Saper musi mieć chłodny umysł i sprawne ręce. Saper nie może się przyzwyczaić. Saper zazwyczaj nie ma już ochoty na sylwestrowe fajerwerki.
Bomba z ptakiem
Patrol saperski ma też charakterystyczny znak rozpoznawczy: żółta plakietka na rękawie, na niej bomba z tlącym się lontem tuż nad nią drapieżne ptaszysko (saperzy mówią, że to Dżordż kogut).
W pracy sapera nie ma miejsca na przypadki i na przypadkowe decyzje.
- Dlatego do patrolu nie mogą trafić ludzie przypadkowi. Saperem nie można zostać z przypadku. Saper nie może mieć problemu z dyscypliną, z alkoholem. Musi przejść badania psychologiczne, które stwierdzą czy człowiek może pracować w patrolu rozminowania. Potem jest specjalistyczne szkolenie, dotyczące materiałów wybuchowych - opowiada ppłk Janusz Sawicki, dowódca 5 Batalionu Ratownictwa Inżynieryjnego.
Dowódca 5 batalionu dodaje jeszcze, że muszą to być żołnierze bez skazy. - Oni mają bezpośredni dostęp do materiałów wybuchowych, a to wielka odpowiedzialność. W tej pracy nie ma miejsca na brawurę.
Lasy pełne amunicji
- Lubelszczyzna jest specyficznym miejscem, bo toczyło się tu dużo walk i działała silna partyzantka. W ziemi nadal leży pełno pozostałości po tych czasach - mówi ppłk Janusz Sawicki.
W ziemi leżą moździerze, bomby lotnicze, granaty ręczne, amunicja strzelecka. Zdarzają się nawet pozostałości po I wojnie światowej i te są bardziej niebezpieczne, bo bardziej przerdzewiałe.
Zgłoszenie za zgłoszeniem
Partol saperski interweniuje średnio 200 razy w roku. Najwięcej zgłoszeń jest od wiosny do jesieni, kiedy trwają prace na polach i drogach. Zima z reguły jest spokojniejsza, choć zdarzają się wyjątki. Jak teraz, kiedy jest dość ciepło i budowalańcy nadal pracują. Pracują więc i saperzy. Nie dalej niż trzy tygodnie temu patrol z Dęblina zabrał 16 tysięcy sztuk (!) amunicji karabinowej z budowy, z centrum Lublina.
Amunicja trafia do specjalnego depozytu - miejsca, ze względów bezpieczeństwa, nie można podać - gdzie składuj niewypały i niewybuchy.
- Są bezpieczne - ucinają krótko saperzy.
Średnio raz na tydzień, w zależności od ilości nagromadzonych niewypałów, saperzy wyjeżdżają na poligon zdetonować amunicję artyleryjską, moździerze czy bomby.
Bum i po wszytskim
Wszystko ląduje w wykopanym dole. My nie możemy być przy całej akcji, zostajemy w tzw. rejonie bezpiecznym. Saperzy objeżdżają cały teren, sprawdzają czy nie ma intruzów. Potem zapalnik, pięć metrów lontu, zapałka i osiem minut czekania na wybuch. Wreszcie: bum! W powietrzu unosi się grzyb po wybuchu. Po kilkunastu minutach saperzy sprawdzają teren, czy wszystko poszło zgodnie z planem.
Fajerwerki nie cieszą
- To świadoma decyzja. Inaczej się nie da. Każdy musi dokonać świadomego wyboru, bo ta praca niesie ze sobą zagrożenie wyższe niż przeciętne. Tu nie ma miejsca na rutynę, kiedy saper przestaje się bać, kiedy zaczyna coś robić z przyzwyczajenia, w patrolu nie ma dla niego miejsca - mówi Urbański.
Czy saper odpala fajerwerki w Sylwestra?
- Eeeee, nas to nie bawi, ja mam przesyt - kwituje Urbański.