Trzeba przekonać mieszkańca regionu, że warto odlecieć z Lublina. Pokazać mu, że to lotnisko przyjazne, bezpieczne, nowoczesne. Lotnisko, z którym będzie miał dobre połączenie komunikacyjne. Wszystkie lotniska regionalne odniosły sukces. I my też musimy o to zadbać. Rozmowa z Krzysztofem Żukiem, prezydentem Lublina.
– Oczywiście, dumę. Ale ja z wielu rzeczy jestem dumny, a tu chodzi o coś więcej niż tylko o dumę. To inny wymiar emocji, będący wyrazem naszych aspiracji. Czujemy się lepsi, przełamaliśmy pewną niemoc, również w wymiarze mentalnym, odnieśliśmy sukces. Lotnisko jest symbolem, że coś ważnego nam się udało.
• Ma pan takie poczucie?
– Oczywiście. Na wybudowanie lotniska mieliśmy wpływ jako samorządy i dobrze się z tego zadania wywiązaliśmy, również w zakresie finansowego spięcia tej inwestycji. Lotnisko miało przełamać barierę komunikacyjną i to się udało. Kiedy teraz spotykam się z inwestorami, zawsze podkreślam, że mamy już lotnisko i z łatwością można się do nas dostać. To istotny element przetargowy w rozmowach biznesowych. Kilka dni temu byłem w Nancy, naszym mieście partnerskim. Spotkałem się tam z przedsiębiorcami z Lotaryngii i już się umówiliśmy, że latem do nas przylecą wyczarterowanym samolotem. Gdybyśmy nie mieli lotniska, nie byłoby tej wizyty. Dla biznesu, który ceni czas, to niezwykle ważne, że mamy lotnisko.
• Kilka tygodni temu spytałam pana Jacka Sobczaka, szefa Rady Nadzorczej portu, czyim sukcesem jest lotnisko. Bez wahania odpowiedział, że to jego sukces. A co pan odpowie na to pytanie?
– Zdecydowanie nie zgadzam się z panem marszałkiem w tej kwestii. Każdy sukces jest dziełem pracy zespołowej i jestem przeciwny zawłaszczaniu sukcesu lotniska przez poszczególne osoby. Na lotnisko pracowali zarówno ludzie, którzy mieli wizję jego zlokalizowania w Świdniku, jak i ci, którzy przygotowywali i uruchomili proces inwestycyjny, a potem go prowadzili, aż do zakończenia budowy.
• Jaką widzi pan w tym rolę miasta?
– To inwestycja, która wymagała od miasta Lublin bardzo dużego zaangażowania. Jako walne zgromadzenie spółki musieliśmy podejmować szereg decyzji. Dodam, że decyzji trudnych, tworzących dla nas ryzyko finansowe. Przypomnę, że miasto Lublin w kapitale spółki Port Lotniczy Lublin zaangażowane jest na kwotę 98 mln zł, z 56-procentowym udziałem. Jesteśmy więc większościowym akcjonariuszem i ponosimy główne ciężary związane z finansowaniem portu i odpowiedzialnością za jego funkcjonowanie. Jednym z takich znaczących ciężarów było zawarcie umowy na emisję obligacji z Bankiem Gospodarstwa Krajowego, na mocy której jesteśmy wspólnie z samorządem województwa gwarantem, że bank odzyska swoje pieniądze. A to oznacza, że to my jako samorządy będziemy wykupywać wspomniane obligacje wyemitowane na kwotę 180 mln zł. Jeśli nie wykupi ich spółka, razem z samorządem województwa musimy do 2020 roku rozliczyć się z bankiem. Wnieśliśmy też blisko 70 mln zł na podwyższenie kapitału – tyle lubelscy podatnicy zapłacili, żeby to lotnisko zostało wybudowane. To jest właśnie wymiar obciążeń spoczywający na mieszkańcach Lublina, bo to z ich podatków będziemy te koszty pokrywać.
• Dodajmy, że będą to wielomilionowe koszty.
– Lotnisko będzie deficytowe przez najbliższe lata. Straty trzeba będzie pokrywać m.in. przez podwyższanie kapitału. Takie są realia – żadne lotnisko w Polsce nie przynosiło od razu zysków. Dlatego tym bardziej musimy zadbać o wykreowanie takiego ruchu pasażerskiego, by w 2015–2016 roku już zrównać przychody z kosztami.
• Wiele tu zależy od dobrego gospodarza, czyli zarządu portu. Po stronie miasta są ogromne obciążenia finansowe, ale to nie ma przełożenia na faktyczną władzę. A nawet wiedzę o tym, co dzieje się w spółce.
