Nareszcie mamy przełom. Lubelszczyzna jest reprezentowana w świadomości masowej publiczności już nie tylko przez starych muzycznych wyjadaczy. U wrót wielkiej ogólnopolskiej kariery stanęło nowe pokolenie artystów: Bracia Cugowscy, Krzysztof Zalewski i Georgina. Czy uda im się odnieść podobny sukces jak Budce Suflera i Bajmowi ? I równie długo zadomowić na estradzie?
Nikomu z Lubelszczyzny, poza Budką Suflera i Bajmem, nie udało się do tej pory zrobić porównywalnej z nimi kariery. Bardzo szeroko zaistniała jeszcze Urszula, ale jeszcze jako lublinianka była satelitą Budki –wykreował ją artystycznie nie kto inny, tylko szef Suflerów Romuald Lipko, a akompaniowali jej instrumentaliści tego zespołu. W międzyczasie pojawili się wspaniali bardowie Jan Kondrak, Marek Andrzejewski, doskonali folkowcy z Orkiestry św. Mikołaja, ale to artyści z założenia kierujący swoją twórczość do wąskiego kręgu odbiorców.
Ale oto na muzyczną scenę weszli właśnie wyjątkowo silni młodzi-zdolni, którzy mierzą celnie w masową popularność.
Synowie Krzysztofa
Najdłużej o sławę dobijają się Piotr i Wojtek Cugowscy. Pierwszy ma 24 lata, drugi 27. Starszy syn Krzysztofa jest dość masywny, młodszy – wysmukły. Pierwszy ma jasne włosy, drugi – bardzo ciemne. Obaj do niedawna nosili długie fryzury, podobnie jak ojciec w ich wieku. Ostatnio Piotrek przyciął i postawił pióra.
Występowali w rozmaitych konfiguracjach personalnych, z różnymi zespołami, od wczesnej młodości. Wojtek debiutował kilka lat temu jako wokalista heavymetalowej grupy Tipsy Train, potem śpiewał i grał na gitarze w łagodniej grającym zespole Alligators, wreszcie w Exit. Dwa lata temu wystąpił u boku ojca na jego solowym albumie „Integralnie”, wybornie akompaniując mu na gitarze w przeróbce pieśni „Seagull” z repertuaru legendarnej grupy Bad Company.
Piotr dał się poznać szerszej lubelskiej publiczności na początku 2001 roku w filharmonii jako interpretator utworów bożonarodzeniowych w widowisku „Gwiazda nadziei”. Pokazał, że potrafi śpiewać. Po raz pierwszy walczył o ogólnopolską publiczność dwa lata temu z piosenką „Dotknąć nieba”. Napisali ją dla niego gitarzysta Budki Suflera Marek Raduli (kompozycja) i wieloletni współpracownik lubelskiego zespołu Andrzej Mogielnicki (słowa). W nagraniu, obok Radulego, uczestniczyły takie znakomitości jak perkusista Michał Dąbrówka i basista Wojciech Pilichowski. Cugowskiemu towarzyszyło aż pięcioro wokalistów, w tym w pierwszym planie Alicja Bachleda-Curuś.
Wreszcie przyszedł sukces. W czerwcu ubiegłego roku, na III Festiwalu Piosenki Zjednoczonej Europy, Piotr zdobył trzy najważniejsze nagrody za wykonanie piosenki Czesława Niemena. Dwa miesiące później zaśpiewał na festiwalu sopockim w tercecie z Garou i Robertem Janowskim.
Równolegle od indywidualnych działań, Wojtek i Piotr od 2000 roku prowadzą rockowy zespół pod prostym, ale – jak się okazuje – bardzo efektywnym szyldem Bracia Cugowscy.
Właśnie z tą grupą zwyciężyli w Debiutach na Krajowym Festiwalu Polskiej Piosenki Opole 2002, a potem wystąpili w polskich eliminacjach do konkursu Eurowizji. Wprawdzie zatriumfował kto inny, ale mieli po raz kolejny okazję pokazać się bardzo szerokiej widowni.
Zalef, czyli idol
Jeszcze do jesieni ubiegłego roku mało kto, poza lubelskimi miłośnikami heavy metalu, słyszał o długowłosym przystojniaku Krzysztofie Zalewskim. Chłopak występował od czasu do czasu w lokalnych klubach jako gitarzysta grupy Loch Ness. A na co dzień był pilnym uczniem I Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisława Staszica.
Za namową swojej dziewczyny wziął udział w castingu do drugiej edycji arcypopularnego konkursu telewizyjnego „Idol” i – ku wielkiemu zaskoczeniu znajomych – dostał się do Polsatowskiej audycji. Zaskoczenie wynikało z tego, że nie znaliśmy go jako wokalisty, w zespole śpiewał kto inny. On przekonał jurorów właśnie swoim śpiewem.
Potem z tygodnia na tydzień nasze zdumienie rosło, kiedy okazywało się, że rockman z krwi i kości, jakby nie bardzo przystający do powszechnych wyobrażeń o takim show jak „Idol”, świetnie sobie w nim radzi. Zyskiwał coraz większą przychylność jurorów, których zdanie decydowało w pierwszej fazie o być albo nie być uczestników. Wreszcie podbił serca widzów, którzy w głosowaniach audiotele wydzwaniali mu awans z odcinka do odcinka.
