Susły perełkowane ze świdnickiego lotniska jeszcze nie wiedzą, ale niebawem czeka je eksmisja. Sejm przeznaczył pieniądze na budowę lotniska właśnie tam, gdzie mają swoje norki
Ta będzie pozytywna po spełnieniu dwóch warunków: Bruksela musi być przekonana, że lotnisko jest Lublinowi absolutnie niezbędne właśnie w świdniku. A po drugie, susłom nie może się stać krzywda. I tu zaczynają się problemy, bo niby skąd będzie wiadomo, czy susłom spodoba się w nowym miejscu?
Kolonia się mnoży
A te mają specyficzne wymagania. Nie cierpią drzew, krzaków ani wysokich traw. Muszą żyć na otwartej przestrzeni, gdzie z daleka zauważą każdego orła, sokoła czy lisa i zdążą dać dyla do nory. Woda gruntowa nie może być zbyt wysoko, by się nie potopiły podczas wiosennych przyborów. Na lotnisku w Świdniku takie warunki susły mają.
I "śpiochów” przybywa: w 1998 roku zajmowały 61 ha, a w 2004 już prawie 85 ha. Cała kolonia liczy sobie 12,5 tys. sztuk, a eksmisja obejmie tylko 1380 tys. sztuk z północnej części lotniska.
Te trafią prawdopodobnie na lotnisko w Radawcu i w drugie, jeszcze nieznane, miejsce. - Ale nie wiadomo, czy Radawiec się nadaje - zastrzega Ryszard Styka, specjalista z Zakładu Anatomii Porównawczej i Antropologii UMCS. - Najpierw trzeba lotnisko dokładnie zbadać.
Kolejny problem to wyłapanie susłów, które mają nory z jednym otworem. Obserwator z lornetką naprowadza radiotelefonem partnera, który zastawia pułapkę tam, gdzie suseł zniknął. A potem się zwierzęta wypuszcza w nowe środowisko, gdzie wcześniej wykonuje się prowizoryczne nory, aby zwierzęta mogły się w nich schronić. Dr Stefan Męczyński, badacz susłów, podkreśla, że przygotowania zajmą dwa lata.
Przenoszenie przeniesionych
- Nieprawda - protestuje Styka. - Przenieśliśmy niecałe cztery procent tamtejszej populacji. Tylko tyle zdążyliśmy, bo zaraz zaczęła się budowa. Te przeniesione żyłyby do dziś, gdyby gospodarze nadal kosili lub wypasali trawy.
- Czterdzieści lat badam i chronię susły, a teraz wychodzi, że jestem ich największym wrogiem - cierpko wzdycha dr Męczyński. - Bo zgadzam się na przeniesienie i próbuję pogodzić ekologów i inwestorów.
Zresztą ekologowie nie mogliby protestować przeciwko przenosinom, gdyby nie... przenosiny właśnie. Uczeń pewnej świdnickiej szkoły tak lubił susły, że sprowadził je sobie z rodzinnych stron i wpuścił na lotnisko; kilkadziesiąt sztuk. Dziś rozmnożyły się do kilkunastu tysięcy i mnożą dalej. Kto jest "winny”? - Nie powiem - ucina Męczyński. - Bo z jednej strony trzeba by mu dać nagrodę, że stworzył najlepszą kolonię susła w Unii Europejskiej,
a z drugiej popełnił przestępstwo, bo na przenoszenie susłów powinien mieć zgodę ministra.
Rafał H. Szostak
O wyższości marszałka nad susłami
– To nie tajemnica, że Zarząd Województwa, a szczególnie jedna opcja, woli lotnisko w Niedźwiadzie – mówi jeden z orędowników Świdnika. – Ale nie poddajemy się. Szykujemy się do batalii.
Tymczasem Urząd Marszałkowski wciąż forsuje pomysł budowy lotniska w Niedźwiadzie. Mimo że to miejscowość oddalona od stolicy województwa o 40 km, a grunty pod inwestycję są na razie w rękach drobnych rolników. – Nigdy nie byliśmy przeciwko budowie lotniska w Świdniku – zapewnia Stanisław Gogacz, wicemarszałek województwa. – Ale za tym, żeby również i tam powstało lotnisko. Z tym że docelowo dużym lubelskim portem ma być
Niedźwiada.
A jeszcze w listopadzie na spotkaniu z Andrzejem Pruszkowskim, prezydentem Lublina, marszałek Edward Wojtas zapewniał, że jeśli najnowsze ekspertyzy stwierdzą, że Świdnik może być pełnowartościowym portem lotniczym, województwo jest skłonne odstąpić od projektu budowy lotniska w Niedźwiadzie. – Czasami trzeba zmienić decyzję – stwierdził wtedy Wojtas.
Dzisiaj zaczynają piętrzyć się problemy. – Pieniądze od posłów wystarczą tylko na wykup świdnickich gruntów – kręci nosem Sławomir Sosnowski, członek Zarządu Województwa. – A w Niedźwiadzie jest plan zagospodarowania przestrzennego, koncepcja lotniska i do tego 58 procent rolników już podpisało przedwstępne umowy na sprzedaż ziemi. A znajdźcie mi lekarstwo na susły w Świdniku! (kap)