Macie psa na pożarcie! – takimi słowami klawisz przedstawił byłego policjanta pozostałym więźniom. Skazany sam się sobie dziwi, że nie zwariował. Wielokrotnie używał pięści, żeby za kratkami walczyć o swoje. Po wyjściu z więzienia znalazł się w jeszcze większym dołku psychicznym. Ale, jak sam twierdzi, ma to, na co zasłużył...
Marek W. (imię i nazwisko znane redakcji) siedział za usiłowanie zabójstwa. Dostał 6 lat. W listopadzie wyszedł po odsiedzeniu 2 lat i 2 miesięcy. Odwołał się od wyroku. Pod koniec lutego sąd zdecyduje, czy ponownie wysłać go za kratki.
12 lat nosił mundur
– najpierw milicyjny, potem policjanta. Miał najgorsze rejony w Lublinie – Stare Miasto, Lubartowską. Pił. Kazali mu odejść. Nie chce o tym mówić. Ani o tym, za co został skazany.
Najpierw trafił na ul. Południową w Lublinie.
– Rozpoznano mnie już na pierwszym spacerze. W każdym więzieniu jest skazany, który wie wszystko o nowych więźniach. Tym żyje...
Żeby nie drażnić pozostałych współwięźniów, zrezygnował ze spacerniaka.
– We wszystkich zakładach karnych widok spacerującego policjanta- więźnia wywołuje agresję – tłumaczy. – Najczęściej jest to skandowanie chórem obelżywych słów pod jego adresem. Trwa to często kilkadziesiąt minut. Jest to forma psychicznego wyniszczania człowieka. Kilkuset więźniów staje w oknach i głośno krzyczy: „K... – pies” !
Najgorzej było w Kielcach.
Po wejściu do celi stanął oko w oko z więźniem, którego kiedyś, w latach 80, spałował podczas strajku. Tamten poznał go. Sam siedział za pobicie...policjanta. Po kilku dniach Marek nie wytrzymał.
– Nie mogłem dłużej słuchać jego zaczepek. – mówi. – Strzeliłem go ze łba. Upiekło mi się jednak. Przenieśli go z mojej celi po tym, jak okradł i pobił strażnika.
Później jego współlokatorem był psychicznie chory.
– Spał nade mną. – przypomina sobie były policjant. – Każdej nocy wstawał dwadzieścia razy, żeby umyć zęby.
W Tarnowie był w celi z byłym policjantem, który dostał 25 lat za zabójstwo. Kilka razy ratował mu życie.
– Facet załamał się kompletnie – mówi. – Ciągle podcinał sobie żyły. Jak go widziałem ostatnim razem, to mówił, że obetnie sobie ręce. Mnie wrzucili do celi, przedstawiając tak innym więźniom: „Macie psa na pożarcie!” Potem mnie przenieśli...z jednej pryczy na drugą. Ale nigdzie nie dałem sobie w kaszę dmuchać. Straciłem tylko kilka zębów...
Mundurowi powinni siedzieć oddzielnie
Według regulaminu wykonania kary pozbawienia wolności lub tymczasowego aresztowania skazany mundurowy powinien przebywać w oddzielnej celi.
– Chyba, że nie zgłosi tego służbom więziennym – mówi kpt. Marek Sierociuk, rzecznik prasowy Aresztu Śledczego w Lublinie. – Nie zawsze wiemy, kto jest kto. Te same zasady dotyczą skazanych za przestępstwa polityczne i religijne. Takich przypadków nie było jednak od wielu lat.
Według więziennych zwyczajów, skazany pracownik zakładu karnego nigdy nie może przebywać w tym zakładzie, w którym pracował. Wysyła się go innego zakładu.
– W więzieniu doszedłem do wniosku, że nigdy nad nikim nie należy się litować, podawać ręki, ale być po prostu sk.... I niech pan nie wierzy, że więzienie kogokolwiek zmieni. Jeżeli już – to na gorsze. A jeśli idzie o skazanych policjantów, to
nawet pedofil ma w więzieniu lżej.
„Pies” jest dla więźniów psem. Można go gnoić. „Psa” nie wysyła się nawet do pracy w kuchni, bo inni wrzuciliby go do kotła. Widziałem w Kielcach, jak na spacerniaku więźniowie rzucili się znienacka na „psa”. Nie bali się konsekwencji. Byle mu dokopać...
To mit
Według pracowników zakładów karnych złe traktowanie skazanych policjantów to mit.
– Mogę się założyć, że gdyby policjant siedział razem z innym skazanym, to dogadaliby się – uważa jeden z pracowników. – Za kratkami nie liczy się żadna hierarchia. Liczą się pieniądze. Kto je ma – ten ma kolegów. Policjant z portfelem i gestem to dla wielu taki sam kompan jak pozostali, których stać na zakupy w więziennej kantynie.
Sam sobie jestem winien
Po wyjściu na wolność bał się, jak go przyjmie rodzina. Gonił do domu jak na skrzydłach. Przez dłuższy czas nie wychodził z mieszkania. Bał się. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić.
– Przyjęli mnie dobrze – mówi. – Teraz szukam jakiegokolwiek zajęcia. Mam skromną rentę. Jestem w dołku. Przegrałem swoje życie. Ale cóż – sam sobie jestem winien...
Tylko żon i dzieci żal
W lubelskim areszcie śledczym przebywa obecnie czterech skazanych policjantów. Dwóch z nich siedzi razem, dwóch w oddzielnych celach.
– Najwięcej mundurowych, którzy przewijają się przez nasz areszt, to żołnierze służby zasadniczej – mówi M. Sierociuk. – Nie mamy z nimi problemu. Siedzą za pospolite przestępstwa. Skazani policjanci charakteryzują się tym, że potrafią walczyć o swoje. Powołują się przy tym na przepisy i starają się znaleźć w nich luki. Wiedzą, że muszą wykonywać polecenia, że odmowa ich wykonania grozi konsekwencjami. Tak jak na służbie, kiedy nosili mundur.
– Sami sobie wybrali taki los – mówi jeden ze strażników. – Jeżeli już kogokolwiek żałować, to ich rodzin i dzieci. One niczemu nie zawiniły. A że skazani się żalą? Takie ich prawo. Tu nie ma niańczenia. Ale szlag mnie trafia, kiedy mówią o złym traktowaniu. Czy pan wie, że skazany, który nie pali, może zażądać celi z niepalącymi? I musimy jego żądanie spełnić...