• Za panem pierwsza sesja parlamentarna. Jakie wrażenia przywozi pan ze Strasburga?
– W tym malowniczym i pełnym pamiątek mieście bywałem jako turysta. Teraz miałem okazję bliżej poznać efektowny, zbudowany nad Renem, gmach Parlamentu Europejskiego. Z podobnymi mi nowicjuszami z innych państw stwierdziliśmy, że jest przyjazny, funkcjonalny, zaś obsługa niesłychanie profesjonalna.
• Czy obrady przypominają nasze sesje sejmowe?
– Nie. Może dlatego, że sala jest dużo większa, a u jej szczytu znajdują się amfiteatralnie rozmieszczone fotele dla publiczności. Są nieustannie zajęte. Nie ma za to mównicy. Przemawia się, na stojąco, z miejsca. Czas wystąpień jest limitowany. Przewodniczący frakcji ma 5 minut, a zwykły deputowany 2 minuty.
• I to starcza?
– Wytrawne wygi, zasiadające kolejną kadencję w parlamencie, kończą swoją wypowiedź równo z trzecim uderzeniem młotka prowadzącego debatę. Niektórym naszym trzeba było wyłączyć mikrofon.
• Nie wyjmowali swego megafonu?
– Jeśli myślimy o tym samym, wszystko przed nami.
• Co deputowany dostaje do jedzenia?
– Bezpłatne napoje i przekąski otrzymuje się jedynie na posiedzeniach frakcji. Natomiast w kawiarni i restauracji, zarówno samoobsługowej, jak i z obsługą kelnerską, płaci się. Kuchnia prowadzona jest w stylu francuskim. Ja przepadam za rybami. Danie główne kosztowało mnie ok. 10 euro.
• Ile wynosi dieta poselska?
– Znów będzie przeliczanie – ile taki facet zgarnia. Ale niech tam! Nie odebrałem jeszcze diet, ale ze słyszenia wiem, że za dzień obrad należy się 262 euro. Z tego należy się utrzymać i opłacić hotel, który kosztuje w granicach 70-130 euro.
• A co robi się wieczorami?
– Może w przyszłości będę mógł opowiedzieć coś atrakcyjniejszego. Dziś tylko tyle, że uczestniczyłem w spotkaniach frakcyjnych oraz przeczytałem projekt konstytucji. Chciałem bowiem wyrobić sobie pogląd na temat kwestii budzących największe kontrowersje. I istotnie, braku nawiązania do tradycji chrześcijańskich Europy niczym nie da się wytłumaczyć. Natomiast proponowany zapis o wyższości prawa unijnego nad krajowym czyniłby z nas niewolników Brukseli.
• Czyli koniec kuluarowych plotek, przechodzimy do meritum. Pana partia, Platforma Obywatelska, była za wyborem na przewodniczącego parlamentu prof. Geremka. Tymczasem został nim Hiszpan, Josep Borrell. Wracaliście państwo do kraju z poczuciem przegranej?
– I tak, i nie. Należymy do największej frakcji parlamentarnej, którą jest ponad 260-osobowa European Peoples’ Party (Europejska Partia Ludowa). Zgodnie z procedurą, wcześniej została wytypowana kandydatura na przewodniczącego parlamentu, którą członkowie frakcji podczas głosowania winni popierać. Profesor Geremek stał się kontrkandydatem w ostatnim momencie.
• Pan na kogo głosował?
– Na Geremka. Wiedziałem, że nie ma on większych szans. Miałem też świadomość, że łamię frakcyjną umowę, czego konsekwencje mogą być różne. Ale – kalkulowałem – kandydat to dużej klasy, a przy tym rodak, co w przypadku wyboru miałoby istotne znaczenie dla Polski.
• Czy wie pan, co na temat naszego członkostwa myśli dziś większość Polaków?
– Nie żyję na wyspie. Rozmawiam z ludźmi, też robię zakupy, które coraz więcej kosztują. Jest ciężko. Ale nie chciałbym się zamienić z Białorusinem, Ukraińcem, itd. Wiem, że za parę lat wyrównamy dysproporcje dzielące nas od Zachodu. Polscy deputowani, a więc i ja, mamy zadbać o subsydia dla naszego kraju, regionu. Ale musimy potrafić się zorganizować, by skorzystać z szansy. Bo tak naprawdę to unia dla nas zaczyna się w Lublinie. W tutejszych urzędach, agencjach mających służyć pomocą w zdobywaniu funduszy strukturalnych, subsydiów, grantów. Nie mogę zrozumieć, dlaczego z dopłat bezpośrednich zdecydowało się skorzystać tylko nieco ponad 80 proc. rolników, a nie wszyscy. Nie winiłbym tu samych rolników, a wszelkie służby, którym zabrakło chęci albo umiejętności, by to dzieło doprowadzić do końca.
