Popisowe pisanki
– Tak niepowtarzalnymi dziełami sztuki koniecznie trzeba się pochwalić przed rodakami na obczyźnie. Artykuł pod tytułem „Pisanki z Jezusem i zajączkiem” ukaże się w dwutygodniku „Samo Życie”, którego nakład sięga 30 tys. egzemplarzy i będzie wstępem do zorganizowania wystawy nad Renem – mówi Dionizy Zejer, kierownik polskiego działu gazety „Samo Życie”.
Dionizy Zajer 31 marca br. przeczytał w Internecie artykuł Dziennika Wschodniego „To dopiero jajka”. Jeszcze raz się potwierdziło, że kto raz spojrzy na pisankę Krystyny Matysiak z Urzędowa, nie może się oprzeć jej urokowi. W ten sposób pojedyncze sztuki trafiły już do pobratymców ze Stanów Zjednoczonych, Włoch, Australii. Jarosław Stawiarski, starosta kraśnicki, , urzeczony widokiem urzedowskich pisanek, zgłosił je do Polskiej Księgi Rekordów i Osobliwości.
– Jesteśmy zachwyceni
mrówczą pracą pani Matysiak. O niczym takim dotychczas nie słyszeliśmy. Towarzystwo Kontroli Rekordów Niecodziennych jednogłośnie przychyla się do propozycji starosty – mówi Małgorzata Gęborek, naczelny kontroler z Ksiegi.
Na czym polega niepowtarzalność pisanek z Urzędowa? Na każdym jajku widać, jedyny w swoim rodzaju, obrazek Chrystusa zmartwychwstałego, na rewersie jest kaczucha, ptaszek, zajączek, aniołki, konwalie.
Autorka rozstawia na ławie kopę jajek. Na pisanki wybiera tylko białe jajka – buszuje po koszykach na targu, czasem sąsiadki jej przynoszą. Zauważyła że z roku na rok o białe skorupki coraz trudniej i są coraz słabsze.
Pisanki skrobie od dziecka. Swej pasji poświęca
12 – 14 godzin dziennie.
Mąż Andrzej gotuje, sprząta, robi zakupy.
– Ja jestem „Marysia” – nawiązuje do roli Wojciecha Pokory z komedii „Poszukiwany, poszukiwana”. – Żona jest artystka...
Pani Krystyna zaprzecza. Podkreśla, że nie ma wykształcenia plastycznego, nie jest nawet zarejestrowana jako twórca ludowy.
– Jedna pani profesor po Akademii Sztuk Pięknych zawsze mi mówi: – Dziewczyno, jaką ty masz piękną kreskę! A ja nawet nie wiem, co to jest ta kreska – śmieje się. – Dzięki temu, że jajka są nierówne, od razu wiem jaki obraz mi się zmieści: na podłużnym kaczucha, jak jest jakaś mazaja, od razu widzę nosek kotka albo oko słowika i od tego zaczynam.
Warsztat artystki mieści się w małej kosmetyczce.
– Jeden skrobaczek i drugi, bardzo ostry, do wyskrobywania szczegółów takich jak rzęsy to wszystko, co mi potrzebne do pracy – pokazuje narzędzia przypominające śrubokręty. – Dostałam je w prezencie od szwagra ze Stanów. Dzięki nim mogę odrapać skorupki precyzyjnie. Zaostrzony nóż tokarski i rysik diamentowy nie zdawały egzaminu.
Jak ważne są dla niej te instrumenty, można się przekonać oglądając pisanki sprzed lat.
– Teraz nie zdarza mi się już tak pisanki spaskudzić, żeby nie dało się jej poprawić. Ale początkowo byłam bliska płaczu.
A powodów do płaczu było więcej. Najpierw miała problem z barwieniem jajek.
– Jeśli się jajko gotuje w samych płatkach cebuli, nie można zeskrobać skorupki do białości. Cały czas wychodzi czerwony odcień, nie uzyska się, na przykład, białej flagi. Eksperymentowałam więc.
Początkowo nie mogła też sobie poradzić z zachowaniem proporcji skrobanych postaci. Ale pani Krystyna nie należy do ludzi, którzy łatwo się poddają, rezygnują.
– Uczyłam się na błędach.
Pisanie pisanek to tak, jak by tworzyć obraz na kliszy fotograficznej. Jak bym teraz wzięła do ręki ołówek, miałabym pewnie problem z rysowaniem.
Nakłada na prawą dłoń wełnianą rękawiczkę. Zaczyna skrobać kolejną pisankę. Na twarzy pojawia się uśmiech – przypomniała sobie anegdotę:
– Mistrzu – zwraca się uczeń do Matejki – jak to jest: ja maluję obraz przez dwa dni, morduję się, a później przez dwa lata nie mogę go sprzedać? Matejko odpowiedział: – Cierpliwości, młody człowieku. Jak będziesz malował obraz przez dwa lata, to sprzedasz go w ciągu dwóch dni...
Izabela Leszczyńska