oni przez te wszystkie lata odwykli od Boga. Po co było się modlić, mieli przecież telewizory.
40 dni płakała codziennie
- Ja go tu przyciągnęłam. Nas tu teraz piętnaście starych kobiet zostało i Wołodia, który nam pomaga. Ostatnio nawet u naszego księdza zaczął się spowiadać. On pierwszy zobaczył, że Matka Boska płacze.
Janina Zielińska dobrze pamięta przerażoną twarz chłopaka. Przybiegł do niej roztrzęsiony. Nie wiedział, co robić: Ciągnął mnie do kościoła, chociaż była dopiero dziesiąta godzina, a ksiądz miał przyjechać na piętnastą, żeby mszę odprawić. Jak weszłam do środka i zobaczyłam figurkę, padłam na kolana. Strasznie płakała, łzy lały się ciurkiem.
Kiedy ks. Władysław Motyka, opiekujący się parafią w Niżankowicach, przyjechał z Nowego Miasta, podszedł do gipsowej figurki i przetarł jej twarz. Powiedział, że jak łzy pojawią się po nabożeństwie, to coś w tym musi być. Gdy skończył mszę, twarz znowu była wilgotna. Przez kolejnych czterdzieści dni Matka Boska płakała codziennie.
Łzy Marii w strzykawce
- Każda z nich to dla mnie sukces, mam tu bowiem straszną konkurencję. Oprócz cerkwi prawosławnej są jeszcze cerkiew i monastyr grekokatolicki - żartuje, prowadząc do swego mieszkania.
W skromnym pokoju stoi wysłużony telewizor. Jest cały czas "włączony”, tyle że transmisję zastąpiła wklejona w ekran podobizna papieża. Zanim ksiądz zaczyna opowiadać o niezwykłych wydarzeniach, przynosi strzykawkę wypełnioną przezroczystym płynem.
- Ks. Motyka pojechał w styczniu do Polski, byłem więc w Niżankowicach niemal codziennie. Z pierwszej wizyty pamiętam ogromne przerażenie na twarzach zebranych. Stali na miękkich nogach i modlili się do płaczącej figurki. Łzy spływały po policzkach. Nie zamarzały, chociaż było minus piętnaście stopni.
Zebrał je do strzykawki, skosztował, były słone. Szuka w tej chwili laboratorium, które podda płyn wnikliwym badaniom. Nie spieszy się, Kościół ma bowiem czas. Wszystko odbywa się zgodnie z zasadami prawa kanonicznego.
- Najważniejsze jest głoszenie ewangelii, a nie fajerwerki. Jeśli Matka Boska będzie chciała, żeby w Niżankowicach powstało sanktuarium, to tak się stanie. A jeśli to ludzka sprawa, rozejdzie się po kościach - mówi ks. Lorenc.
Nasz biedny kościół czeka na remont
Helena Kapucjanowa jest bardziej przyziemna. Pokazuje zeszyt, w którym zaczęła niedawno spisywać historię kościoła: Tu trzeba remont robić jak najprędzej, nasz biedny kościół od dawna już na niego czeka. Może figurka daje nam znaki i z tego powodu zaczęła płakać. Ja już niedługo pożyję, ale mam nadzieję, że uda mi się tego doczekać.
Inna wersja głosi, że Matka Boska ma dość "wojny”, jaką prowadzą ze sobą grekokatolicy i prawosławni.
- Jedni modlą się w niewielkiej kaplicy, drudzy dysponują dwiema cerkwiami we wsi. Żadnej nie chcą oddać, więc dochodzi do przepychanek. Kiedyś interweniowała nawet policja. Funkcjonariusz został oblany benzyną. Tłum stał nad nim, ktoś już nawet odpalił zapałkę - opowiada ksiądz Lorenc.
Wyrzeczeń coraz więcej
- Pierwsza trzymałam ją na rękach. Ona nigdy wcześniej nie płakała, zaczęła dopiero teraz - mówi wzruszona staruszka.
Wieść o wydarzeniu rozniosła się błyskawicznie. Do Niżankowic zaczęli zjeżdżać pielgrzymi z miejscowości oddalonych o dziesiątki kilometrów. Jacyś młodzi ludzie z Chyrowa na małej karteczce obok figurki zostawili przyrzeczenie, że przez najbliższy rok w ich życiu nie będzie żadnych używek.
I choć Matka Boska płacze coraz rzadziej, stos kartek nadal się powiększa...