– To, co mnie interesuje i bardzo intryguje, to brzmienie głosu tej dziewczyny, Tatiany Okupnik. Tembr jej głosu jest tak wyróżniający się z tłumu wokalistów! Tak charakterystyczny, ciekawy! – powiedziała kiedyś Irena Santor. I chyba miała rację.
Wszystko zaczęło się bardzo dawno temu, w roku 1998 w Łodzi. Mieszkał tam pewien muzyk, któremu znudziło się granie w filharmonii. – W wieku 38 lat zamknąłem w swoim życiu rozdział klasyczny – mówi teraz Paweł Rurak-Sokal, lider „Blue Cafe”.
Polska straciła w ten sposób zdolnego filharmonika, ale zyskała nową gwiazdę. Bardzo dziwną gwiazdę, bo uwielbia ją publiczność, media i krytycy. Ci ostatni zwłaszcza dlatego, że zespół Pawła Sokala jest świetną odtrutką na monumentalny kicz spod znaku „Ich Troje”.
Gwiazdy na łopatkach
Z sukcesów „Blue Cafe” cieszy się jeszcze kilka osób z koncernu muzycznego Pomaton EMI Polska. Bo jak tu się smucić, kiedy debiutancka płyta sprzedaje się w nakładzie prawie 100 tys. płyt? Tym bardziej, że stare gwiazdy mogą o takich wynikach tylko pomarzyć. Ostatnia płyta Justyny Steczkowskiej znalazła ledwo 17 tys. nabywców. „Varius Manx” ma jeszcze gorzej: tylko 10 tys. Nawet ostania płyta lubelskiej megagwiazdy, Budki Suflera, znalazła o połowę mniej chętnych niż „Fanaberia” Blue Cafe.
Nic dziwnego, że Piotr Kabaj, dyrektor generalny Pomaton EMI Polska, dokładnie pamięta swoje pierwsze spotkanie z zespołem. Gdyby się wtedy nie uparł, to pewnie męczyłyby go koszmary o niewykorzystanej okazji.
– W lipcu 2001r. zobaczyłem ich na koncercie w ekskluzywnym sklepie meblowym, gdzie grali na jakimś bankiecie – wspomina. – Patrzę i myślę: właśnie na to czekałem parę lat!
Paweł Sokal ma gorszą pamięć.
– Za stary jestem, żeby to pamiętać. Powiem tylko, że początki były takie, że niejeden by nie wytrzymał. Trudno znaleźć tylu muzyków z odpowiednią motywacją.
Piotr Kabaj postanowił zainwestować w zespół. Blue Cafe miało wtedy kilka zalet i jedną wadę. Zalety: talent, świetna wokalistka i doświadczenie sceniczne zdobyte na licznych, choć małych koncertach. Wady: byli kompletnie nieznani i grali mało znaną u nas muzykę.
– Mięliśmy w składzie puzon, więc wszyscy klasyfikowali nas jako zespół jazzowy. I przez pewien czas odrzucały nas wszystkie wytwórnie, bo w Polsce był właściwie monopol na pop i ludowiznę – podkreśla Paweł Sokal.
– Wiedziałem, ze trudno będzie przekonać publiczność do ich twórczości – zgadza się Piotr Kabaj. – Jednak szybko podpisaliśmy z nimi kontrakt.
Trąbka z Chełma
Pierwsze dwa single, mimo mocnej promocji radia RMF FM, przepadły. Potem był festiwal opolski i „Kochamy siebie”. Za trzecim razem chwyciło. Media rzuciły się na nową twarz polskiej sceny. Potem była płyta i słynne już eliminacje do konkursu Eurowizji. Wielkie zamieszanie w SMS, kłopoty z policzeniem głosów, itd. Na finał pojechało „Ich Troje”, ale trzecie miejsce Blue Cafe i tak było sukcesem.
Kiedy Blue Cafe rozłożyło już rodzimą konkurencję na łopatki, pojawiło się pytanie: czy 8-osobowy zespół może wyżyć z grania?
– Mamy tak dużo koncertów, że część propozycji musimy odrzucać. Bo nie da się zagrać w trzech miejscach jednocześnie – śmieje się Paweł Sokal. – Dzięki temu nie żyjemy od pierwszego do pierwszego.
Piotr Sławiński też nie narzeka. 25 lat temu urodził się w Chełmie, a teraz spełnił swoje największe marzenia:
– Zawsze chciałem powiesić sobie nad łóżkiem platynową płytę.
Zanim Piotr zapracował na swój sukces, ciężko mieli... sąsiedzi.
– Na szczęście sąsiadów mieliśmy tolerancyjnych i większych problemów nie było, choć Piotrek ciągle grał i grał – opowiada Elżbieta Sławińska, mama Piotra.
Państwo Sławińscy to rodzina z muzycznymi tradycjami. W domu, na eksponowanym miejscu, skrzypce dziadka. Pani Elżbieta startowała kiedyś do festiwalu opolskiego. Starszy brat Piotra studiuje muzykologię na uniwersytecie w Poznaniu.
– Ale trąbka to był pomysł syna – podkreśla E. Sławińska. – Kiedyś na lekcji religii ksiądz rozmawiał o miłości, związkach i dziewczynach. Piotrek powiedział, ze ma już dziewczynę. Trąbkę.
Na podbój Europy
Teraz Blue Cafe kończy nagrywanie nowej płyty.
– Płyta będzie zaskoczeniem – podkreśla Paweł Sokal. – Będą m.in. goście z Azji.
Blue Cafe myśli też o podboju zagranicy.
– Tam są jednak zupelnie inne prawa rządzące rynkiem – mówi Paweł Sokal. – Jest po prostu dużo trudniej niż u nas. My nastawiamy się przede wszystkim na koncerty. Potem będą potrzebne duże pieniądze na promocję.
Sprawę na pewno ułatwi znajomość języków obcych. Wszyscy dobrze mówią po angielsku, a Tatiana Okupnik ma jeszcze w zanadrzu hiszpański, francuski i... łacinę, za którą się ostatnio zabrała.