Jakubaszek, choć był formalnie w opozycyjnym klubie Samoobrony, wiele razy ratował ludowego marszałka z opałów. A ten takich rzeczy nie zapomina. Ale po kolei.
W sejmikowych kuluarach nie jest dla nikogo tajemnicą, że koalicja przetrwała dzięki głosom m.in. radnego klubu Samoobrony, Waldemara Jakubaszka. Choć Andrzej Lepper wielokrotnie przestrzegał, że jego ludzie nie mogą wchodzić w konszachty z SLD, Jakubaszek wodza nie posłuchał.
I nie był to pierwszy taki przypadek. W kwietniu ubiegłego roku Jakubaszek, wstrzymując się od głosu, też pomógł koalicji. Chodziło o odwołanie przewodniczącego sejmiku Konrada Rękasa. - Zaprowadziłem go do wicemarszałka Mirosława Złomańca - opowiada Rękas. - Dostał obietnicę, nigdy nie spełnioną, że zasiądzie w jakiejś radzie nadzorczej. Zapalił się mocno. No i zagłosował tak, żeby mnie wówczas nie odwołano (Rękasa udało się odwołać dopiero w październiku - red.).
W sejmiku nikt nie ma wątpliwości - nagrodą za ratowanie rządzącej ekipy w trudnych chwilach może być tylko eksponowana posada. Jakubaszek miał być przewodniczącym sejmiku, jednak koalicji nie udało się zebrać w tej sprawie wystarczającego poparcia. Jest więc wiceprzewodniczącym, sejmik wybrał go na to stanowisko 6 grudnia. To jednak mało dla ambitnego człowieka. Teraz Jakubaszek wymieniany jest jako "pewniak” do objęcia wakującej po Agnieszce Kowal funkcji członka zarządu, czyli zastępcy marszałka. Oprócz prestiżu stanowiska, własnego gabinetu i samochodu do dyspozycji, to także wysoka pensja - ok. 10 tys. zł brutto miesięcznie.
Waldemar Jakubaszek, który w Samoobronie zjawił się przed samymi wyborami samorządowymi, nie miał pojęcia, że zajęcie szarego radnego jest tak kiepsko opłacane. - Myślał, że będzie zarabiał kilka tysięcy - mówi Rękas. - Kiedy mu uświadomiłem, że radny ma tylko 1600 zł diety, był zaskoczony i rozczarowany.
- Słyszałem, rzeczywiście były takie zakusy - mówi o swoim ewentualnym "marszałkowaniu” sam Waldemar Jakubaszek. - Jednak ta sprawa ciągnie się od pół roku i nie wiadomo, co z niej wyjdzie.
Waldemar Jakubaszek urodził się w Lublinie, mieszka w podlubelskich Płouszowicach. Jest absolwentem Akademii Rolniczej (Wydział Rolniczy). Po studiach był przez dwa lata w Stanach Zjednoczonych, a później wrócił do Polski i pracował w prywatnym biznesie. Należał do najbogatszych radnych sejmiku - zgodnie z oświadczeniem majątkowym za 2002 rok miał w banku 250 tys. zł i 61 tys. euro oszczędności, był też właścicielem działki wartości 700 tys. zł.
- To osoba doświadczona, która od lat prowadzi prywatny biznes. A to znaczy, że zna się na sprawach ekonomicznych i czuje gospodarkę - tak w październiku ubiegłego roku marszałek Henryk Makarewicz chwalił kompetencje Jakubaszka w jednej z gazet. Czyżby nie wiedział, że w tym samym czasie bankrutowała, zajmująca się skupem owoców i warzyw oraz produkcją mrożonek firma WIMPOL, której radny jest udziałowcem, a wcześniej był jej szefem?
O zdolnościach biznesowych Jakubaszka jego koledzy z sejmiku nie są do końca przekonani. Przykład? Kiedy przyszła moda na sprowadzanie używanych samochodów Waldemar Jakubaszek i kilku radnych z sejmiku pojechali do Holandii "na szroty”. Oficjalnie miała to być wizyta w biurze Urzędu Marszałkowskiego w Brukseli. Nieoficjalnie wiadomo, że radni spędzili dwa dni pomiędzy wrakami samochodów. W końcu Jakubaszek znalazł swoje wymarzone auto - opla vectrę. I wtedy radni zwątpili nieco w biznesowy talent kolegi Waldemara. Targował się o 100 euro. Przez sześć godzin wykłócał się z właścicielem szrotu. I... nie wskórał nic.