– Ta uwaga jest trafna. Akcjonariusz nie może być niczym zaskakiwany wobec finansowego ryzyka związanego z utrzymaniem spółki. W związku z tym oczekuję takiego ładu korporacyjnego w Porcie Lotniczym Lublin, który to ryzyko zminimalizuje. Rada Nadzorcza powinna wykorzystywać swoje kompetencje do rzeczywistego nadzoru nad zarządem spółki, a walne zgromadzenie akcjonariuszy, w którym mamy większość, powinno aktywnie uczestniczyć w strategicznych decyzjach.
– Nie chcę sprowadzać tego do decyzji personalnych. Dzisiaj mamy sytuację, w której zakończył się proces budowy portu. Wchodzimy w nową fazę: zarządzania deficytowym lotniskiem. Startujemy i to jest nie lada wyzwanie. Teraz trzeba szybko trzeba zbudować model biznesowy zmniejszający ryzyko finansowe dla miasta. Zarząd będzie musiał przedstawić swoją koncepcję zarządzania portem z wiarygodnym biznesplanem, który pokaże, w którym roku spółka osiągnie próg rentowności. To powinien być logiczny i wiarygodny model funkcjonowania lotniska – od dochodzenia do samodzielności finansowej, po dalszą działalność inwestycyjną. I na tej podstawie będę dokonywał ocen.
• Port Lotniczy Lublin to spółka, której będzie się pan bacznie przyglądał?
– Zdecydowanie. Po pierwsze, miasto Lublin jest jej głównym akcjonariuszem i ponosi odpowiedzialność za realizacje celów strategicznych. Po drugie, spółka ta generuje dla miasta duże obciążenia i ryzyka finansowe. Dlatego nadzór będzie bardzo rygorystyczny. To jest moja odpowiedzialność przed mieszkańcami Lublina.
• W kuluarach mówi się o konflikcie między panem a Jackiem Sobczakiem w lubelskich strukturach Platformy Obywatelskiej. To siłą rzeczy musi przekładać się na sytuację w spółce, której miasto jest właścicielem, a marszałek Sobczak szefuje jej Radzie Nadzorczej.
– Spółka Port Lotniczy Lublin wymaga twardych zasad biznesowych. Będę więc podejmował decyzje zgodne z interesem miasta i polityka nie ma z tym nic wspólnego. Marszałek Sobczak występuje tu w roli przedstawiciela województwa, które ma nieco mniejsze, ale podobne ryzyko, jak miasto. Jako wspomniany przedstawiciel akcjonariusza w Radzie Nadzorczej nie może więc utożsamiać się ze spółką, ale ją nadzorować.
• Ale się utożsamia i wcale tego nie ukrywa.
– To – mówiąc delikatnie – mocno niestandardowa sytuacja. W Ministerstwie Skarbu Państwa nadzorowałem wiele spółek i nigdy nie spotkałem się z sytuacją, by członek Rady Nadzorczej utożsamiał się z interesem zarządu spółki, a nie z interesem akcjonariusza, który go oddelegował. Dodajmy, że ma on przy tym taką samą odpowiedzialność kodeksową jak członek zarządu. Warto, żeby wszyscy członkowie rady o tym pamiętali.
• Lotnisko budzi ogromne zainteresowanie i emocje wśród ludzi. Czy wobec tego społeczeństwo ma prawo do bieżącej informacji na temat tego, co dzieje się w porcie? To przecież darmowa promocja dla lotniska.
– Ta spółka ma kapitał publiczny i w związku z tym zarząd musi uwzględniać transparentność i jawność informacyjną wkomponowaną w politykę akcjonariuszy. Zarówno Lublin, jak i samorząd województwa prowadzą politykę pełnej otwartości informacyjnej z oczywistych powodów – takie są standardy prawne. Zarząd i prezesa PLL obowiązują te same zasady budowania relacji zewnętrznych i dostępności, której oczekuje otoczenie.
– Nie i to będziemy poprawiali. Pamiętajmy też, że szeroko rozumiana polityka informacyjna spółki wpisuje się w jej promocję – a to w tej chwili jedna z ważniejszych spraw, gdy lotnisko zacznie działać. Konkurencyjne otoczenie wymaga szybkich działań marketingowych – a u ich podłoża leży przecież informacja. Musimy zadbać o to, by zwiększać wolumen pasażerów, a do tego potrzebne są dwie rzeczy. Po pierwsze, sieć połączeń atrakcyjna dla pasażerów, a po drugie, promocja lotniska. Dziś do Londynu można odlecieć z Lublina, Modlina i Rzeszowa. W związku z tym trzeba przekonać mieszkańca regionu, że warto odlecieć z Lublina. Pokazać mu, że to lotnisko przyjazne, bezpieczne, nowoczesne. Lotnisko, z którym będzie miał dobre połączenie komunikacyjne. Konkurencja poprawia jakość usług, ale trzeba umiejętnie i profesjonalnie to rozegrać.
