Pięciu mężczyzn powiesiło się od początku roku na jednym z osiedli w Bełżycach: trzech w styczniu, dwóch w ostatnich dniach. Ludzie mówią o sekcie i szatanie. Psychologowie o fali. – Mogą być kolejne zamachy – alarmują.
W centrum duży ruch. W parku na rynku młodzi ludzie siedzą na ławkach, śmieją się, żartują. Obok dwie kobiety z małymi dziećmi w wózkach. Dalej – para emerytów obserwująca przelatujące ptaki. Życie toczy się jak gdyby nigdy nic. Wjeżdżamy w jedno z blokowisk. Blaszane garaże przeplatają się z kilkunastoma blokami. Zatrzymujemy się obok jednego z nich. Przy ul. Fabrycznej.
To już fala
• Chcieliśmy porozmawiać o samobójstwach – zaczepiamy kobietę w średnim wieku, która spaceruje po chodniku z wózkiem.
– No tak, miasto samobójców – odpowiada kobieta.
• Mówi się raczej o fali…
– Rzeczywiście to już fala. Pięć samobójstw w krótkim okresie nie zdarza się zbyt często. U nas nigdy wcześniej nie było czegoś takiego – podkreśla.
B• Podobno dwóch mężczyzn powiesiło się gdzieś tutaj.
– W tym bloku – kobieta pokazuje budynek za jej plecami.
Fakty
– Od początku roku na terenie Bełżyc doszło do pięciu zamachów samobójczych: trzech w styczniu, dwóch w kwietniu – informuje podkom. Renata Laszczka-Rusek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
Zaczęło się w okolicy świąt Bożego Narodzenia. W jednym z domków jednorodzinnych przy ul. Wilczyńskiego powiesił się pierwszy mężczyzna. – Miał ponad 20 lat. Spokojny, normalny chłopak – mówi mieszkanka jednego z sąsiednich domów. – Nikt nie wie, dlaczego targnął się na życie. Nic nie słyszeliśmy, żeby miał jakiekolwiek problemy.
W ciągu kilku tygodni powiesiło się dwóch kolejnych mężczyzn: 18-latek przy ul. Północnej, 27-latek w piwnicy wspomnianego bloku przy ul. Fabrycznej.
Policja wszczęła śledztwa w sprawie wszystkich trzech samobójstw, ale wszystkie zostały umorzone. Powód? Brak znamion przestępstwa.
Teraz sprawa powróciła. W zeszłą środę zostało znalezione ciało 25-letniego mężczyzny, kilkanaście godzin później – 19-latka.
25-latek to brat mężczyzny, który powiesił się w styczniu w piwnicy przy ul. Fabrycznej. Jego zwłoki znaleziono w tym samym miejscu.
Rękawiczki i znicz
– Chodźcie, pokażę wam – mówi starszy mężczyzna, który siedzi na ławce przy wejściu do bloku. Schodzimy do piwnicy. Jest półmrok. Od samego wejścia w oczy rzucają się rysunki, napisy i graffiti na ścianach. Dochodzimy do drewnianych drzwi na końcu piwnicznego korytarza. – Pan otworzy – zachęca nasz przewodnik. – To wózkownia. W niej powiesili się obaj bracia: jeden w styczniu, drugi teraz.
Jasnoszare pomieszczenie jest prawie puste. Pod sufitem widać tylko cienkie rury. Na posadzce leży spalony znicz i gumowe rękawiczki. – Lekarza – wyjaśnia mężczyzna. – Podobno chłopak popełnił samobójstwo w sobotę, ale dopiero w środę go znaleźli. Wisiał na sznurku przez cztery dni.
Szatan?
Wśród lokatorów szok i strach. – Od pierwszego samobójstwa ludzie boją się schodzić do piwnicy. Podobno był tam rysunek szatana, ale ktoś go potem zamalował – mówi jedna z mieszkanek. – Ludzie różne rzeczy mówią: że to szatan, że jakaś sekta.
– A może po prostu narkotyki albo dopalacze – dodaje inna. – Tak naprawdę nikt nie wie, dlaczego to się dzieje.
Część samobójców miała kłopoty z prawem. Co najmniej dwaj z nich byli wcześniej notowani za pobicia i włamania. Jeden miał kłopoty w domu. – Trudno to zrozumieć – mówi jedna z mieszkanek. – Bełżyce to nie jest duża miejscowość, ale ostatnio dzieją się tutaj dziwne rzeczy – alarmuje kobieta.
