Na gorącym uczynku przyłapaliśmy i sfotografowaliśmy w Czeremnie rabusiów, bezkarnie plądrujących cmentarzyska i bezcenne skarby naszej historii. Po naszej interwencji władze Tomaszowa Lubelskiego i miejscowa policja zapowiadają ofensywę przeciw wandalom
- Tysiąc lat temu dzisiejsze Czeremno nosiło dumną nazwę "Czerwień” czyli "Złoty Gród” i było stolicą systemu obronnego Grodów Czerwieńskich. Krwawe boje o władanie nad grodem z polskim królem Bolesławem Krzywoustym toczyli książęta ruscy. W XIII wieku padły Grody Czerwieńskie, a ich wódz Batu Chan kazał rozebrać umocnienia, by nigdy nie stanowiły zapory dla wypadów ze wschodu - opowiada prof. Andrzej Kokowski, kierownik Katedry Archeologii UMCS.
Czeremno dziś
Czasy wielkiej świetności Czerwienia, kiedy ciągnęły tędy karawany kupców z wozami pełnymi skrzyń, bezpowrotnie minęły.
- Tak, jak minął widok dostojników obrządku bizantyjskiego, spacerujących po koronie wałów z wielkimi enkolpionami (relikwiarzami) na piersiach. Nie trzeba wysilać wyobraźni, by obrazy sprzed tysiąca lat same przesuwały się przed oczyma. A dziś po koronie wałów buszują cmentarne hieny - mówi z żalem prof. Kokowski.
Czeremno dziś, pod koniec lata 2003 r. Na świeżo zaoranych polach, stanowiących teren dawnego podgrodzia, pojawiają się grupy mężczyzn uzbrojonych w wykrywacze metali.
- Ustawiają się w tyralierę i wsłuchują w dźwięki płynące ze słuchawek. Są jak cmentarne hieny. Nie mają szacunku dla ludzkich kości. Plądrują pochówki. Moi studenci z przerażeniem oglądają z zarośli akcje "eksploratorów” ubranych w moro - opowiada Kokowski.
Nawet dla szkieletów litości nie mają!
- Najlepiej złapać ich w sobotę, poprzedzającą niedzielne targi staroci w Lublinie - podpowiada nam jeden z lubelskich kolekcjonerów.
Z Jackiem Mirosławem, fotoreporterem uzbrojonym w potężny teleobiektyw, do Czeremna wyruszamy więc o 6 rano. Dwie godziny jazdy i jesteśmy na ryneczku w Tyszowcach.
- Do grodziska? Prosto - tłumaczy ekspedientka w sklepie spożywczym.
• Coś tam jeszcze zostało?
- A co, wy też na wykopki?
• Na reportaż o cmentarnych hienach.
- Panowie kochani! Co było, to z ziemi wybrali. Nawet dla szkieletów litości nie mają!
Gdy ruszamy w drogę, przed sklepem zatrzymuje się wojskowy łazik z podkarpacką rejestracją. Za burtą widać wykrywacze metalu.
Grodzisko od gołębiów było spalone
Przed domem Błaszczuków, skąd pięknie widać grodzisko, czerwona tablica ostrzega tych, którzy odważą się kopać na terenie grodu i podgrodzia.
Na nasz widok zza zabudowań wychodzi Henryk Błaszczuk. Przedstawiamy się. Zaprasza na ławeczkę. Opiera ręce na lasce.
- Urodziłem się w 1922 roku. Patrzę na gród już tyle lat. Potężny był, wyniosły. A wiecie, jak go mongolskie wojsko spaliło?
• Niech pan opowie...
- To jeszcze dziadek mi opowiadał, a dziadowi ojciec. Złapali gołębiów, nasmarowali smołą, przyczepili w ogony słomę, przekupili kobietę z podgrodzia, kazali zanieść na gród, skrzesać ogień i ogony gołębiom podpalić. I z gołębi był pożar, grodzisko spalili. I kobietę też - ze śpiewnym akcentem opowiada Błaszczuk.
Zapytany o rozkopywanie grodziska, tłumaczy:
- Panie, to ich czas teraz. Jak tylko sierpniowe orki się skończą, zjawiają się na polach. Ryją po ziemi, a co znajdą, chowają do toreb. Szacunku dla grobów nie mają. To napastnicy szkieletów! - dodaje wzburzony Błaszczuk.
Na gorącym uczynku
Błaszczuk zgadza się jechać z nami na wały. Wsiadamy do samochodu. Parkujemy z drugiej strony grodziska, by hieny nie zauważyły auta. Idziemy na obchód. Nasz przewodnik dziarsko wywija laską, snując opowieść o starym dworze, kościele, którego dzwony biją pod ziemią do dziś, o tajemnych przejściach i królewskim mieczu zdobnym w drogie kamienie, znalezionym tuż po wojnie na grodzisku.
Powolutko schodzimy z wałów w głąb starego grodu. Na środku, wśród traw, ślady po "wykopkach”. Na ziemi porozrzucane, wdeptane skorupy średniowiecznych naczyń. Tu też byli "eksploratorzy”. Wychodzimy na górę.
Nagle pan Henryk unosi laskę do góry:
- Patrzcie: są!
