Wojcek Czern twierdzi, że jest muzycznym partyzantem. Owszem, wydał płytę z muzyką jednego z najsłynniejszych polskich kompozytorów - Krzysztofa Pendereckiego. Fakt: jego studio nagrań w Rogalowie nieopodal Nałęczowa odwiedzają goście z całego świata. Mimo to cały czas działa "na wariackich papierach”. I chyba nie chce tego zmieniać.
Przez książki
- Tam uczniowie szukali metody na nauczyciela historii. Ja szukałem metody na życie. Podjąłem decyzję: nie będę harował jak większość znajomych w jakimś anonimowym molochu. Będę robić to, co lubię. Czyli zajmować się muzyką - twierdzi Wojcek. - Trafiłem w pewną niszę i tak sobie działam.Czy się opłaca? Mówi, że jest szczęśliwy, chociaż finansowo pewnie lepiej byłoby podbijać rano kartę w fabryce.
- Balansuję na granicy bankructwa i tak od kilku lat. Po prostu na nagrywaniu płyt trudno jest zarobić. Nie w naszej polskiej rzeczywistości. Nie z małą firmą oblężoną przez ZUS-y, GUS-y i US-y - mówi. - Duże firmy nie interesują się wydawaniem naszych nagrań. Znajomy wydał nagraną u nas płytę Lao Che "Powstanie Warszawskie” - płyta sprzedawała się świetnie, wielkie sieci zarobiły na niej dużo kasy, a on mało nie zbankrutował. Takie to układy...
RSKM
To tzw. metoda RSKM, czyli "Ratuj Się Kto Może”.
Jak działa? - Nie masz setek tysięcy na inwestowanie w najnowsze technologie? Wybierz więc najstarsze, staraj się zrobić coś swojego, stwórz miejsce z klimatem i wyjątkowym wyposażeniem. Znajdź swój sposób na Alcybiadesa - wyjaśnia.
Studio nagraniowe w domu Wojcka różni się mocno od tych znanych z telewizji. Nie ma tu arcynowoczesnego sprzętu, nie ma miliona elektronicznych wskaźników i monitorów. Jest za to coś innego: niesamowita magia.
- Cały sprzęt, który tutaj mam, to wygrzebane z różnych miejsc starocie. Tylko, że te starocie często biją pod względem brzmienia na głowę nowoczesne komputery - mówi Wojcek.
Wiele wzmacniaczy i głośników pamięta czasy Gierka. Są i mikrofony, które działają od... lat 30.
Zdaniem naszego rozmówcy współczesne kina domowe i japońskie wzmacniacze za tysiące złotych to zabajerowany złom. - Natomiast te wszystkie stare cacka to projekty wojennych inżynierów. Zjawisko znane jako hi-fi pojawiło się z końcem lat 50. Akurat wtedy zakończyła się tzw. zimna wojna, część techników, którzy jeszcze niedawno projektowali tylko na potrzeby wojska, mogła się zająć czymś naprawdę pożytecznym. Jedną z takich dziedzin był sprzęt audio - mówi. - A że podczas wojny liczyła się dokładność i niezawodność, to jakość wykonania jest niesamowita i większość tych sprzętów działa do dziś.
Niemiec dębieje
Teraz Polskie Radio się obudziło i chce odzyskać część "szmelcu” dla powstającego właśnie muzeum, a w magazynach już prawie nic nie ma. Niektóre stare kolumny głośnikowe potrafią teraz kosztować kilka tysięcy, choć wyglądają jak koszmar sprzedawcy.
- Takie wielkie, drewniane pudła raczej nie przypadną do gustu żonie, bo gdzie to postawić w mieszkaniu? Ale eksperci twierdzą, że grają lepiej niż te za 10 czy 20 tysięcy - zapewnia Wojcek.
Ostatnio odwiedził go znany realizator dźwięku z Hamburga. Obejrzał studio... i zdębiał.
- Powiedział mi otwarcie, że jestem trąba - śmieje się właściciel. - Że to jedno z najlepiej brzmiących małych studiów w Europie. Chyba powinienem zapraszać tu więcej muzyków z zagranicy. Nie chciałbym jednak, żeby się z tego zrobiła taka muzyczna fabryka...
Muzyka bocznic
Z wydaniem muzyki Krzysztofa Pendereckiego do filmu "Rękopis znaleziony w Saragossie” wiąże się zabawna historia. Menedżerem kompozytora jest jego żona, która niechętnie dopuszcza kogokolwiek do mistrza. I niechętnie angażuje się w niezbyt dochodowe sprawy. A jaką ofertę mogła złożyć mała firma OBUH? - Śledziłem Pendereckiego przez długi czas, trochę jak jakiś filmowy detektyw - opowiada Wojcek. - W końcu namierzyłem go w Krakowie, na sympozjum na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ale cały czas była przy nim żona i sporo oficjałów. Dopadłem go więc tam, gdzie nawet król musi udać się samotnie.
Podstęp wypalił. Muzyka do filmu nigdy wcześniej nie została wydana i Penderecki zgodził się na jej publikację.
A Wojtek wydał bestseller, co nie zdarza mu się często.
Ku pokrzepieniu
Czasem nie jest pewien, czy stąd nie uciec. Może gdzieś za granicę, gdzie da się normalnie żyć. - Szkoda by mi było. Naprawdę kocham Lubelszczyznę. Ale jak długo można to ciągnąć? - tłumaczy. Na dodatek ostatnio spaliła mu się część domu. Przy ratowaniu dobytku pomagała solidarnie cała wieś.
Włącza nam swoje najnowsze nagranie: Za Siódmą Górą z przygotowywanej płyty "Rogalów - piosenki ku pokrzepieniu serc”.
Za oknem pada śnieg, a w starych głośnikach ciepła, spokojna muzyka.
Oby OBUH działał jak najdłużej.
Ku pokrzepieniu serc.