Ogólnopolski festyn połączony z kwestą na leczenie dzieciaków zakończył się sukcesem finansowym: ponad 30 mln zł zebrała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy podczas XI Finału. Jeden z rekordów społecznej aktywności należał do powiatowego Łukowa, gdzie statystycznie na jednego mieszkańca, zebrano 4 razy więcej pieniędzy niż w wojewódzkim Lublinie i 16 razy więcej niż w Chełmie, Krasnymstawie czy Bełżycach.
Czy to nie jest tak, że najbardziej orkiestrą przejęła się telewizja? – zapytała prezenterka TV3, Małgorzata Orłowska swoich gości zaproszonych do studia kilkanaście dni po XI Finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Lidia Korba, dyrektor V Oddziału Pekao w Lublinie zachowała stoickie milczenie. Grzegorz Michalec, reżyser relacji z imprezy oznajmił zaś swoje zdenerwowanie. Wyraził też przekonanie, że oczywiście orkiestrą najbardziej przejęła się telewizja i „garstka wiecznych malkontentów, którzy zawsze narzekają”.
– 17 zespołów wystąpiło w naszym studio, mieliśmy 107 minut relacji, 7 wejść na antenę ogólnopolskiej dwójki, na Lubelszczyźnie było 100 sztabów, żadnego nie faworyzowaliśmy – wyliczał Grzegorz Michalec.
– A mówią, że nie wykorzystaliśmy tej szansy – narzekała Małgorzata Orłowska. – Tymczasem przecież my nie byliśmy organizatorami tej imprezy, my ją relacjonowaliśmy.
Nie sposób jednak nie zauważyć, że w wojewódzkim Lublinie było 5 sztabów i żadnej dużej imprezy plenerowej, czy masowego koncertu. W Łukowie były dwa sztaby: w Łukowskim Ośrodku Kultury i w Ośrodku Sportu i Rekreacji, gdzie przygotowano koncert i kiermasz na świeżym powietrzu, który tysiące ludzi wprawił w
„pozytywne wibracje”.
Jak to się robi?
– Wystarczy dobra organizacja i grupa zaangażowanych ludzi – wyjaśnia Zbigniew Biaduń, szef łukowskiego sztabu orkiestry. – Wcześniej również robiliśmy duże imprezy. Tym razem staraliśmy się dotrzeć do każdej z mniejszych miejscowości powiatu, gdzie autobusy bezpłatnie dowoziły wolontariuszy. Ich mieszkańcy narzekali bowiem, że nie mają możliwości uczestniczyć w ogólnonarodowej imprezie, która widzą tylko w telewizji...
Banki spółdzielcze koiły rozgoryczenie swoich klientów z najmniejszych osad, wystawiając orkiestrowe puszki, do których każdy może wrzucić grosik i poczuć, że ich serca biją w powszechnym rytmie orkiestry. Do zorganizowania kwesty, a tym bardziej koncertu potrzeba jednak znacznie więcej.
Po pierwsze ludzi „pozytywnie zakręconych”, działaczy społecznych pełnych energii, entuzjazmu i charyzmy. Wystarczy jeden, aby zebrała się wokół niego grupa gotowych poświęcić swój czas dla słusznej sprawy. Do zorganizowania kwesty tyle wystarczy. Do zorganizowania imprezy potrzebne są pieniądze. Nawet jeśli się mówi, że artyści występują za zupełną darmochę. Bez honorarium to nie znaczy jednak bez kosztów, ktoś ich przywozi, ktoś ich karmi. Robi to z dobrego serca, ale przecież
ktoś za to płaci.
Artyści nie spadają z nieba, trzeba ich zaprosić. Do tego niezbędny jest telefon, fax, poczta. Trzeba też zaprosić publiczność, a do tego potrzebne są plakaty i informacje dla mediów. A wreszcie sama impreza. Trzeba znaleźć miejsce z energią elektryczną do nagłośnienia i oświetlenia, przygotować scenę, zorganizować ochronę, zdobyć kuchnię polową i produkty na rozdawanie zupy i atrakcyjne gadżety na aukcję i materiały pirotechniczne na „światełko do nieba”. Na koniec trzeba to wszystko posprzątać.
Ludzie pracują za darmo, ale maszyny nie. Ktoś musi zapłacić za ogrzanie, oświetlenie i telefonowanie z miejsca, w którym jest sztab, a także za drukowanie plakatów, prąd na imprezie, materiały potrzebne do zrobienia scenografii i kiermaszu. Gdyby komuś udało się przeprowadzić taką kalkulację i dodać do tego „roboczogodziny” wolontariuszy, to prawdopodobnie suma byłaby porównywalna do sumy pieniędzy zebranych w czasie finału.
– Rozpisaliśmy dokładnie plan przygotowań i konkretne zadania, które miały wykonać poszczególne zespoły sztabu – tłumaczy Zbigniew Biaduń pochylając się nad sprawozdaniami, których nie powstydziłaby się najlepsza księgowa. – Powołano grupę przygotowującą takie gadżety, które na aukcji wzbudza autentyczne zainteresowanie i inne do organizacji kiermaszu, estrady. Była grupa, która zajmowała się wolontariuszami, przygotowaniem identyfikatorów i „przydzieleniem im terenu”, itd.
