• Jak pan trafił do telewizji, jak zaczęła się pańska fascynacja dziennikarstwem?
– Zaczęła się w czasie studiów w Katowicach, w czasie których nie tylko moim, ale pewnej grupy kolegów sposobem na spędzanie wolnego czasu, było udzielanie się w radiu studenckim. I tak mi się ta „zabawa w radio” spodobała, że po studiach trafiłem do radia publicznego. A potem zaczęły powstawać w Katowicach stacje komercyjne. Szefem jednej z nich został Kamil Durczok. I to on zatrudnił mnie u siebie. Po dwóch latach zaangażowałem się w Telewizji Katowice i właśnie z tego ośrodka regionalnego awansowałem do Warszawy.
• Pana macierzystą jednostką organizacyjną jest redakcja „Monitora – Wiadomości”. Na czym polega specyfika pracy w tej redakcji?
– Jest to dziennik, jego ostatnie wydanie, a w związku z tym na przygotowanie mamy sporo czasu. Ale jest to dziennik poszerzony o publicystykę, a więc newsy muszą być opracowane analitycznie i wzbogacone o aktualny komentarz, rozmowę.
• Czy jest jakiś klucz, według którego dobiera się rozmówców?
– Rozmówców dobiera kolegium redakcyjne. Nie zawsze jest to gość naszych marzeń, bo albo upatrzony polityk nie ma czasu, albo nie ma ochoty przyjść i rozmawiać.
• Który z gości utkwił panu szczególnie w pamięci?
– Bez wątpienia Andrzej Lepper. To nie są miłe wspomnienia.
• Chce pan powiedzieć, że jest rozmówcą kontrowersyjnym?
– Trudnym w rozmowie, bo do niego nie docierają żadne argumenty logiczne. On posługuje się retoryką daleką cywilizowanemu człowiekowi.
• Andrzej Lepper obdarowuje dziennikarzy krawatami...
– I są tacy dziennikarze, którzy te krawaty przyjmują. Być może warto mieć taki krawat, ja nie mam.
• Jak pan sobie radzi, gdy polityk uprawia bełkot polityczny?
– Staram się politykowi przerwać wypowiedź, co nie zawsze się udaje. Ba, dochodzi czasem do sytuacji, w której mówimy obaj jednocześnie i wtedy nikt naprawdę nie wie, o co nam chodzi.
• Czy nigdy nie ciągnęło pana do reporterki telewizyjnej?
– W katowickim ośrodku telewizyjnym przez kilka lat zajmowałem się reporterką. Najpiękniejsze w pracy reporterskiej jest to, że dziennikarz ma rzadką okazję widzieć, brać udział w zdarzeniach, które są niedostępne dla przeciętnego zjadacza chleba. A ja naprawdę bywałem w miejscach i dotykałem spraw, których Polacy na własne oczy nigdy nie zobaczą.
• Co pan sądzi o dziennikarstwie śledczym?
– To wyższa szkoła jazdy. Trzeba mieć do tego ogromną wiedzę, wielkie zacięcie i talent. To są predyspozycje, których nikt nigdy nie nauczy.
• Dobry dziennikarz, według pana, to...
– ... dociekliwy i taki, który nie powinien bać się rozmówcy, nie mieć wobec niego respektu, choć go szanować. Nie powinien na swego rozmówcę krzyczeć, ale też nie powinien dać krzyczeć na siebie. Dobry dziennikarz musi posiąść dużą wiedzę, być oczytany i bystry. Powinien umieć korzystać z własnej pamięci, z tego, co kiedyś już sobie przyswoił, co usłyszał. Nic tak nie wyprowadza polityka z równowagi, jak to, gdy dziennikarz przypomni mu, co mówił dwa miesiące temu i co mówi obecnie. A więc dobry dziennikarz musi umieć kojarzyć fakty, być błyskotliwy.
• Kto jest dla pana takim wzorem dziennikarza?
– Kamil Durczok. I mówię to nie dlatego, że został Dziennikarzem Roku i ma świetną prasę. Mówię dlatego, bo znam go jak mało kto. To niezwykle silna osobowość. To dziennikarz, którego koledzy cenią za przebojowość. On potrafi przekonywać do swoich racji.
• Czy nie męczą pana dojazdy z Katowic do Warszawy? Czy nigdy nie myślał pan o tym, żeby się przenieść do stolicy?
– Nigdy. Nie chcę obrażać warszawiaków, ale, według mnie, to dziwne miasto dziwnych ludzi. Choć prawdą jest i to, że ja się trudno aklimatyzuję w nowym środowisku, więc znajdowanie tu nowego grona przyjaciół, znajomych, to nie dla mnie. Zbyt mocno jestem związany z rodziną. A dojazdy? Przecież tylko przez trzy dni pracuję w Warszawie, inni mają o wiele gorzej.
• Jakie ma pan pozazawodowe zainteresowania? Skąd np. zainteresowanie kulturą czeską?
– Bo ja się wychowałem na polsko-czeskim pograniczu w małej miejscowości Goleszów. Republikę czeską widziałem z okna swego domu. To były czasy, kiedy oferta polskiej telewizji nie była imponująca, a Czesi mieli dobrą telewizję. I myśmy, tam na tym pograniczu, oglądali programy naszych sąsiadów zza miedzy. I dlatego znam czeski lepiej niż którykolwiek z obcych języków. Lubię kulturę czeską, albowiem na tym pograniczu miało miejsce przenikanie się wzajemne obydwu kultur – czeskiej i polskiej.
• Podobno pasjonowało pana karate?
– Trenowałem, ćwiczyłem karate cztery lata i nawet pojawiły się zalążki kariery zawodniczej. Ale tę wybił mi skutecznie z głowy ojciec, gdyż zbliżała się matura i musiałem więcej czasu poświęcić nauce. A później już do karate nigdy nie wróciłem.
• Co pan robi, gdy odczuwa zmęczenie pracą, przeżywa frustracje, dopadnie pana stres?
– Piję wino, słucham muzyki, czytam książkę, rozmawiam z żoną.