Lublin to 110 tys. studentów. Ponad połowa z nich jest spoza Lublina. Gdyby nie oni, Arkadiusz Tyburek, współwłaściciel Klubu Muzycznego ‘MC, na dzień dobry musiałby zwolnić 15 pracowników. Ale to jeszcze nic, bo lubelskie uczelnie wyższe zatrudniają około 11 tys. pracowników. Wykładowcy, kucharki, urzędnicy. Bez studentów pracowałoby pewnie 10 osób w jakiejś bibliotece. Ale i to jeszcze nic, bo ze studentów żyje pół miasta
Choć, jak zapowiadają władze uczelni, tych drugich ma być jeszcze mniej. - Dla nas istotne są proporcje - mówi zdawkowo Iwona Karyszkowska, kierownik Działu Spraw Osobowych UMCS. - Pracowników naukowych musi być więcej niż administracyjnych.
Drugi z lubelskich uniwersytetów, KUL, zatrudnia prawie o połowę mniej pracowników niż uczelnia Curie-Skłodowskiej. Na KUL pracuje 2019 osób, z czego 1069 to nauczyciele akademiccy. Wśród nich jest 70 profesorów zwyczajnych, 184 profesorów nadzwyczajnych, 27 doktorów habilitowanych i 391 pozostałych pracowników naukowych, np. 11 lektorów i 7 instruktorów.
Pozostałych 898 osób jest zatrudnionych na KUL w szeroko rozumianej administracji. - Pracownicy biurowi, obsługa techniczna, robotnicy pracujący przy Collegium Jana Pawła II, kierowcy rektora i prorektorów, ale też kierowcy samochodów gospodarczych, kucharze czy portierzy - wylicza Beata Górka, rzecznik KUL. - No i ogrodnik, pan Stanisław, który opiekuje się naszym dziedzińcem.
Wszyscy pracują, bo są studenci.
Politechnika Lubelska ma nieco ponad 1100 osób. Połowa to naukowcy. W administracji pracuje m.in. 145 pracowników iżynieryjno-technicznych, 2 pracowników uczelnianego wydawnictwa, 15 konserwatorów, 3 kierowców, 7 robotników budowlanych, 19 osób pracujących w stołówce i 157 w obsłudze (sprzątaczki, strażnicy, dozorcy).
Jedyną uczelnią w Lublinie, na której więcej ludzi pracuje w administracji niż na salach wykładowych, jest Akademia Rolnicza. Na 1708 zatrudnionych 804 to nauczyciele akademiccy, a 904 to pracownicy administracyjni.
Tymczasem Akademia Medyczna zatrudnia 740 osób w administracji. Pozostały tysiąc to nauczyciele akademiccy.
Gdyby nie było studentów, część wykładowców zapewne znalazłaby pracę na innych uczelniach. Ale co zrobiłyby setki portierów, sprzątaczek i konserwatorów urządzeń technicznych?
Osobostudent za 12 zł
- Ja żyję tylko ze studenciaków - mówi Marcin, właściciel punktu xero przy miasteczku akademickim. Sam skończył studia niedawno (dwa lata temu), zatem wie, czego studentowi trzeba: notatek z wykładów i książek. Ja w wakacje nawet nie otwieram interesu, bo w miesiąc miałbym taki ruch, jak przed sesją w ciągu godziny.
Nawet teraz jest co kserować: rozkłady zajęć. - A za dwa tygodnie co zapobiegliwsi zaczną już przychodzić z podręcznikami. W lokalach rozrywkowych ruch jest już od początku października. - Wie pan, ile by było klubów w Lublinie, gdyby nie studenci? - pyta Arkadiusz Tyburek.
Połowa?
- Góra trzy. Proporcje między okresem wakacyjnym a np. październikiem są jak 3:10. Owszem, jeden osobostudent nie jest jakimś specjalnie dobrym klientem, bo według naszych szacunków zostawia przy barze 8-12 zł. A studenci w masie to już bardzo dobry klient - śmieje się Tyburek.
