Nie mogę znieść tego, że czepia się pan bliźniaków z serialu M jak Miłość – pisze czytelnik. Tenże czytelnik pisze tak z dwóch powodów. Powód pierwszy: tydzień temu napisałem, że jest to straszny serial, a bliźniaki w nim występujące są jeszcze gorsze. Powód drugi: czytelnikowi serial się podoba. I bliźniaki.
Dlaczego? Są w miarę grzeczni i mogą świecić przykładem innym osobom – pisze czytelnik o bliźniakach. A o serialu wypowiada się tak: Człowiek wypoczywa i zapomina o swoich codziennych kłopotach.
Siadłem zatem przed telewizorem i obejrzałem kilka odcinków rzeczonego produktu TVP. Żeby się bardziej w fabułę wciągnąć, to przejrzałem streszczenia wielu odcinków, zapoznałem się z opiniami osób, które serial na bieżąco śledzą. Rozmawiałem także z osobami, które twierdzą, że serial im się podoba.
Co z tego wynika? Głównie to, że bliźniaków nie powinno się naśladować. Nie można ich naśladować. Ostatnio jeden z bliźniaków wypił małe co nieco i spędził noc z przygodnie poznaną dziewczyną. I wcale nie zachowywał się jak w miarę grzeczny chłopiec. Inny bliźniak (a może ten sam?) też się czymś odurzył i spędził noc na ławce w parku. Zwinęła go policja.
Jeden z bliźniaków jest żonaty. Z tego, co widziałem, jego życie polega na robieniu idiotycznych awantur żonie. Nie wiadomo o co i dlaczego, ale wiadomo że często, bo w każdym odcinku. Jak się nie kłóci, to głęboko cierpi i czepia się wszystkich. A tak w ogóle to bliźniaki są jednymi z najgorszych aktorów, jakich udało mi się zobaczyć w telewizji.
Patrząc na jednojajowych braci siłą rzeczy poznałem też perypetie innych bohaterów serialu:
Młoda dziewczyna została wykorzystana przez podstarzałego pisarza i niecnie opisana w jego powieści. Dziewczyna płacze i cierpi.
Rodzice bliźniaków też mają problemy. Ojciec zdradził swą żonę i chce teraz być chrzestnym dziecka swojej byłej kochanki. Jego żona, a matka bliźniaków, cierpi z tego powodu i się z nim kłóci.
Kolejny dramat: na ekranie oglądamy niepełnosprawnego na wózku inwalidzkim. Jest on szczęśliwy, bo spotkał miłość swego życia. Niestety, brat tej miłości nachodzi go w domu i chce, żeby niepełnosprawny odczepił się od jego siostry. I koniec szczęścia, bo facet będzie teraz bruździł i utrudniał.
Młody chłopak ma dziecko. Matka dziecka, zdaje się, zdradziła go czy coś w tym stylu. Na dodatek malec spada ze schodów i cudem unika śmierci.
Oglądam dalej. Młoda dziewczyna kłóci się z mężem. Walczą o dziecko i strasznie cierpią, bo się nie kochają.
Aktor Witold Pyrkosz gra seniora jakiegoś rodu. Też nie jest mu dobrze, bo właśnie ktoś go przejechał samochodem. Ale policja od razu łapie sprawcę wypadku i wsadza go do więzienia. Niestety, policja nie wie, że to nie ten i facet cierpi bez powodu.
Ktoś ma nieślubne dziecko. Ktoś inny kłóci się z kimś innym. Jakiś Niemiec chodzi po wsi smutny, bo się nieszczęśliwie zakochał. Itd., itd... Tak, to rzeczywiście ogląda się przyjemnie. Można przy tym odpocząć.
Żeby było jasne: wszystkie polskie telenowele są takie wesołe i sympatyczne. Ale akurat M jak Miłość ogląda ponad 8 milionów Polaków. Nie wiem czemu. Ale, moim zdaniem, telewizja popełnia przestępstwo pokazując nam takie chore sytuacje.