We wtorek, 4 listopada br., o godzinie 22:05 amerykańskiego czasu centralnego, Stany Zjednoczone poznały nazwisko 44 prezydenta.
Stojąca w 70-tysięcznym tłumie zwolenników Obamy, jaki wypełnił Park Granta w Chicago, telewizyjna megagwiazda Oprah Winfrey płakała ze szczęścia.
To ona w swoim talk-show latem 2006 roku powiedziała Ameryce, że ma wybrać Baracka Obamę. Wzburzyło to wielu, bo nigdy przedtem telewizja nie został użyta do tak masowego i jednoznacznego komunikatu wyborczego po stronie konkretnego kandydata.
Łzy napływały też do oczu Davida Axelroda politycznego managera kampanii Baracka Obamy, znanego dziennikarza "Chicago Tribune”, który w pewnym momencie postanowił nie tylko politykę opisywać, ale także kreować, jako strateg-lobbysta.
Kościuszko w metryce
Oprah urodziła się w 1954 roku w biednej murzyńskiej rodzinie w mieścinie Kościuszko w stanie Mississippi. Najpierw wychowywała ją sama matka w Milawukee. Kiedy miała dziewięć lat została zgwałcona, a jako czternastolatka urodziła dziecko, które zmarło we wczesnym dzieciństwie. Potem trafiła do Nashville; do ojca pracującego jako fryzjer. Ukończyła Tennessee State University utworzony specjalnie dla afroamerykańskich obywateli USA w czasach segregacji rasowej.
W wieku 18 lat została miss tego stanu, a potem pierwszą czarnoskórą prezenterką programu TV w Nashville. Prawdziwa karierę zrobiła w sieci CBS i ABC prowadząc od 1986 roku jeden z najslynniejszych programów świata: "The Oprah Winfrey Show” (przemianowany później na "Oprah”).
Walka
To kultowy do dziś talk show, przez afroamerykańską Amerykę traktowany z respektem niemal... biblijnym. Poruszane w nim tematy często stawiały na nogi opinię publiczną. Tak było w przypadku ukrywania przestępstw seksualnych księży na nieletnich, jakości żywności w fast foodach, czy obłudy rządu w zwalczaniu narkomanii.
W 2006 roku Oprah rozpoczęła kreację Bracka Obamy na prezydenta, co od razu uczyniło go bohaterem okładek największych tytułów prasowych w USA. Wkrótce potem Obama zapowiedział walkę o Biały Dom. Wówczas Winfrey zaczęła zwalczać jego rywalkę, Hillary Clinton. Potem to samo robiła z McCainem.
Człowiek od "zmiany”
David Axelrod urodził się w 1955 roku, w Lower East Side, najpopularniejszej żydowskiej dzielnicy Manhattanu, ze słynnymi synagogami wystawionymi przez imigrantów z Europy Środkowej i Wschodniej. Stąd wywodzi się plejada znanych postaci z Georgem Gershiwnem na czele. A polscy Żydzi, z których wywodzi się część rodziny Axelroda, odgrywa tu niepoślednią rolę.
On sam przyszedł na świat w rodzinie znanego psychoanalityka i niemniej znanej dziennikarki silnie lewicującej gazety "PM”. Axelrod polityką zajął się już jako 13-latek, kiedy sprzedawał znaczki reklamujące Roberta Kennedy'ego. Po szkole średniej poszedł na studia politologiczne w University of Chicago. Jeszcze na studiach został, zatrudniony w renomowanej "Chicago Tribune”, gdzie szybko zrobił karierę dziennikarską.
Dał się poznać jako autor błyskotliwych przemówień politycznych, w czym miał osiągnąć potem prawdziwe mistrzostwo. Uważa się, że Obama mówi w znacznej mierze jego słowami.
W 1984 roku zajął się już tylko marketingiem politycznym prowadząc kampanie dla senatora Paul Simona i pierwszego czarnego burmistrza Chicago, Harolda Washingtona. Potem był strategiem politycznym obecnego bursmistrza Richarda M. Daleya. Cztery lata temu był rzecznikiem kampanii Johna Edwardsa (najpierw na prezydenta, potem na wiceprezydenta u boku Johna Kerry).
Skrzydła rozwinął pracując dla Baracka Obamy. Cała kampanię skupił wokół pojęcia "zmiany” ("change”) i wymyślił jej hasło przewodnie (Time for Change - czas na zmiany). On jest także autorem całego instrumentarium socjotechnicznego pozyskiwania białych wyborców dla czarnych kandydatów. Jego tez zasługa jest doskonała kampania internetowa.
Mówiąc najprościej, David Axelrod był mózgiem całego zwycięskiego przedsięwzięcia prezydenckiego.
Wyborcy uwierzyli słowom Obamy i jego wizerunkowi. Amerykanie "kupili” jego "Religię Zmiany”. Mają dość tego, w co Stany Zjednoczone wpakował George W. Bush i jego neokonserwatywna ekipa. Muszą wierzyć, że będzie inaczej, bo trudno, by było gorzej. Dlatego nie przeszkadza im kolor skóry nowo wybranego prezydenta i fakt, że poza Ameryką był tylko w Indonezji, gdzie się wychowywał, jako dzieciak i niedawno u rodziny w Kenii i w Niemczech.
- Obamę czeka wyzwanie sprostania wielkiemu marzeniu, jakie roztoczył przed Ameryką. Jeżeli nie uda się mu zbliżyć do jego zaspokojenia w stopniu akceptowalnym dla większości już tylko własnego elektoratu, a nie całego narodu, przegra z kretesem - mówi Mark Brown, członek półtoramilionowej armii woluntariuszy pracujących dla Obamy.
Stany Zjednoczone obudziły się 5 listopada podzielone jak mało kiedy w swej historii. Jeżeli Barack Obama w swym powyborczym przemówieniu zapewnia, że z uwagą większą niż swych entuzjastów będzie słuchał, tych których jego wybór rozczarował, to chyba są to najważniejsze słowa, jakie padły w Parku Granta podczas powyborczej nocy.