Jestem stałym czytelnikiem Dziennika i śledzę praktycznie całą problematykę poruszaną w gazecie. Ostatnio tematem codziennym jest sprawa służby zdrowia (...).
Po pierwsze:
czy lekarze biorą?
Biorą. Biorą, ale pytanie: kto im daje? Ja mam do czynienia z lekarzami od 17 lat. Do 50-tki miałem bardzo ograniczony kontakt. W tym czasie przeszedłem 5 operacji, i to nie małych (naczyniowe, onkologiczne) i praktycznie nie dałem. Choć raz lekarz, który mnie operował, odwiedził mnie i tłumaczył mi, co mu zawdzięczam i jak ciężki był to zabieg. Było to tak jednoznacznie powiedziane, że moja reakcja okazała się trafną. Podziękowałem mu i oświadczyłem, że on tak samo, jak ja, skończył studia za państwowe pieniądze i ja w swoim zawodzie (inżynier górniczy) jeśli coś źle zrobiłem, to prokurator, a jeśli dobrze, to nie było żadnej alternatywy. Reakcja – obrót na pięcie, odejście ale na drugi dzień na korytarzu pierwszy mi powiedział „dzień dobry”. Głupio mi się zrobiło, że nie pierwszy ja byłem (...).
Inny problem w służbie zdrowia:
gdzie szukać pieniędzy?
Wystarczy prześledzić drogę pacjenta. Po dostaniu się do lekarza pierwszego kontaktu i rozpoznaniu choroby na podstawie analiz wykonanych w laboratoriach przychodni rejonowych (niemały koszt) ta dokumentacja pozostaje w przychodni i lekarz kieruje do specjalisty, który znowu kieruje do „swego” laboratorium na badania, po czym kieruje do szpitala (ja tę drogę skracam).
To, co teraz napiszę, jest kroniką mojego pobytu w klinice. Tu się zaczyna procedura, po odczekaniu w izbie przyjęć, gdzie wykonuje się EKG, rentgen itd. I na oddział – i to wszystko w danym dniu. W tym dniu rozmowa z lekarzem, który jeszcze nic nie wie, wywiad, pielęgniarka, wieczorem lekarz, obiadu nie ma, bo się przyszło późno (to celowo zaznaczam). I to wszystko w pierwszy dzień.
Na drugi dzień ponownie badania krwi, moczu itd. Pierwsze rozpoznanie lekarskie – i czekanie. Czyli: hotel i wcale nie złe wyżywienie
W trzecim dniu dodatkowe badania i nic – czekanie. Wieczorem decyzja, że jutro dodatkowe badania w innej klinice.
W czwartym dniu badanie i nic – czekanie.
W piątym – czekanie.
I sobota, niedziela... Tydzień minął.
Dlaczego lekarz pierwszego kontaktu nie przekazał badań laboratoryjnych specjaliście? Jeśli laboratoria w przychodniach rejonowych, specjalistycznych dla szpitala są niewystarczające, to trzeba podnieść poziom tych usług, a
nie wydawać pieniędzy bez sensu.
Ja, idąc do szpitala, kierowany jestem przez fachowca powinienem być wyposażony w komplet badań wystarczający dla szpitala. Wymaga to po prostu trochę organizacyjnych pociągnięć.
Gdzie jeszcze szukać pieniędzy? Sale operacyjne planowo wykorzystywane są od 8 do 15. W sobotę i niedzielę stoją niewykorzystane, a ludzie w kolejce czekają na zabiegi. Trzyma się ich i karmi. Trudno mówić, że jest mało lekarzy i pielęgniarek. W przypadku kliniki to jest ich na tyle, że uruchomienie sali operacyjnej na trzy zmiany, również w soboty i niedziele, nie powinno być sprawą trudną. Nie musimy szukać pracy dla lekarzy i pielęgniarek za granicą.
Wrócę do jedzenia. W klinice, w której byłem, jedzenie jest wystarczające pod względem jakościowym i ilościowym, bo mimo że zjedzą pacjenci, pełne wyżywienie mają nie tylko pielęgniarki (ja do emerytury nie dostaję całodziennego wyżywienia), ale i salowe, które już nie są pracownikami szpitali tylko mają własną spółkę (...). O czym to świadczy? Nawet 10% składka nie wystarczy na rozrzutność (...).
Piszę to nie anonimowo, proszę jednak o zachowanie mojego nazwiska w redakcji, bo (...) Oni mnie będą leczyć dalej.