– Gdy w zawieprzyckim zamku kończono żywcem zamurowywać nieszczęsnych kochanków, krwawe promienie słońca oświetliły miejsce kaźni. Od tej pory o zachodzie słońca na ścianie kryjącej tragedię, zaczęły się codziennie pojawiać zjawy, prześladujące mieszkańców zamku. Choć dziś zostały z niego ruiny, to w zamglone ranki można zobaczyć zakochaną grecką księżniczkę – opowiada Władysława Chudziak z Zawieprzyc.
W 1640 r. szlachcic podlaski Mikołaj Nieprzycki opowiadał, że w Łuszczowie musiał czekać więcej niż dwie godziny nim „przejeżdżający i piechotą idący na odpust do Kijan przeszli tam do Łaskawej Najświętszej Matki”.
Gdy w 1683 r. Atanazy Miączyński, wojewoda wołyński i właściciel Zawieprzyc udawał się u boku króla Jana III Sobieskiego na odsiecz wiedeńską, ślubował przed cudownym obrazem, że jeśli szczęśliwie powróci, to w miejsce drewnianego kościółka wystawi murowany. Tak się stało. Nie mogliśmy naszej podróży do Zawieprzyc nie rozpocząć od Kijan. A tam czekała na nas prawdziwa niespodzianka...
Korony z Lublina
Barokowy kościół zbudowany na planie krzyża zdobi rozstaje dróg w Kijanach. Ks. Krzysztof Piskorski zapala światła. Spod sukienek i koron widać oblicze Pani Kijańskiej, co od wieków wyprasza u swego Syna zdrowie i pomyślność dla ludzi. Już w 1726 r. ks. Michał Bobrykiewicz założył księgę łask i cudów dokonanych za sprawą Matki Bożej Kijańskiej.
W księdze zapisano, że Antonina Miączyńska z Rzewuskich, dziedziczka Zawieprzyc, przez 8 lat nie mogła urodzić żywego dziecka. Po odbyciu pielgrzymki do kijańskiego sanktuarium i wysłuchaniu mszy św. „pocieszoną została przez powicie upragnionego syna”.
– Już w 1653 miasto Lublin ofiarowało Matce Bożej korony srebrne i pozłacane – opowiada ks. Piskorski.
Mała ojczyzna
Jesteśmy na plebanii. Ks. Piskorski włącza komputer.
– Gmina Spiczyn jest naszą małą ojczyzną – słychać głos Konrada Libery z oddziału Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży w Kijanach. Dyskretna muzyka towarzyszy multimedialnej prezentacji gminy i jej perły – Zawieprzyc. Na zdjęciach widać romantyczne ruiny.
Po chwili na miejscu jest Konrad, który wraz z kolegami przygotował płytę CD, którą wręczyli wójtowi. A na płycie pomysł na ożywienie ruin i zamkowego założenia.
– Projekt stworzenia tam sceny i małego amfiteatru został przygotowany w ramach projektu „Rzeczpospolita Młodych”, który bierze udział w konkursie „Małe Ojczyzny”, ogłoszonym przez Fundację Kultury. Młodzi ludzie odkrywają Lubelszczyznę jako miejsce o bogatej historii i kulturze – mówi ks. Piskorski, opiekun KSM w Kijanach.
Jedziemy do Zawieprzyc. Konrad Libera ma w ręku projekt amfiteatru, chce nam wszystko pokazać na żywo.
Z miłości zamurowani na śmierć
Najprawdopodobniej już w XV wieku na wyniosłym wzgórzu w widłach Wieprza i Bystrzycy stał obronny zamek. W latach 1674 – 1679, według planów Tylmana z Gameren, na miejscu starego zamku zbudowano barokowy pałac, kaplicę, założono bogato zdobiony ogród.
Przez barokową bramę (odremontowaną przez gminę) wchodzimy na zamkowy teren. Z lewej strony wozownie, stary lamus, na tyłach zrujnowana oranżeria, która jeszcze 8 lat temu miała dach. Z przodu kaplica, po prawej ruiny.
– Wśród jeńców tureckich, przywiezionych z wiedeńskiej wyprawy znalazła się grecka księżniczka z narzeczonym. Okrutny władca zamku, zakochany w pięknej Greczynce, nie mogąc zdobyć jej wzajemności, obmyślił dla kochanków straszliwą karę, każąc ich żywcem zamurować w wąskich niszach – opowiada Konrad Libera.
Stoimy przed ścianą zamku.
– Po wycięciu drzew na tle tej ściany chcemy zbudować scenę. Obok garderoba. Zaplecze amfiteatru z zaczątkiem muzeum mogło by być w lamusie, z którego wyprowadziła się biblioteka – opowiada Libera.
Tajemnica zamku kryje na sklepieniu zamkowej kaplicy. Zanim spotkamy się z organistą, jedziemy do gminy...
Kto da złotówkę na ruiny?
W sklepie spożywczym w Spiczynie jest wiejska kiełbasa, przyjemnie pachnąca dymem. Do tego placek z żółtym serem – i śniadanie gotowe.
– Panowie, a tu na prawo jest popitka. Najlepsze są setki w płaskiej butelce. W ręce się dobrze trzyma, dziubek w sam raz, idzie na raz... –tłumaczy jeden z miejscowych. Odkąd klubokawiarnie popadały, to pije się tu – przed sklepem, przy płocie albo na przystanku.
Wójt Mirosław Krzysiak ma w biurku płytę CD z multimedialną prezentacją projektu amfiteatru w Zawieprzycach.
– Budżet gminy wynosi 6 mln zł, z czego 60% idzie na oświatę. Stać nas na 3 kilometry drogi rocznie. O pieniądzach z unii możemy tylko pomarzyć, bo skąd wziąć pieniądze na własny wkład? Gminie potrzebna jest oczyszczalnia ścieków i kolektor, na co trzeba 5 mln zł. Skąd wezmę półtora miliona? – pyta wójt.