• W czym pan widzi konkurencyjność naszego lotniska?
– Przede wszystkim w lokalizacji – w centrum aglomeracji, w bliskości węzłów komunikacyjnych. Druga kwestia to jego przyjazność. To lotnisko łatwe w obsłudze, choćby dla osób starszych – i to trzeba wygrać. Jeśli Lublin zaoferuje loty w podobnych kierunkach, co inne porty, będzie preferowany przez mieszkańca regionu. To oczywiste, że skoro za pół godziny możemy być na lotnisku, odprawić się w ostatniej chwili, to będziemy to robili nie tracąc czasu.
• Wspomniał pan o atrakcyjnej sieci połączeń. Czy te połączenia, które już mamy, są pana zdaniem wystarczające?
– Nie są wystarczające i moje oczekiwania dotyczą większej liczby zawartych umów. To samo tyczy się przewoźników, z którymi prowadzone są negocjacje – nie rozmowy, ale podkreślam – negocjacje. Ja mam wiedzę, z kim port rozmawia i oczekuję dziś zamknięcia negocjacji. Wiem od kilku linii, że do zamknięcia procesu negocjacji potrzebują jeszcze szeregu informacji, które muszą otrzymać od zarządu portu. Sukces związany z wybudowaniem musi się zamienić w sukces funkcjonowania lotniska – w sensie organizacyjnym, technicznym, ale też i finansowym. A siatka połączeń i wygenerowanie dużej liczby pasażerów to główne przesłanki do sukcesu finansowego. I tego oczekujemy od zarządu, który nie może zadowolić się dwiema liniami, z którymi podpisał dotąd umowy.
• Jakie kierunki są, pana zdaniem, najważniejsze?
– Poza uzgodnionymi już kierunkami do Dublina, Londynu i Oslo, to Frankfurt daje nam połączenie z całym światem. Lot do Frankfurtu Lufthansą czy inną linią jest więc fundamentalny z punktu widzenia pozyskiwania pasażera. Ważne jest też połączenie do Włoch najlepiej do Rzymu. Widzę też Eurolot czy inną linię, która da nam połączenia krajowe: z Gdańskiem, Krakowem, Wrocławiem. Potrzebne nam są też połączenia na wschód. Z punktu widzenia interesów miasta chcielibyśmy mieć połączenie z Kijowem czy innymi miastami ukraińskimi, gdzie będziemy mogli podjąć współpracę w wymiarze gospodarczym. Niezwykle interesującym kierunkiem są też Bałkany, które szykują się do umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską i siłą rzeczy warto myśleć o nich w kontekście budowania kontaktów biznesowych. Ja osobiście jestem bardzo zainteresowany współpracą z Belgradem i Nowym Sadem. Te kierunki są dla nas bardzo interesujące i bronią się nie tylko w wymiarze turystycznym, ale też biznesowym. Ale to nie ja, jako prezydent Lublina, powinienem się tym zajmować. Tego oczekuję od zarządu portu.
• Czy były takie momenty w realizacji tej inwestycji, kiedy bał się pan, że to się jednak nie uda?
– W zasadzie takich momentów nie było, ale uczestniczyłem w rozmowach z bankiem na temat emisji obligacji i to były bardzo trudne rozmowy. A bez tej umowy i bez tych pieniędzy – powiedzmy to wyraźnie – lotniska by nie było. Druga trudna sprawa to rozmowy z Jaspersem, konsultantem Komisji Europejskiej. Te rozmowy toczą się zresztą nadal i dotyczą zakresu umowy o świadczenie usług o charakterze użyteczności publicznej. To niezwykle ważna umowa, gdyż określi ona reguły gry w sytuacji, w której spółka będzie przynosić straty. Tej umowy jeszcze nie podpisaliśmy, ale wszystko jest na dobrej drodze. Jaspers początkowo nie dawał nam szansy, że dojdziemy do porozumienia – a brak możliwości pokrywania straty, z uwagi na ryzyko pomocy publicznej, wytworzyłby dla nas ogromne problemy.
– To oczywiście był bardzo trudny, wymagający proces i pojawiały się różne obawy. Dziś budowę mamy za sobą i muszę przyznać, że proces ten został zrealizowany bardzo sprawnie, a przy tym ochroniony przed tym, co działo się np. na autostradach, czyli upadłościami firm, zachwianiem płynności finansowej. U nas tego nie było, gdyż wykonawcy – poza jednym – nie wygenerowali nam dużych problemów. Przy tych ryzykach, trudnościach, podnoszeniu kapitału i innych, poszło to wszystko sprawnie.
• A czego pan się boi w przyszłości?