Orkiestra od samego początku budowała swoje sukcesy wykorzystując żywioł i wielki entuzjazm młodzieży. W kolejnych latach zaczęła je coraz bardziej ewidencjonować, aby uniknąć podejrzeń o jakiekolwiek nieprawidłowości. Pojawiły się identyfikatory, puszki, plakaty i serduszka-nalepki nadsyłane prosto ze stolicy.
Szefowie sztabów domagają się od kandydatów na wolontariuszy rekomendacji ze szkoły. Niektórzy sprawdzają nawet na policji ich wiarygodność. Kolejna kwestia, to potrzeba integracji lokalnej społeczności wokół jednego celu, aby lokalni działacze nie rozpraszali sił na inne akcje charytatywne podszywające się po entuzjazm budowany przez orkiestrę Owsiaka.
Zacni, znani i zamożni
chcą przecież uczestniczyć w ogólnonarodowym przedsięwzięciu nie tylko z dobrego serca, ale i dla indywidualnego prestiżu oraz promocji swojej firmy. Co jest możliwe tylko wtedy, gdy akcja jest starannie przygotowana.
W Łukowie każdy z wolontariuszy dokładnie rozliczał się z zawartości puszki, a efekty wpisywano do komputerowego programu Exel. Dzięki temu od razu było wiadomo, że rekordzistą zbiórki jest Radek Sierpień – 953 zł i 1 grosz, a Gosia Lipska, Ola Dzido, Marta Świder i Łukasz Lada mieli, każdy w swojej puszce, ponad 700 zł. A Anna Filarska, dyrektor łukowskiej filii Banku Pekao S.A., osobiście doglądała rozliczeń.
Przy całej tej biurokratycznej dokładności dobre anioły czuwały, aby nie zagubiono ducha radosnej zabawy. Chociaż nie sposób pominąć roli sił porządkowych, które wprawdzie nie miały nic do roboty, ale być może też dlatego, że czuwały. Wielotysięczny tłum bawili lokalni artyści i goście, m.in. mistrzowie świata w podnoszeniu ciężarów Marcin i Robert Dołęgowie oraz Agata Wróbel. A także miejscowe piękności: Magda Surdykowska, Ola Czubaszek i Natalia Rogalska.
Damska drużyna piłki nożnej „Delfinek” wyzwała na pojedynek drużyny strażaków, policjantów i samorządowców. Zabawa była doskonała, uwzględniwszy nawet fakt, że wicestarosta Jerzy Kędra wylądował w szpitalu... Marek Trela, dyrektor stadniny w Janowie Podlaskim podarował na aukcję wyścigowego konia Wirka, a Piotr Czubaszek wyrzeźbionego Łukusia-Tuptusia. Orkiestrowy patriotyzm lokalny wyryto również w specjalnych kubeczkach, statuetkach, serduszkach i innych gadżetach.
– Wciąż jeszcze moje gardło nie odzyskało pełnej sprawności, po prowadzeniu aukcji – wspomina Zbigniew Biaduń i z pewną dumą dodaje, że mimo wielogodzinnego zdzierania gardła, udało mu się jednak wraz ze sztabem odśpiewać hymn, ułożony specjalnie na tę okazję. Dla zziębniętych przygotowano żurek i gigantyczne dwumetrowej wielkości pochodnie, światełko do nieba stanowiła zaś kompozycja zniczy i sztucznych ogni fundowanych przez hurtownię AS Andrzeja Sierżysko.
– Pięknie było
– wspominają mieszkańcy Łukowa. Co nie jest jednak żadnym powodem, aby spocząć na laurach. Niebawem trzeba rozpocząć przygotowanie cyklu imprez Łukowskiego Roku Jubileuszowego. Planowane są z nie mniejszym rozmachem, co może trochę dziwić w mieście, w którym recesja i ograniczenie handlu ze Wschodem mocno odcisnęły swe piętno. Dziwi to jednak tylko troszeczkę, wszak przy takiej organizacji zbiorowego entuzjazmu – żadne wyzwanie nie jest zbyt wielkie.
*
Pozytywnie zakręceni
Zbigniew Biaduń, dyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji w Łukowie i Domu Kultury w Woli Gułowskiej. Szczęśliwy mąż i ojciec trójki dzieci, właściciel dwóch koni, prezes kilku stowarzyszeń. Wierzy, że człowiek wart jest tyle, ile zrobi dla innych. Realizuje to hasło codziennie od godz. 6 do 21.30. Przez resztę doby odpoczywa. Na czele 40-osobowego sztabu i 300 wolontariuszy od października przygotowywał w Łukowie wielką plenerową imprezę XI Finału WOŚP.
*
Burmistrz Zbigniew Zemło, wiceburmistrz Jarosław Sych, starosta Janusz Kozioł i przewodniczący Rady Powiatu w imieniu radnych, ze składkowych, prywatnych pieniędzy wylicytowali dla miasta złote serduszko.
*
Kasia Kryjak i Iwona Korycińska z Gimnazjum nr 1 zagrały w orkiestrze na miarę swoich możliwości. Jak zaobserwowały, nikt nie odmawiał datków od drobnych monet po banknoty.