W gminie wiedzą, że Zawieprzyce mogłyby być magnesem dla turystów.
– Tylko kto przekona Radę Gminy, żeby w tej sytuacji dała choć złotówkę na ruiny? – tłumaczy Zdzisław Niedźwiadek, inspektor ds. gospodarczych i promocji gminy. Za godzinę mamy spotkanie z tymi, którzy próbują w gminie robić biznes. Wracamy do kaplicy.
Krwawe promienie oświetliły miejsce kaźni
Organistę Zbigniewa Karpińskiego odnajdujemy w szkolnej kotłowni. Z daleka słychać organy. Dołoży węgla – i gra.
Za chwilę otwiera kaplicę. Podnosi rękę do góry i pokazuje na malowidło i scenę, gdzie srogi właściciel zamku jedzie w piekielne otchłanie.
– Malarz miał wykonać na kopule ostatnią drogę Granowskiego, w której anioły unoszą go do nieba. Malarz jednak był świadkiem strasznego znęcania się Granowskiego nad grecką księżniczką. Właścicielowi fresków w czasie malowania przed nie pokazywał – zrobił to dopiero wtedy, gdy dzieło zakończył. Na sklepieniu wymalował Granowskiego, jak idzie do piekła. Zemsta okrutnika była sroga. Malarz, zamurowany żywcem, podzielił los kochanków – opowiada Karpiński.
Gdy zakończono wykonywać wyrok, krwawe promienie słońca wyświetliły na zamkowej ścianie widma kochanków...
Jeszcze powalczę
Zanim jeszcze raz wrócimy do Zawieprzyc, by spotkać się z miejscową poetką i dziećmi z tamtejszej szkoły – rozmawiamy z mieszkańcami gminy, którzy walczą o swoje małe sukcesy.
– Po skończeniu Akademii Rolniczej w 2000 r. osiedliliśmy się w gminie na gospodarstwie dziadków. Uprawiamy kapustę, marchew, buraki czerwone, seler, kalafior, brokuły. W tej chwili gospodarujemy na 56 ha ziemi, swojej i dzierżawionej. Duża produkcja i obniżanie kosztów to nadzieja na sukces – tłumaczy Paweł Plusiński, który w nowoczesny sprzęt zainwestował 300 tys. zł (w tym duży kredyt).
– Ja się przekwalifikowałem. Hoduję 16 krów na mleko. Na więcej się na razie nie zdecyduję, bo cena mleka niepewna. Chcę wyśrubować do maksimum normy sanitarne, by spełniać unijne warunki. Będę się starał, przy pomocy gminy, o sapardowskie środki – mówi Sławomir Matyjaszczyk z Zawieprzyc.
– Od 1972 r. zajmuję się hodowlą nasion cebuli, rzodkiewki, kopru, sałaty i pietruszki. Mam zakontraktowaną sprzedaż. Dziś dowiedziałem się, że mając 55 lat mogę składać wnioski o środki unijne. Do wczoraj było ograniczenie do 50 lat. Więc jeszcze powalczę – opowiada Bogusław Janociński, także z Zawieprzyc.
A gdzie się podział dworek, w którym bywała Maria Curie-Skłodowska?
Wracamy do Zawieprzyc, by najpierw stanąć przed krzyżem-mogiłą i spotkać się z Władysławą Chudziak, miejscową poetką, która o swojej małej ojczyźnie napisała poemat. Według niej to właśnie tu, pod krzyżem, pochowano zamurowanych kochanków.
– „W jedną beczkę nasypał im złota, a zamknął im do życia wrota...” – recytuje pani Władysława.
Choć na karku ma już 76. rok, z werwą oprowadza turystów, opowiada o zamurowanych kochankach i o tym, że jeszcze przed wojną był tu piękny ogród, budynki tętniły życiem. To tu przyjeżdżała na wakacje młodziutka Marysia Skłodowska, by zatrzymać się u wuja Ksawerego, który był dzierżawcą dworku.
• A gdzie się podział dworek?
– O, tu stał, gdzie te resztki fundamentów. Rozebrali... – wzrusza ramionami Chudziakowa.
• Kto rozebrał?
– Gmina. Tam była stara szkoła. Zostały kamienie...
– W naszej małej ojczyźnie jest najpiękniej na świecie
– twierdzą dzieci ze Szkoły Podstawowej w Zawieprzycach.
Michał Suszek: – Najpiękniejsze są zakola rzeki.
Wioletta Wyskok: – Romantyczne ruiny.
Karolina Belniak: – Najpiękniej jest, jak słońce oświetla resztki zamku.
Karolina Chodun: – Najbardziej tajemnicze są podziemne przejścia i resztki oranżerii. Chce pan zobaczyć?
Po oranżerii zostały zawalone mury. Po stajniach – puste hale z wybitymi szybami i dziurawym dachem. Po dworku Ksawerego – cegły w trawie. Po zamku – kawałek ściany.
Ruszamy poza obręb murów. Przez szczelinę przeciskamy się do podziemi. A tam krypta z sypiącym się sklepieniem. I kolejnych loch, który ponoć wiedzie aż... do Lublina! Wychodzimy na światło dzienne.
– Wierzę, że razem z Katolickim Stowarzyszeniem Młodzieży uda nam się ożywić to miejsce. Ono musi żyć. I gdy nam, starszym, nie wszystko się uda, to te dzieciaki zbudują tu swoją małą ojczyznę – mówi z zapałem Jolanta Mackiewicz, dyrektor szkoły.
– Nam musi się udać – krzyczą dzieci...