Asortyment prosty
Jak nie w knajpie, to w sklepie.
20 proc.
Tyle obrotu generuje student w "Świecie Alkoholi”. Sławomir Ziemniewski, właściciel sklepu, zatrudnia 10 osób. - Z miejsca musiałbym zwolnić trzy - mówi. - Albo jeszcze więcej, bo właśnie usłyszałem o pomyśle ministra zdrowia Zbigniewa Religi, by zakazać sprzedaży alkoholu po godz. 22. A przecież studenci to głównie o tej porze zaglądają, bo trwa nocne życie między dyskotekami a akademikami.
Fakt, student nie kojarzy się jakoś specjalnie z osobą zamożną. Kupuje głównie piwo i czystą. Ale kupuje całkiem sporo.
Podobnie jak papierosy. - Odsetek palaczy wśród studentów jest wyższy od przeciętnej - wyjaśnia Marek Maj, prezes Zakładów Tytoniowych w Lublinie SA. - W wakacje zawsze notujemy dołek w sprzedaży. W październiku wszystko wraca do normy. Ale co tam my! Ja mieszkam niedaleko miasteczka akademickiego i widzę, że większość studentów to ludzie spoza Lublina. Muszą gdzieś mieszkać, jeść, zatankować samochód...
Student wynajmuje i utrzymuje
Ano właśnie. Nie wiadomo dokładnie, ilu studentów mieszka na stancjach, ale kilkanaście tysięcy na pewno. Nie wiadomo, bo spora część właścicieli stancji się do tego nie przyznaje. - Wiadomo, urząd skarbowy - mówi pan Stanisław. Za, jak mówi, dobrych czasów udało mu się postawić dom jednorodzinny. - Badylarzem byłem. Stać mnie było, to dwa piętra wybudowałem. Parter i pierwsze zajmuję razem z rodziną. A na drugim, w trzech pokojach, mieszka czterech studentów.
Zysk? 250 zł od łebka. - Na czysto zostaje mi z 800 złotych. I mogę sobie być bezrobotny, bo dwa razy tyle przyniesie żona i jakoś leci.
A kiedy student już się wybawi i prześpi, to rano przychodzi czas na utrzymywanie kolejnej grupy zawodowej.
Ekspedientów.
W kinie w Lublinie
Spożywczak na lubelskim os. Świt. Naokoło same domki jednorodzinne, a w środku baaardzo dużo studentów.
- Latem to czuję się jak sprzedawca w nadmorskiej smażalni ryb. Tyle że w listopadzie - śmieje się właściciel sklepiku. - A teraz zamawiam trzy razy więcej pieczywa, serków i tanich wędlin. No i oczywiście w poniedziałek nie może zabraknąć jogurtów i kefirów.
Nie inaczej jest w aptekach sąsiadujących z akademikami. Przed sesją jak woda idą preparaty pamięciowe.
Odżywają taksówkarze. - Październikowy, sobotni wieczór... rozmarza się Robert Wójcik, taksówkarz. - Studenci spragnieni zabawy i jeszcze mają pieniądze. Owszem, jeżdżą po pięciu, ale często.
A wcześniej zaglądają np. do kina. - Najgorszy miesiąc to wrzesień - zaznacza Elżbieta Jaskólska, kierownik kina "Kosmos” w Lublinie. - Studentów jeszcze nie ma, a dorośli wydali wszystko na szkolne wyprawki. A w październiku, w kasach biletowych widać, że do miasta wróciło 100 tys. ludzi.
A gdyby nie wrócili? Ile osób straciłoby pracę?
Nam udało się znaleźć jedną branżę, na której powrót studentów nie robi specjalnego wrażenia.
Rzadko zaglądają
- Są młodzi, chodzą na imprezy, no i mieszkają w akademiku. Studenci rzadko do mnie zaglądają - mówi Marlena. Nazwiska, ani nawet prawdziwego imienia Marlena nie poda.
Bo pracuje w agencji towarzyskiej.