Ja nic nie winien. Nie pamiętam, żebym zadał jakiś cios - opowiadał w sądzie Stanisław S., rolnik spod Lubartowa.
Niski, krępy, po sześćdziesiątce. Do Sądu Okręgowego w Lublinie wprowadzają go policjanci. Przed salą rozpraw dziennikarze. Rodzina Stanisława denerwuje się, że chcą mu robić zdjęcia.
Stanisław S. boi się, że grozi mu za duża kara, a przecież - jak uważa - doszło tylko do wypadku.
Ojciec
- Wypiłem cztery piwa - mówi sędziom. - Wróciłem do domu. Stanąłem przy kredensie. Wypadł syn, uderzył mnie ręką w tył głowy.
Sędzia: Czy syn mówił, o co mu chodzi?
- Nic - wpiera oskarżony. I opowiada, jak dalej uciekał z nożem, który akurat miał w ręku. A syn wciąż go atakował: "Co rusz w głowę łup, łup”.
W sieni obejrzał się za siebie. - Zobaczyłem, że syn leży i farbuje - mówi zdziwiony tym, co się stało, bo nie pamięta, żeby na atak syna odpowiedział nożem. - Ja nie chciałem syna rżnąć. Mam 65 lat, czterech synów i żadnego nie biłem.
Zgon
Prokurator: Czy ratował pan syna?
- A co ja mogłem zrobić, sam głupi byłem - odpowiada Stanisław.
Rolnika zabrała policja. Prokuratura postawiła zarzut: zabójstwo syna. Lubartowski sąd zdecydował: areszt.
- A miałem na drugi dzień kosić, no i wykosiłem - wzdycha przed sądem.
Dwa zęby
- Dwa zęby mi wybił ale mu darowałem - mówi rolnik.
Prokurator: Za co wybił zęby?
Stanisław: Jemu się coś w głowę zrobiło.
Sędzia odczytuje to, co Stanisław wcześniej mówił na przesłuchaniu w prokuraturze. Nie zgadzają się szczegóły.
- Paska nie miałem i spodnie mi do kolan opadały. Z tremy tak wtedy zeznawałem i co tu wyjaśniać, to był wypadek - kończy trochę poirytowany.
Matka
Syna też, bo miał pretensje, że wciąż jest na jego utrzymaniu. Syn próbował go uspokoić. Usłyszała "rumor”. Syn leżał a mąż trzymał w ręku nóż. Policjanci wszystko zapisali w protokole.
W sądzie kobieta mówi, że mąż po powrocie do domu był spokojny. Rozmawiał z synem. O czym? Tego nie wie.
- Zwykła to rozmowa nie była, ale głośna też nie - podkreśla.
Prokurator: Czy mąż miał o coś pretensje?
- Chyba nie, nie wiem, o co im tam poszło… Jakby syn nie wyskoczył z pokoju, to by mu się nic nie stało, mąż nie miał zamiaru go zabić.
O Stanisławie mówi dobrze. Że nie robił w domu awantur. O synu gorzej, że miał skłonności do hazardu.
Chodził jak obłąkany
- Syn przyniósł butelkę wódki w reklamówce, a po alkoholu był agresywny.
Adwokat: Czy mąż był bardzo przejęty tym, co się stało?
- Tak, chodził jak obłąkany, wyglądał karetki, mówił "czego jeszcze nie przyjeżdża?”.
Siekiera
- Ja nie mówiłam wcześniej, że mąż nadużywa alkoholu, tamtego dnia mnie nie wyzywał - wypiera się kobieta.
Sędzia: To skąd to jest w protokole?
- Tak się człowiek motał. To trzeba by się wszystkiego na pamięć nauczyć, żeby to samo powtórzyć.
Policja dostała anonim, że mąż ją źle traktował. Ale to też nieprawda.
Sędzia: Nigdy nie była pani ganiana z siekierą?
- Nie - odpowiada kobieta.
Sąsiedzi
Po dziesięciu minutach przyszedł do nich Stanisław. Chciał, żeby ponaglić karetkę, był bardzo przejęty. O tej wizycie mówią dopiero w sądzie. Bo policji, tuż po zabójstwie, powiedzieli, że Stanisława w tym dniu u nich nie było.
To też zauważa sędzia.
- Zapomniałam - twierdzi sąsiadka Stanisława.