Rzeczywiście, na podgrodziu widać dwóch mężczyzn uzbrojonych w wykrywacze metalu. A jednak! - udało się ich złapać na gorącym uczynku. Jacek zakłada na aparat potężny teleobiektyw.
- Będę udawał, że panu robię zdjęcie. Może się nie zorientują...
Jeden z poszukiwaczy szybko znika w zaroślach. Wsiadamy do samochodu. Liczy się każda sekunda. Po chwili jesteśmy 20 metrów od drugiego mężczyzny. Jacek opiera obiektyw na masce samochodu. Słychać serię uderzeń migawki.
- Mamy go! - mówi Jacek nie odrywając oka od wizjera.
Ja bym go, sukinsyna!, kijem przetrącił
Na drugim skraju wsi mieszka Stanisław Błaszczuk. W Czeremnie nazywają go strażnikiem grodu.
- Panie, on aż od wojewody dostał w Lublinie medal za dzielność nad zabytkami - tłumaczy jedna z kobiet obierających fasolę.
Zajeżdżamy do Błaszczuka. Tu też suszy się fasola. Z jej zbioru żyje połowa wsi. Mówimy, że na podgrodziu kopią.
- Aż sukinsyny! Ja im dam! - krzyczy Stanisław Błaszczuk. Biegnie do domu, po chwili wraca z potężną lornetką.
- Jest... Ja bym go, sukinsyna!, kijem przetrącił. Trzeba jechać na posterunek do Tyszowiec. Pojedziecie?
Staje na tym, że my jedziemy na policję, a on dzwoni do burmistrza.
Kilkanaście minut później jesteśmy przy posterunku. Zamkniętym na cztery spusty...
Z grodziska na giełdę staroci
O tym, że złapaliśmy "eksploratorów” na gorącym uczynku, jeszcze z trasy informujemy prof. Andrzeja Kokowskiego. Co na to profesor?
- Koniecznie jedźcie w niedzielę na giełdę staroci - radzi profesor. - Zobaczycie ich, jak będą kupczyć swoim "umiłowaniem do historii”.
W niedzielę jestem na targach o siódmej. Znajome hieny kręcą się przy stoiskach.
Co mogli znaleźć w ziemi?
- Fragmenty garnków, żelazne narzędzia, koraliki, fragmenty ozdób, broń. Najchętniej polują na monety. A nuż któryś znajdzie królewski pieniądz? Wtedy wyprawa się opłaci - tłumaczy Czesław Koman, archeolog z Wojewódzkiej Służby Ochrony Zabytków, delegatura w Zamościu.
Co na to konserwator zabytków?
Ustawa o ochronie zabytków stanowi jednoznacznie, że kto bez zgody konserwatora prowadzi jakiekolwiek prace ziemne na terenie grodziska i podgrodzia w Czeremnie, popełnia przestępstwo ścigane z urzędu. A jeśli przypadkiem cokolwiek w ziemi znajdzie, powinien niezwłocznie zawiadomić o tym służby konserwatorskie.
• Co możecie zrobić w sprawie rozkradania grodziska? Za rok, dwa, może niewiele zostać z jego świetności. Rabusie z wykrywaczami wyprują z ziemi co się da. Zostawią tylko rozwleczone kości...
- Co my możemy zrobić? Należałoby do pilnowania grodziska zatrudnić strażnika. A na to nie ma pieniędzy.
• Założycie ręce?
- Nikt nie upilnuje grodziska, jeśli nie pomogą nam w tym mieszkańcy. Chciałabym tą drogą zaapelować do ich serc. To jest kawał naszej wspaniałej historii. Wspólny skarb. I należy go chronić - mówi Grażyna Żurawicka, kierownik Delegatury WSOZ w Zamościu.
Policja mówi: dość!
Co zrobi burmistrz Tyszowiec Ryszard Bartosz?
- Na już: robimy robocze spotkanie z konserwatorem. Zwrócimy się z apelem do okolicznych mieszkańców, by lepiej pilnowali grodziska. Ustawimy specjalne tablice, zabraniające jakichkolwiek poszukiwań - mówi Bartosz. Zwrócę się o pomoc do Wojewody i Marszałka Województwa. Sami nie damy sobie rady.
Co zrobi policja w Tomaszowie Lubelskim, któremu podlega rewir w Tyszowcach?
- Wzmocnimy kontrole na grodzisku. Od dziś będzie to dla nas sprawa priorytetowa. Zwracam się do mieszkańców Czeremna. Kto zauważy poszukiwaczy, ma obowiązek zgłosić to na numer 997. Natychmiast jedziemy na miejsce.
Sprawdzimy, czy poszukiwacze mają pozwolenia na prace wykopaliskowe. Jeśli nie, to do samochodu - i na komisariat. Przeprowadzimy postępowanie wyjaśniające, które może skończyć się aresztem albo grzywną. Jeszcze raz powtórzę: grodzisko w Czeremnie jest od tej chwili pod specjalnym nadzorem - mówi stanowczo młodszy inspektor Cezary Czarnowski, z-ca Komendanta Powiatowego Policji w Tomaszowie Lubelskim.