Reżyser dokumentalista to specjalny typ twórcy, a nawet człowieka. Świat postrzega wybiórczo, a ogląda go latami albo i przez całe życie – przez powiększającą soczewkę, ze skrzynką na filmową taśmę. Obszar penetracji zależy od osobistych pasji i zainteresowań albo podrzuca go tzw. samo życie. Wspomnijmy: klasyka, przyrodnika Puchalskiego, aktualnego guru dokumentalistów, odkrywcę duszy ludzkiej Fidyka. Dziś najgłośniej o Sylwestrze Latkowskim.
Zdobył teren w efektownym stylu
demaskatorskimi filmami ukazującymi nieznane strony pop kultury. Jego „Pub 700” otrzymał nagrodę publiczności w kategorii najlepszy dokument na ubiegłorocznym festiwalu w Kazimierzu. W tym roku sławy przysporzyli mu emitowani w TVP „Blokersi”, opowieść o hiphopowych muzykach. Ale przede wszystkim „Gwiazdor”– filmowy portret lidera zespołu „Ich Troje”, Michała Wiśniewskiego, w którym idola zdejmuje z piedestału. Co prawda niektórzy powiadają, że podobno za jego zgodą, a nawet we współpracy.
Wydarzeniem ostatnich dni
jest objazd Latkowskiego po kinach, gdzie chcą zobaczyć jego najnowszą realizację „Nakręceni, czyli szołbiznes po polsku” i posłuchać autora. Do Lublina, do Chatki Żaka, trafił za sprawą czujnego na filmowe nowinki Piotra Kotowskiego, za co niech mu chwała będzie.
„Nakręceni” zrealizowani są w systemie DVD, toteż aura „kina domowego” towarzyszyła najpierw projekcji, a potem spotkaniu ciągnącemu się długo w noc, bo też widownię wypełnili nie tylko amatorzy „smaczków” zza estradowych kulis, ale ludzie – młodzi i siwowłosi też – którzy nie są tylko biernymi odbiorcami muzyki, piosenki, doniesień ze świata show-biznesu. Czyli: jak to w Chatce...
Nie było przesady w informacji poprzedzającej seans, że film ukazuje przemilczaną dotąd stronę estradowego biznesu, w którym
normą jest oszustwo, manipulacja.
W kolejnych scenach oglądamy na przemian artystów i krytyków muzycznych: Krzysztofa Krawczyka, Marka Kościkiewicza, Roberta Leszczyńskiego, Macieja Maleńczuka, Myslovitz, Marka Sierockiego, Piotra Metza, Hirka Wronę, Michała Wiśniewskiego, Negatyw. Poznajemy (choć nie przesadnie) decydentów i szare eminencje polskiego show-biznesu. Najdłużej jednak na ekranie widzimy Zbigniewa Hołdysa. W jednej z pierwszych scen, z gitarą opatrzoną napisem „Elvis”, siedzi bezradnie na estradzie amfiteatru w Opolu i nie może zacząć, gdyż nic nie działa, nie wiadomo kto za co odpowiada, panuje bajzel. Potem widzimy go jeszcze parę razy – w przerwie doniesień z show-biznesowego frontu – aż do finału. Ten zaś przypomina pamiętny chocholi taniec: miałeś chamie złoty róg ...
Z tego, co można było po seansie usłyszeć od Latkowskiego, w branży
fałszowane jest wszystko.
Złotą Płytę wręcza się dziś nie przy 100 tysiącach, a zaledwie 35 tysiącach wydanych krążków. Bo potrzebne jest wydarzenie medialne, które pomoże w promocji. A i tak – są przykłady – 15 tysięcy wróci do magazynów. Fałszowane są radiowe listy przebojów, Fryderyki, wyniki festiwali. Wielkim oszustwem są głosowania w systemie audiotele i przez Internet. Na jedną z piosenkarek oddano 20 tys. głosów z Japonii i Australii.
– To – powiedział Latkowski – co pokazałem w filmie, pomyślanym jako satyra środowiskowa, powinno zainspirować dziennikarzy, aby już na serio poszli tymi tropami. I tak, jak rozprawiają się z przekupstwami i przekrętami wśród polityków, zajęli się nieuczciwymi ludźmi z estradowej branży. Z pism, stacji radiowych, z telewizji. Ale czy się zajmą? Co do tego mam duże wątpliwości. Funkcjonuje bowiem cały
system zmiękczania dziennikarzy:
prezenty (sam załapałem się na kosz z butelkami drogiej whisky oraz na honorarium za to, że ... zrobiłem sobie paznokcie w Bryzie), wjazdy zagraniczne, dobrze opłacane jurorowanie, prowadzenie koncertów od 3 tys. zł wzwyż...
Jak dotąd przeciwko Sławomirowi Latkowskiemu
pozew do sądu skierowała jedynie Justyna Steczkowska,
choć nie pokazana z twarzy, a jej głos został elektronicznie zniekształcony. Odbierane jest to jako działanie medialne tej zachodzącej już gwiazdy. Inni nabrali wody w usta.