– Moje obawy dotyczą wyłącznie modelu biznesowego lotniska. Nie jesteśmy w stanie w nieskończoność dokładać do portu. Oczekujemy więc od zarządu zdecydowanego działania w zakresie pozyskiwania nowych linii, otwierania nowych kierunków, pozyskiwania pasażerów. A następnie osiągnięcia progu rentowności i w końcu inwestowania w rozbudowę lotniska. Wszystkie lotniska regionalne odniosły sukces. I my musimy też o to zadbać.
• Przed nami otwarcie lotniska i pierwszy lot. Podziękuje pan komuś imiennie?
– Nie, ponieważ lotnisko, jak każdy inny projekt, który zakończył się sukcesem, to praca grupy ludzi. Im wszystkim należą się podziękowania. Każdy więc może i powinien przypisać sobie swój udział w tym sukcesie. A podatnik lubelski, który finansował tę inwestycję, może powiedzieć, że to powód do dumy, iż z jego pieniędzy to lotnisko powstało. Jak wymienić wszystkich, których praca się na to złożyła? Nikt – podkreślam – nikt nie ma prawa zawłaszczać sukcesu, który jest sukcesem lublinian i mieszkańców regionu. Wszyscy możemy być z niego dumni.
Kalendarium lotniska
powstała spółka Port Lotniczy Lublin SA, która na bazie istniejącej infrastruktury miała wybudować pasażerski port lotniczy obsługujący małe samoloty do 60 osób. Akcjonariuszami spółki zostały lubelskie samorządy, m.in. miasta Lublin i Świdnik, województwo, a także lokalni przedsiębiorcy.
2006
ówczesny prezydent Lublina Andrzej Pruszkowski zapłacił Bankowi PeKaO SA 12,85 mln zł za 123 ha gruntów pod budowę płyty lotniska w Świdniku. Środki pochodziły z Kontraktu Wojewódzkiego dla Lubelszczyzny: na modernizację i rozbudowę Portu Lotniczego w Świdniku przeznaczono w nim 14 mln zł.
2007
zmiana zarządu województwa z PSL-owskiego na POPiS. Decyzja o lokalizacji lotniska w Świdniku. Inwestycję w Świdniku wpisano do Regionalnego Programu Operacyjnego zapewniając jej finansowanie.
2008
powołanie nowego zarządu portu. Decyzja o przesunięcia pasa startowego w stronę lasu Wilcze Doły tak, by uniknąć kolizji z programem Natura 2000. Decyzja o wycięciu ok. 100 ha lasu. Rozminowanie lasu. Przeniesienie cmentarza wojennego do Świdnika. Rozpoczęcie wykupu nieruchomości pod lotnisko. Ogłoszenie konkursu na projekt lotniska. W sierpniu 2008 roku wygrało go polsko-hiszpańskie konsorcjum skupiające firmy Sener, Are i Polconsult.
2009
projekt lotniska przygotowany przez 12 architektów był gotowy. – Lotnia, wydęty latawiec albo latające skrzydło, taki niepowtarzalny kształt będzie miał terminal w Świdniku – zapowiadał Grzegorz Stiasny z firmy Are.
2010
w maju spółka otrzymała decyzję środowiskową dla lotniska.
2010
w październiku wojewoda lubelski podpisał i przekazał spółce pozwolenie na budowę. Wkrótce podpisano umowę z pierwszym wykonawcą i rozstrzygnięto przetargi na wykonawstwo poszczególnych robót na lotnisku. Podpisano też umowę z Lasami Państwowymi na wycinkę lasu. Władze portu zapewniły, że lotnisko powstanie w ciągu 2 lat.
2010
początek budowy. Pod koniec roku na plac budowy wjechał ciężki sprzęt. Zaczęło się wyrównywanie gruntu i wycinka lasu.
2011
budowa lotniska. Zmiana projektu terminalu. Budynek został zmniejszony z 23 do 11 tys. mkw. W październiku spółka podpisała umowę z Budimeksem na budowę terminalu.
2011/2012
lekka zima sprzyjała budowlańcom. Powstawał terminal, pas startowy, płyta postoju samolotów, budynki techniczne.
2012
w marcu na terminalu zawisła wiecha. Wiosną ruszyła rekrutacja do portu. O jedno stanowisko starało się nawet… 1000 osób. W czerwcu WizzAir, jako pierwszy przewoźnik, ogłosił, że będzie latał ze Świdnika do Londynu i Oslo. Wkrótce dołączył Ryanair.
2012
w październiku zakończyła się budowa. Wojewódzki inspektor nadzoru budowlanego w Lublinie wydał pozwolenie na użytkowanie lotniska. 1 grudnia odbył się dzień otwarty na lotnisku. 12 grudnia spółka otrzymała certyfikat dla lotniska z Urzędu Lotnictwa Cywilnego. 17 grudnia odbędzie się pierwszy lot.