Narzekamy na ostrą zimę, na silne mrozy. Mróz, a raczej niskie temperatury mają jednak także działanie lecznicze, hartują organizm, uodporniają.
Krioterapia
jest metodą leczenia stosunkowo młodą. Można ją najogólniej określić jako silną stymulację spowodowaną przebywaniem w temperaturze – 150 st. C w bardzo krótkim czasie. Powoduje to zwiększenie produkcji hormonów, zmniejszenie obrzęków i bólu. Wydawało się, że działanie tak niskich temperatur jest zabójcze dla człowieka – a jednak...
Polska krioterapia ma zaledwie 20 lat. Na początku była stosowana miejscowo, dopiero później została zbudowana pierwsza komora niskich temperatur.
Z komory niskotemperaturowej
korzystają przede wszystkim pacjenci ze schorzeniami reumatycznymi, zapaleniem i zwyrodnieniem stawów. Do niedawna uważało się, że takie choroby należy leczyć specyfikami rozgrzewającymi, ciepłymi okładami, lampami. Dziś zauważono zbawienne działanie krioterapii – leczenia niskimi temperaturami.
Nie należy jednak sądzić, że temperatura – 150 st.C wyleczy chore stawy. Krioterapia zmniejszy obrzęki, bóle i wtedy właśnie pacjent może poddać się skutecznej rehabilitacji. Ta metoda stosowana jest też przy wielu innych schorzeniach – w leczeniu blizn po operacjach i oparzeniach,
w chorobach nerwowych.
Komora do krioterapii jest pomieszczeniem ok. 5 metrowym, wysokości 2 metrów. Wchodzi się do niej w drewniakach, wełnianych (nie syntetycznych) podkolanówkach, spodenkach (kostiumach) kąpielowych z naturalnych tworzyw, maseczce na usta i nos. W komorze panuje temperatura od – 110 st. C do – 150 st. C. Przebywa się w niej od 1 do 3 minut. W tym krótkim i nieprzekraczalnym czasie po raptownym skurczu naczyń następuje ich rozszerzenie i ci, którzy przechodzili takie leczenie mówią, że robi się im nawet gorąco. Po wyjściu można jeszcze zabieg przedłużyć o gimnastykę.
Przeciwwskazania
związane z tym sposobem leczenia nie są zbyt liczne. Nie powinni korzystać z krioterapii mający kłopoty z układem krążenia i osoby z chorobami nowotworowymi. Jeszcze nie zdarzyło się, aby skutkiem takiej terapii ktoś się przeziębił.
Obserwujemy teraz, w zimie, popisy członków klubów tzw. „morsów”, którzy przy wielostopniowym mrozie rześko wskakują do przerębli lub do morza. Mówią zgodnie, że nie znają kataru, nie wiedzą co to przeziębienie albo ból stawów. Okazuje się, że
zimno hartuje i leczy.
Nie namawiamy do wskakiwania do przerębla, ale też wiadomo, że nie należy unikać mroźnego powietrza. Zimowe spacery są wskazane. Pobudzają krążenie, hartują. Naturalnie trzeba pamiętać o odpowiednim ubraniu, a przede wszystkim o nakryciu głowy. Przez odkrytą głowę tracimy 40 proc. ciepła z organizmu. Dobrze jest pamiętać, że skóra twarzy traci na mrozie dużo wilgoci i trzeba ją odpowiednio zabezpieczyć przed odmrożeniami. To szczególnie ważne w przypadku dzieci, które mają skórę bardzo delikatną.
Wiadomo też, że lepiej wypoczywa się i zdrowiej śpi w pokoju chłodniejszym niż przegrzanym. Dlatego warto pomyśleć o tym, czy w sypialni nie zakręcić kaloryfera. Nie darmo kiedyś w alkowach nie było pieców, a za to do snu nakładano na głowę szlafmycę.