• Te sprawy są panu dobrze znane, bowiem przez dwie kadencje był pan radnym Sejmiku Wojewódzkiego. Proszę powiedzieć, dlaczego na Lubelszczyźnie mamy tak mało udaną władzę? Jest pięć wyższych uczelni, ludzie jeżdżą po świecie i oglądają, jak żyją i co robią inni. Mimo wszystko nie przekłada się to na poziom zarządzania miastem, a w szczególności województwem.
– Najprościej byłoby odpowiedzieć: mamy taką władzę, jaką sobie wybraliśmy. Siły intelektualne koncentrują się w dużych miastach, głównie w Lublinie. Wybieramy zaś z całego terenu. Kto już popróbował władzy, za nic jej nie popuści. Bo apanaże, bo samochód z kierowcą, bo można załatwić komuś pracę, za co ma się wdzięczność do końca życia. Stąd dziwne koalicje i żenujące niekiedy trzymanie się foteli przez nieudaczników. Do demokracji trzeba dorosnąć, inaczej płaci się frycowe.
• Co można w Strasbugu czy Brukseli załatwić dla Lubelszczyzny?
Niełatwe to, gdyż decyzje podejmowane są tam w skali całego kontynentu. Ale unia interesuje się też poszczególnymi regionami, w tym odbiegającymi poziomem życia od reszty państw wspólnoty. W tym nasza szansa. Zainteresować mogą naszych zachodnich partnerów: zdrowa żywność (na miodach pitnych kończąc), atrakcyjne tereny turystyczne, badawczy potencjał lubelskiego ośrodka naukowego. Ale najpierw trzeba wokół Lubelszczyzny zrobić trochę hałasu. Zaczynając np. koncertu poniatowskich „Scholaresów” w pięknej sali widowiskowej parlamentu, po wizytę prominentnych deputowanych w naszym regionie. Odbyłem już na ten temat dwie rozmowy z przewodniczącym Borrellem. Przyjął zaproszenie. Do wyobraźni szczególnie przemówiła mu wizja poznania wschodniej granicy unii, na Bugu.
• Proszę dokończyć zdanie: Gdy mam wolny czas to najchętniej ...
Wolny czas? Chyba pan żartuje. Proszę popatrzeć na te stosy indeksów i dyplomów do podpisania, prace doktorskie i habilitacyjne do oceny. Mimo wszystko z KUL, a nawet z urzędem dziekańskim, nie zamierzam wziąć rozbratu.
Zbigniew Zaleski
urodził się w 1947 r. w Zielonogórskiem, gdzie rodzice przenieśli się z dawnych polskich kresów. Studiował psychologię w KUL i Unversity of London. Typową dla jego zainteresowań naukowych była praca habilitacyjna (1988 r.) pt. Motywacyjna funkcja celów w działaniu człowieka. W 1994 r. uzyskał tytuł profesora nauk humanistycznych w zakresie psychologii. Od 1999 r. jest dziekanem Wydziału Społecznego KUL. Wykładał m.in. w Belgii, Niemczech, Francji oraz USA, od 1988 r. związany jest z UJ. Najgłośniejsze publikacje książkowe: „Psychologia zachowań celowych”, „Od zawiści do zemsty: Społeczna psychologia kłopotliwych emocji”, „Psychologia własności i prywatności”. Biegle zna języki: angielski, francuski, niemiecki i hiszpański, uczy się włoskiego.
Rodzina: żona Mieczysława (dla przyjaciół Wiesia), pracuje w Urzędzie Miasta w Lublinie; synowie: Sebastian (27), absolwent prawa, przygotowuje pracę doktorską na uniwersytecie w Leuven (Belgia); Kamil (20) student II roku ASP w Gdańsku; Jakub (15) uczeń Szkoły Muzycznej w Lublinie.
Hobby: muzyka (gra na gitarze i harmonijce ustnej), żagle i narty, działka. Przepada za ciekawym towarzystwem.