W szopie Jana Milczka w podlubelskiej Kozubszczyźnie stoi sobie stara kopaczka i jeszcze starsze ruchadło. Jak jedno albo drugie Milczkowi się znudzi, to robi sobie przerwę na koleśny pług. Bo nie dość, że koleśny,
to jeszcze obracalny
Dziś można ją kupić po cenie złomu. Przed wojną trzeba było za nią zapłacić równowartość trzech krów. Żaden zwykły chłop nie mógł sobie na to pozwolić.
Lanz LK 20 to szczyt niemieckiej myśli technicznej z lat 30. ubiegłego wieku. Jedna maszyna i para koni zastępowała tuzin chłopów z motykami. W ciągu godziny robiła to, co oni przez pół dnia. Składa się z dwóch części: wyorywacza, który wykopywał z ziemi ziemniaki oraz gwiazdy, która rozrzucała wykopane ziemniaki, po polu. Promień rozrzutu ziemniaków na szczęście nie był duży; ledwie kilka metrów. Potem tylko przejść się po polu i zebrać kartofle do koszyków. I po wykopkach.
Polacy wpadli na ten pomysł dopiero 20 lat po Niemcach. Nie odkryli niczego nowego, tylko skonstruowali kopaczkę niemal identyczną jak Lanz LK 20.
- Mam do niej sentyment - mówi Jan Milczek. - Mój ojciec pożyczał Lanza z dworu. Przez wiele lat tylko najbogatsi gospodarze mogli sobie pozwolić na taką maszynerię. A ja ją kupiłem na wagę. Płacąc jak za bezcen.
80-letnie ruchadło
- Zadzwonił do mnie kolega i powiedział, że w jakiejś wiosce na Roztoczu jest do kupienia prawdziwy Perkun - opowiada Milczek. - Pojechałem natychmiast. Rzeczywiście. Bez kilku części, ale w znakomitym stanie. Kupiłem natychmiast. Teraz chcę nad nim popracować i przywrócić do dawnej świetności.
Produkcję Perkuna rozpoczęto w Warszawie pod koniec XIX wieku. Na początku większość z nich trafiała do Rosji. Tam pracowały jako napęd maszyn rolniczych. Większe, o mocy 25 KM, były używane w tartakach czy młynach. Mniejsze, o mocy 3,5 KM, zaprzęgano do młocarni albo sieczkarni.
Ten drugi typ stoi w garażu Jana Milczka. - Pół-diesel, dosyć prosta konstrukcja - wyjaśnia kolekcjoner. - Żeby go uruchomić, trzeba było podgrzać palnikiem tzw. głowicę. Wtedy następował wtrysk paliwa i silnik zapalał - tłumaczy. - Praktycznie nie do zdarcia. Sądzę, że był na chodzie jeszcze w latach 60.
90-letni pług
Koleśny, bo ma koła. A obracalny, bo lemiesz robiący skibę w razie potrzeby obraca się do góry nogami. Efekt? - Pług jest łatwy w manewrowaniu i niezwykle przyspiesza pracę.
Dziś w rolnictwie używa się podobnych. Tyle że znacznie większych i wykonanych z najnowocześniejszych materiałów. Ale sama technologia orania jest dokładnie taka sama, jak prawie sto lat temu.
I inne cacka...
Dlatego lubelski kolekcjoner razem z dr. Leszkiem Gardyńskim, naukowcem z Politechniki Lubelskiej, wpadli na pomysł utworzenia pierwszego w naszym regionie muzeum zabytków techniki. Miałyby tam trafić stare maszyny parowe, kilkudziesięcioletnie silniki i zabytkowe sprzęty rolnicze. Pomysłodawcy muzeum chcą, żeby powstało ono w lubelskim skansenie. Rozmowy trwają.