Henryk Aftyka podchodzi do obory, uchyla delikatnie wrota i prosi zachęcająco: - Wojtek, boćku, a chodźże tu do nas...
Poskutkowało. Strosząc pióra, jakby miał do czynienia z przeciwnikiem, bociek wyskoczył jak z procy. Przekrzywił główkę w prawo, w lewo, bacznie przyglądając się otoczeniu, co wyglądało tak, jakby poczuł się troszkę nieswojo. W końcu dostrzegł nas, czyli obcych. Ale gdy w dłoniach pani Celiny ujrzał wiaderko, zdobył się na odwagę i ruszył przed siebie. Bo wiedział, że zaraz dostanie karmę: ulubiony przysmak - złowione w stawie rybki.
I rybkę, i kiełbaskę
- To może kiełbaski? - pyta gospodyni i podsuwa boćkowi apetyczny kąsek. Nie pogardził. Można by nawet rzec, że połknął ze smakiem.
- Lubi ryby, kiełbasę, szyneczkę, chude mięso i... karmę dla psów. Taką gotową, kupowaną w sklepie. Natomiast nie przepada za potrawami mącznymi - mówią gospodarze o kulinarnych upodobaniach Wojtka.
- Ten bociek to jeszcze jeden nasz domownik. Wychowaliśmy go od maleńkiego - chwalą się państwo Aftykowie.
- A to było tak - pani Celina usiłuje uporządkować bieg zdarzeń. - Wiosną 1996 roku zostały wyrzucone z gniazda dwa pisklęta. Jedno zginęło, drugie ocalało. I nasi synowie przynieśli to bocianie pisklę do domu. Niedużą kulkę, pokrytą delikatnym puchem. Zważyliśmy. Ważyło 60 dkg. Umieściliśmy je w koszyku, doglądając i karmiąc. Było słabowite. Początkowo żywiło się muszkami i innymi owadami. Później bardziej treściwą karmą. Rosło na naszych oczach. Uczyło się też na naszych oczach fruwać, osiągać samodzielność. Już pięć lat minęło, jak bociek jest z nami. Pewnie że został przez nas rozpieszczony. Jak to jedynak...
Zima z kurami i krowami
- Kiedyś nieopatrznie wyszedł zimą z obory na śnieg - przypominają sobie gospodarze. - I jak się przestraszył! Bo boi się zimna.
Bociek w gospodarstwie Aftyków zachowuje się jak oswojone zwierzę. Kiedy odczuwa głód, potrafi zapukać do mieszkania i - gdy mu się otworzy drzwi - wejść do środka. Zaprzyjaźnił się z psem i kotem. To znaczy - jest w stanie tolerować ich obecność w obejściu. Ale gdy pojawi się obcy pies, z sąsiedztwa, zaraz go przegania.
- Niech pan podejdzie do niego - zachęca gospodarz. - Na pewno nie ucieknie.
- A czy dziobie?
- Może dziobnąć...
Długi, czerwony dziób wygląda solidnie, wolę więc nie ryzykować.
Z drogi nie ustąpi
- Nasze dzieci są już odchowane - odpowiada pani Celina. - Dwie córki są zamężne, starszy syn, który skończył 26 lat, został wyznaczony na przejęcie po nas w przyszłości gospodarstwa. Młodszy, Daniel, jest uczniem drugiej klasy gimnazjalnej. Ale do sąsiadów bociek dziecko przyniósł.
Pan Henryk przyznaje, że Wojtek potrafi być uparty. - Jest taki nieustępliwy. Stanie na drodze i nie ustąpi, nie zejdzie. Boję się, że może ten upór przypłacić życiem. Zdarzyło się, że drogę przemierzał orszak weselny. Bociek stał na drodze i ani mu się śniło, żeby z niej zejść. Samochody weselników musiały się zatrzymać, żeby go przepędzić.
Otoczony troskliwą opieką w gospodarstwie Aftyków bociek najbardziej polubił Daniela. Bo to on opiekował się nim od maleńkości, chodził nad staw i łowił dla niego ryby.
- Jak zobaczy Daniela - mówi pani Celina - to zaraz frunie do niego. Chociaż Daniel zaczyna się tej poufałości z bocianem troszeczkę wstydzić. Mówi, że taka przyjaźń z bocianem nie licuje z wiekiem licealisty.
Odbiega od normy
Pani Celina ma doskonałe pole obserwacji. Wprawdzie w gospodarstwie nie ma bocianiego gniazda, ale jest takie po sąsiedzku, u brata.
- Gniazdo mieści się na drzewie - wyjaśnia. - To drzewo miało być ścięte. Ocalało tylko dlatego, że rodzina bociania założyła na nim gniazdo.
Według wierzeń ptaki te zakładają gniazdo tylko w tym miejscu, gdzie nie biją pioruny. Tak więc boćki wydają swoisty atest bezpieczeństwa pożarowego rolniczej zagrody.
- Zaobserwowałem, że wiosną pojawia się w gnieździe jeden bocian, który mości gniazdo. Po jakimś czasie zjawia się drugi i dopiero wtedy bociania para wychowuje młode - dodaje pan Henryk. Wraz z pojawieniem się Wojtka obserwacja bocianich zachowań niejako automatycznie weszła mu w krew.
- Nasz bocian, wiedziony instynktem, również próbował klecić gniazdo tej wiosny. Na dachu naszego domu. Znosił patyki i różne materiały na wyściółkę. Nic z tego nie wyszło. Bociany z pobliskiego gniazda wręcz stoczyły z nim wojnę - dodaje.
Ale gdy jest ciepło, nocuje na dachu. Przynajmniej tyle. I stąd - od wiosny do późnej jesieni - leci na żerowiska. Najczęściej nad staw, gdzie może złowić rybę. Albo nieoczekiwanie pojawia się w polu, gdy pan Henryk wykonuje podorywki i idzie za pługiem. Z rozpulchnionej ziemi starannie wybiera dżdżownice.
Aftykowie już postanowili, że będą się opiekować boćkiem do starości. Nie oddadzą go przecież nikomu. Bociek jest z nimi szósty rok, a - jak słyszeli - ptaki z tego gatunku żyją około 30 lat. Sporo więc jeszcze przed nimi trosk, kłopotów i radości.