W trzecią niedzielę czerwca w USA, a u nas 23 dnia tego miesiąca – tatusiowie dostają prezenty, a przynajmniej życzenia. U nas bowiem nie jest to nadal uroczystość tak popularna jak Dzień Dziecka czy Matki.
A powinna – bo bez ojca nie ma życia!
Uczciwszy wszelkie okoliczności towarzyszące pierwszemu prawdziwemu początkowi obchodów Dnia Ojca, należy przyznać, że największą promotorką tego dnia była pani B.J. Dodd z Spokane w stanie Washington. Pani Dood miała niezwykłego ojca. Był weteranem wojny secesyjnej. Jego żona umarła w młodym wieku pozostawiając mu sześcioro dzieci, które wychował samotnie bez pomocy żadnej macochy.
W poszczególnych stanach różne organizacje rozpoczęły ostrą kampanię na rzecz oficjalnego ustanowienia corocznego Dnia Ojca. I już w 1916 roku prezydent Woodrow Wilson zaaprobował ten pomysł, jednak dopiero prezydent Calvin
Coolidge ustanowił, świętem narodowym, aby „podkreślić szczególnie serdeczny rodzaj związków między ojcami i dziećmi i aby mogły one wyrazić wszystkie swoje uczucia i powinności”.
Do Polski obchody tego dnia przyszły jakoś niepostrzeżenie i bez emocji. W porównaniu z walentynkami, nabijającymi kiesy handlowcom – czczenie zasług tatusiów nie obudziło większego zainteresowania. Prawdopodobnie handlowcy nie zwietrzyli w tym jeszcze dobrego interesu. Nie musimy przecież jednak kopiować Ameryki dosłownie i producenci czegokolwiek mogą dodawać do swoich produktów nalepkę z życzeniami dla ojców.
U nas więc święto ojca jest co sobota, kiedy „strażniczki domowego ogniska” robią wielkie sprzątanie. Wtedy wpychają ojcu dziecka wózek i popychają ich na spacer. Na spacerze po ulicach pełnych ludzi można mieć pewność, że dziecko nie będzie podrzucane, łaskotane itp.
Nic nie dzieje się jednak samo z siebie. Jeśli więc panowie chcecie, aby w przyszłości dzieci okazywały wam swoją miłość i przywiązanie, musicie je tego nauczyć. Pokażcie je swoim ojcom, gdy będziecie ich zapraszać na obiad wydawany na ich cześć. I pozwólcie dzieciom usłyszeć, jak dziękujecie swoim tatusiom, za wszystko, co wam ofiarowali. Bo jeśli nawet nie było to zbyt wiele – to pewnie nie mieli innej możliwości.