Idol to nie tylko początek kariery muzycznej dla młodych ludzi. Owszem, Krzysiek Zalewski jest wielkim wygranym tego programu. Dobry start zapewnili sobie również inni finaliści Idola. Najwięcej zyskało jednak jury, a przede wszystkim Polsat i firma Freemantle, która Idola wyprodukowała.
Trudno oszacować zyski z Idola. Ile było wszystkich SMS i telefonów w systemie audiotele – jest na razie tajemnicą. Można się jednak domyślać. Wszyscy kandydaci musieli się zgłosić do idola za pomocą SMS. Kosztował on 9 zł plus VAT, czyli 10,98zł. Zgłosiło się ponad 8 tys. chętnych. To oznacza ponad 90 tys. zł do podziału między stację telewizyjną, producenta i operatorów komórkowych.
Potem było 15 programów,
w których widownia typowała, kto ma przejść dalej, a kogo ma już dość. Za pomocą telefonów oczywiście. Tylko w ostatnim programie wpłynęło ok. miliona SMS, które kosztowały ok. 2,5 miliona złotych. Doliczmy do tego SMS, które musieli wysłać ci, którzy chcieli znaleźć się na widowni „Idola”. To zresztą stało się przyczyną małego nieporozumienia. Otóż przed sobotnim finałem nieco zmieniono zasady. Miejsca na widowni były do zdobycia w SMS (jakżeby inaczej) konkursie Radia ZET. Jednak w sobotę przed studiem telewizyjnym pojawiła się całkiem liczna grupa osób, która...
– Wysłałam wcześniej normalnego SMS, że chcę być na widowni – opowiada Wioletta, studentka Akademii Muzycznej w Warszawie. – Byłam już na widowni dwa razy. Myślałam, że teraz będzie tak samo, a okazało się, że zasady są zupełnie inne.
Zapewne jeszcze większe pieniądze
Idol zarobił na reklamach.
Finał pierwszej edycji Idola oglądało ponad 4 miliony osób. A pierwsze odcinki drugiej edycji szybko zdobyły trzydziestoprocentowy udział w rynku telewizyjnym. Mało tego. Nadawany w TV4 program „Idol Extra” zdobył ponad milionową widownię.
Program oglądali głównie ludzie w wieku 25-34 lat z dużych miast. Dla reklamodawców to jedna z najlepszych grup. Wiadomo, ze więcej pieniędzy ma (i wydaje) młody biznesmen z dużego miasta, niż 60-letni rolnik. Jednak najbardziej wymowny jest fakt, że przynajmniej jeden odcinek Idola (tylko w czasie drugiej edycji) obejrzało 64 proc. Polaków. Odliczając od tego dzieci poniżej piątego roku życia oraz najstarszą część widowni telewizyjnej, która takich programów z reguły nie ogląda, to wychodzi na to, że
Idola naprawdę oglądała cała Polska.
A to reklamodawcom wystarczyło. Tym bardziej, że o reklamę w Idolu bardzo dbano.
Przed sobotnim Wielkim Finałem publiczności zgromadzonej w studio telewizyjnym tłumaczono, jak ma się zachowywać, jak i kiedy bić brawo, etc. Choć to nieco śmieszne, to jednak zrozumiale. Program był emitowany na żywo, nic nie można było powtórzyć, a widowisko musiało mieć swoją dramaturgię. W tym „przyspieszonym kursie klakierstwa” oddzielną lekcje poświęcono PoloCokcie. Producent tego napoju był sponsorem Idola.
– Na widowni nie można pić niczego innego – zastrzegał człowiek odpowiedzialny za sterowanie widownią. – I pijcie PoloCoktę tylko wtedy, gdy was filmują.
To wszystko nie zmienia oczywiście faktu, że
„Idol”, jako produkcja telewizyjna, był doskonały.
Sprawnie realizowany, świetnie pokazany i zmontowany zdobył popularność i wielką widownię. Na oficjalnej stronie internetowej Idola zanotowano ponad 3,5 miliona odwiedzin. Dodajmy, że wiele materiałów na tej stronie (zdjęć, wywiadów, etc.) było dostępnych dopiero po zdobyciu specjalnego kodu. Jak ten kod można było zdobyć? Oczywiście. Trzeba było wysłać SMS – czyli zapłacić...
Oczywiście, to wszystko nie umniejsza wielkiego sukcesu lublinianina Krzyśka Zalewskiego. Wręcz przeciwnie –
to on przyciągał ludzi i do telewizora,
i do telefonów. I to w końcu on pokonał 8 tysięcy konkurentów. To jego piosenki zapamiętano najlepiej spośród 2160 piosenek, jakie zaśpiewano w całym Idolu. (co ciekawe, samą „Małgośkę” Maryli Rodowicz śpiewano aż... 812 razy)
I to w końcu on został Idolem.