W końcu to on wygrał „Idola”, wspaniale śpiewając w wielkim finale przebój „Jeremy” Pearl Jam, i zostawiając w tyle pudrowanego kameleona Mariusza Totoszkę i pseudokabaretowego Bartka Homa.
Georgina z Białej
Chociaż Georgina Tarasiuk, czternastoletnia wokalistka z Białej Podlaskiej, jest najmłodszą postacią w gronie naszych gwiazdek, to dorobek ma bardzo pokaźny. Już jako dziewięciolatka zaśpiewała na festiwalu „Malwy” ze sławną orkiestrą Big Warsaw Band pod dyrekcją Stanisława Fijałkowskiego. W 1999 roku zwyciężyła w telewizyjnej audycji „Szansa na sukces”, poświeconej Natalii Kukulskej. Wtedy po raz pierwszy cała Polska miała okazję dowiedzieć się o niezwykłym talencie dziewczyny. I faktycznie, zaraz po emisji programu posypały się w jej stronę propozycje udziału w licznych koncertach: u boku Violetty Villas w Teatrze Wielkim w Łodzi oraz w koncercie poświęconym pamięci Anny Jantar. Zapraszano ją do wielu programów TV, udzielała mnóstwa wywiadów prasowych, została nazwana nawet najmłodszym ambasadorem kultury Południowego Podlasia. Od września 2000 Georgina jest stypendystką Fundacji Ewy Czeszejko-Sochackiej „Promocja Talentu”. 31 sierpnia ubiegłego roku na placu przed Teatrem Wielkim w Łodzi zaśpiewała wraz z wielkim argentyńskim tenorem Jose Curą. W marcu tego roku wystąpiła z minirecitalem przed koncertem Garou na warszawskim Torwarze.
Skąd ta popularność?
– Oczywiście na początku był talent – ocenia Janusz Koczberski, psycholog. – Potem ktoś w rodzinie to zauważył i umiał pielęgnować. Wreszcie te uzdolnienia przeszły w wymiar społeczny. Umiano tak poprowadzić tych młodych ludzi, że nie tylko rozwinęli swe talenty, ale też nabrali wiary w siebie, odwagi pozwalającej pokazywać się publicznie i nie ulegać destrukcyjnemu napięciu. Do tego doszła wytrwałość w osiąganiu celów.
– Procentują rozmaite lokalne inicjatywy artystyczne i medialne – ocenia Jan Kondrak, wybitny bard lubelski i promotor młodych talentów. – Jeżdżę sporo po Polsce i wiem, że stężenie uzdolnionej młodzieży jest we wszystkich miastach podobne. To, że młodzi z jednych ośrodków wypływają na szersze wody, a z innych nie, w dużej mierze zależy od tego, jakie tradycje są na danym terenie w kwestii promocji młodych talentów, w jaki sposób zajmują się nimi instruktorzy i dziennikarze.
– Lubelszczyzna, a szczególnie Lublin, jest od dawna takim zagłębiem muzycznym – zwraca uwagę Marek Sierocki, dziennikarz telewizyjny. – O ile jednak dotąd wszystko co najpopularniejsze kręciło się wokół Budki i Bajmu, to teraz mamy do czynienia z szerszym frontem.
– Decydującą rolę w zdobyciu przez tę trójkę popularności odegrała telewizja – podkreśla Krzysztof Świątkowski, wydawca fonograficzny, do niedawna związany z Budką Suflera. – To jest obecnie najsilniejsze medium promocyjne. I oni mieli szczęście tak ułożyć się w trybach tej maszyny, że ich wyniosła.
– Zalewski to bardzo medialna postać, do której klei się oko, i do której skłania się ucho – mówi Kondrak. – To inteligentny chłopak, wszechstronnie utalentowany muzyk, a przy tym ujął wszystkich naturalnością i szczerością.
– Atuty Cugowskich to duża muzykalność, dobry wygląd i bardzo znane nazwisko, zaś Georgina to zadziwiający jak na tak młody wiek głos i umiejętności – ocenia Świątkowski.
– Każde z nich w istotny sposób wyróżnia się z tła i to powoduje, że są zauważani – podsumowuje Marek Sierocki, dziennikarz muzyczny Telewizji Polskiej.
Co dalej?
Jedyną osobą w gronie naszym młodych gwiazdek, która ma już swój album, jest Georgina. Niestety „Georgina”, wydana przez Sony Music, okazała się słaba i nie sprzedała się dobrze. W nagrodę za zwycięstwo w „Idolu” Zalewskiemu wyda longplay firma BMG. Zalef chce, aby był to materiał nagrany wspólnie z zespołem Loch Ness. Pracę nad nim rozpocznie po zdaniu egzaminów maturalnych. Nad pełnowymiarowym debiutem pracują w studiu Bracia Cugowscy.
– Ta trójka przekroczyła bardzo ważny dla wykonawców próg rozpoznawalności, popularności – mówi Świątkowski. – Ale żadne z nich nie ma sukcesu fonograficznego. Dopiero kiedy ludzie uderzą do sklepów i wymienią swoje pieniądze na ich muzykę, można będzie mówić o pełnym sukcesie.
– Zwykle dla różnych ludzi co innego jest sukcesem – mówi Kondrak. – Czymś bardziej obiektywnym jest kariera. Ona jest trwała i opisuje pozycję zawodową człowieka w dłuższej perspektywie czasowej. W każdym zawodzie przejawia się ona tym, że ktoś z jego wykonywania bardzo dobrze żyje. Obawiam się, że to jeszcze przed naszą młodzieżą.