d Na niektórych fotografiach Kasia wygląda jak wspaniała modelka, z długimi włosami, w krótkiej spódniczce albo w kostiumie kąpielowym... A kilkanaście lat temu, jej mama usłyszała od lekarza, że dziecko z wtórnym porażeniem mózgowym, będzie jak roślinka, więc trzeba by je oddać do specjalistycznego zakładu opiekuńczego.
Chcemy opowiedzieć naszą historię, aby przestrzec innych rodziców – mówi Teresa Augustynowicz, mama Kasi. – Po pierwsze: żeby nigdy nie wozili dzieci w samochodzie bez zabezpieczenia. Po drugie, żeby nigdy nie tracili nadziei. Nawet gdy usłyszą, że nie ma żadnych szans na normalne życie dla ich dzieci.
– Ile było operacji?
– Na rękę, na nogę, na oko chyba ze trzy. No i jeszcze czeka mnie operacja głowy. Pan profesor powiedział, że będzie ją można zrobić, gdy skończę 16 lat – opowiada Kasia.
Jest niezwykle pogodną nastolatką, uśmiecha się nawet wtedy, gdy pokazuje szramy po operacyjnych cięciach. Bo i tu jest przecież powód do radości – są coraz mniej widoczne, a dzięki lekarskim umiejętnościom może poruszać się coraz sprawniej. A przecież jej mama usłyszała kiedyś, że najlepszym wypadku będzie mogła korzystać z wózka inwalidzkiego.
Jak zwykle nic nie zapowiadało tragedii. Na jednej z fotografii widać 10-miesięczną Kasię na niemowlęcym foteliku. Następnego dnia pozornie niezbyt groźny wypadek samochodowy odmienił jej całe życie. Lekarska diagnoza brzmiała jak wyrok: nieodwracalny paraliż połowy ciała i zahamowany rozwój intelektualny. Rodzice nie chcieli się z tym pogodzić.
Chwytali się wszystkiego
i medycyny akademickiej, i niekonwencjonalnej.
– I przed korzystaniem z usług różnych uzdrowicieli też chciałabym przestrzec innych rodziców – mówi pani Teresa. – Oczywiście, jeśli kogoś podnosi na duchu słuchanie o złej energii krążącej w nieodpowiednią stronę, to może z tego skorzystać. Nie można jednak rezygnować ze żmudnej i czasochłonnej rehabilitacji.
Całe życie rodziny Augustynowiczów zostało podporządkowane leczeniu młodszej córki. Jednak starsza Karolina i młodszy Marek najwyraźniej nigdy nie traktowali tego, jako problemu rodzinnego życia. Po prostu żyją w nieco innym rytmie niż rówieśnicy. Zdrowie siostry jest najważniejsze.
Kasia zaczęła chodzić, gdy skończyła dwa i pół roku. Mówiła jednak słabo i niewyraźnie, a prawa ręka zwisała bezwładnie wzdłuż ciała.
– W końcu trafiliśmy również do prof. Tomasza Karskiego – opowiada pani Teresa. – Przekonywał, że konieczna jest operacja nogi. Nam jednak wydawało się wtedy, że wszystko będzie można osiągnąć rehabilitacją. A jednak
profesor miał rację.
W końcu i tak trzeba było zrobić tę operację. Dla laika medyczna terminologia opisująca zabieg jest zbyt skomplikowana i niezrozumiała. Ważny jest efekt: dziewczyna chodzi normalnie, chociaż wciąż potrzebne są kolejne ćwiczenia rehabilitacyjne. Operacja ręki była podobno medycznym majstersztykiem, dzięki „przełożeniu” mięsni i ścięgien – prawe ramię i dłoń są sprawne.
Po kilkunastu latach używania jedynie lewej ręki, Kasia nabrała w tym tak dużej sprawności, że wciąż „zapomina” o prawym ramieniu. Jednak jej nauczycielka informatyki przyjęła sobie za punkt honoru usprawnienie prawej dłoni. Zarządziła powrót do „myszki” dla praworęcznych i doglądanie, aby uczennica korzystała z komputera prawą dłonią.
– Nauczyciele są bardzo fajni – mówi Kasia. – Wszyscy, bez wyjątku. Nawet ci od matematyki i fizyki. Tych przedmiotów nie bardzo lubię się uczyć, ale lubię nauczycieli. Zawsze mają dla mnie dużo czasu i cierpliwości.
Korzysta z indywidualnego toku nauczania, ale pedagodzy rzeczywiście muszą być bardzo zaangażowani w pracę z nią. Gdyby nie byli dla niej wzorem, nie mówiłaby pewnie, że kiedyś też zostanie nauczycielką. Jeszcze nie wie, czego chciałaby uczyć, wie jednak, że na pewno byłaby dobrą i wyrozumiałą wychowawczynią, na przykład dla niepełnosprawnych dzieci. Poza tym
chciałaby śpiewać.
Już teraz śpiewa w chórze „Jubileum” parafii pallotynów. Na fotografiach w albumach widać, że zapewnia jej to nie tylko rozwój talentu, ale powiększa również grono przyjaciół. Ma też koleżanki w Szkole Podstawowej nr 18, gdzie formalnie jest zapisana. Cały czas rodzice chcieli, aby, mimo wszystko, żyła normalnie.
– Musi być samodzielna – mówi mama. – Nauczenie zdrowego dziecka wszystkich prostych czynności, dzięki którym może samo się ubrać i wykarmić, zajmuje wiele czasu. W przypadku dziecka niepełnosprawnego to oddzielna część pracochłonnej rehabilitacji.
Pewnie wszystkim byłoby wygodniej i szybciej zrobić coś za Kasię. Nauczyła się jednak sama zadbać o siebie, chociaż przy wielu czynnościach musiała używać zębów zamiast dłoni, ale dzięki temu radziła sobie. Ma nawet specjalny mały czajniczek, żeby bez problemów przygotować herbatę dla swoich gości.
Tylko jedno sprawia jej pewną trudność. Najwyraźniej nie bardzo nawet rozumie pytanie, dlaczego
jest taka pogodna i uśmiechnięta.
Przy tej jednej kwestii długo szuka odpowiedzi, dając przy tym do zrozumienia, że jest to pytanie źle postawione. Uśmiecha się, bo życie jest piękne! Owszem, większą cześć życia spędza wśród lekarzy i terapeutów, ale to tacy mili ludzie... Nauczycielki są fajne, koleżanki miłe, rodzina troskliwa. Poza tym ma jeszcze uroczego pieska. Czego jeszcze można chcieć?
– Ciężką pracą i miłością można wyleczyć każde dziecko – dodaje jej mama.