To nie przypadek
Czy coś łączy wszystkie pięć samobójstw? – Nie mamy żadnych informacji na ten temat – ucina Laszczka-Rusek. Policja nie potwierdza też informacji o działaniu sekty. W sprawie dwóch samobójstw z ub. tygodnia zostało wszczęte postępowanie.
Burmistrz Bełżyc czeka na jego wynik. – Nie chcę spekulować – mówi Ryszard Góra. – Policja będzie miała w tej sprawie najwięcej do powiedzenia. Czekam na to, co ustalą. Według mniej, trudno jednak nazwać to, co się u nas stało, przypadkiem – zaznacza burmistrz. – W naszej historii nie zdarzyło się jeszcze, żeby w tak krótkim czasie doszło do tak wielu tragicznych rzeczy.
Dlaczego do nich doszło? – To, co do mnie docierało, to jedynie plotki – zaznacza Ryszard Góra. – Mogą okazać się bzdurą.
Co dalej?
Najczęstsza plotka dotyczy działania sekty i szatana. – Podobno ma się powiesić sześć osób. To liczba szatana – mówi jedna z mieszkanek Bełżyc. – Nie wiem, czy to prawda. Ale jakoś niebezpiecznie zaczęliśmy się zbliżać do tej liczby.
– Na pewno nic nie dzieje się bez przyczyny – dodaje kolejna kobieta. – Coś musiało pchnąć tych chłopaków do tak dramatycznego czynu. Nikt sam z siebie, ot tak, się nie wiesza.
– A może to po prostu przypadek? – zastanawia się mężczyzna mieszkający przy ul. Fabrycznej. – Każdy z nich miał podobno jakieś kłopoty. Jeden usłyszał, że ktoś się powiesił, i stwierdził, że zrobi to samo. Żeby rozwiązać swoje problemy. Tak się zaczęło i, niestety, ciągnie się do dziś.
Na tę ostatnią wersję zwracają uwagę także psychologowie. – To zjawisko znane w psychologii od bardzo dawna: "zarażanie się” zachowaniami społecznymi – wyjaśnia dr Anna Siudem, psycholog z lubelskiego Uniwersytetu Marii Curie- Skłodowskiej. – W psychologii nazywamy to efektem Wertera.
Mówiąc najprościej, to znaczący wzrost samobójstw spowodowany nagłośnieniem samobójstwa jednej, najczęściej znanej osoby, tzw. zaraźliwość samobójstw. Dotyczy także małych społeczności (np. szkół) i rodzin (samobójstwo w rodzinie zwiększa prawdopodobieństwo tego, że kolejna osoba popełni samobójstwo).
– Jeżeli jedna osoba popełni samobójstwo na jakimś terenie, w jakimś środowisku, istnieje tendencja do popełniania kolejnych, na tym samym terenie czy w tym samym środowisku – tłumaczy dr Siudem. – Zresztą, o efekcie Wertera można mówić nie tylko w przypadku samobójstw, ale np. także w sprawie wypadków.
Wiosna
– W Bełżycach – zwraca uwagę dr Siudem – bardzo niepokojące jest to, że ta seria samobójstw dotyczy bardzo młodych osób, w okresie wczesnej dojrzałości.
Jak wyjaśnia, samobójstwo to dla nich najprostszy sposób rozwiązania problemów. – Natychmiastowy, bez konsekwencji – podkreśla. – To świadczy o kondycji psychicznej tych osób. I o tym, że nie potrafiły poradzić sobie z problemami życiowymi.
Co ciekawe, wpływ na decyzję tych mężczyzn mogła mieć… pora roku. – Najczęstsze fale samobójstw są jesienią i właśnie wiosną – tłumaczy dr Siudem. – Wiosną wszystko budzi się do życia. Ludzie również. Zaczynamy bardziej krytycznie patrzeć na siebie. Zaczynamy porównywać się z tymi, którym się udaje, a nam niekoniecznie. I wyciągać wnioski.
Niektórzy biorą się za siebie i postanawiają coś zmienić w swoim życiu. Inni decydują się na samobójstwo. – Niestety, takie fale nieraz trwają miesiącami, a nawet latami – ostrzega psycholog.
Jak temu zaradzić?
– Pracować z ludźmi – radzi Anna Siudem. – Promować różne umiejętności radzenia sobie z problemami. Organizować programy szkoleniowe i terapeutyczne. Pokazywać dobre przykłady. Żeby młodzi ludzie wiedzieli, jak sobie poradzić, jak się nie poddać, jak nie myśleć o samobójstwie.