Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Polityka

4 czerwca 2009 r.
16:16
Edytuj ten wpis

Wolności nie da się wyprosić

0 0 A A

Patrzę dziś na studentów i przyznam, że to zupełnie odmienne pokolenie od naszego. Skrupulatnie planują swoje kariery; tu grant, tam stypendium, studia podyplomowe. Nie walczą o wolność, ale o swoją przyszłość.

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować

Wojciech Naja

W 1991 roku został przewodniczącym Niezależnego Zrzeszenia Studentów na UMCS, dziś pracuje w księgarni prawniczej.

Ze środowiskiem opozycjonistów zetknąłem się po raz pierwszy w liceum; we Włodawie w 1982 roku. Polskiego uczył mnie prof. Józef Fert. Pamiętam jego opowieści o internowaniu. Żartobliwe, w formie anegdoty. Właśnie w taki sposób, lekki, między wierszami, prof. Fert uczył nas patriotyzmu, przekazywał nam prawdę o tamtych czasach. W II klasie przyszła do nas pani psycholog z Lublina, Dorota Bielińska. I zaczęły się opowieści o teatrach niezależnych, o NZS, strajkach, o studenckim życiu. Kiedy przyjechałem na studia do Lublina, to już na dobre byłem zaszczepiony "studenckością”.

Zakonspirowani

Na KUL się nie dostałem. W 1987 roku zacząłem studiować polonistykę na UMCS. Zamieszkałem w akademiku - jak się później okazało - w jednym pokoju z dwoma zakonspirowanymi członkami komisji uczelnianej Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Dowiedziałem się o tym 4 października ‘88, gdy w auli Wydziału Ekonomicznego NZS oficjalnie się ujawnił. Właśnie wtedy zapisałem się do NZS.
Co wiedziałem o tej organizacji? To, co najważniejsze. Że walczy z komuną.
Wsiąkłem dokumentnie. Nie mam pamięci do dat, mam natomiast dobrą pamięć emocjonalną. I pamiętam z tamtego okresu niesamowity nastrój, jakiś rodzaj euforii i oczekiwania, że już za moment wydarzy się coś wielkiego. Mocno cisnęliśmy "Solidarność” na walkę z komuną. Jak oni nas stopowali, to my organizowaliśmy wiec. I kilkaset osób maszerowało spod UMCS, KUL na plac Litewski. Albo nas rozgonili, albo nie. Nie było reguły. Ale przyznam, że gorzej od nas milicjanci traktowali KPN. Tamci zawsze dostawali.

Przedsionek wolności

Wiosna 1989 roku to był już taki przedsionek wolności. Jeździliśmy do Warszawy po wydawnictwa podziemne, które potem sprzedawaliśmy na UMCS. Całkiem legalnie. Zaopatrywali się u nas profesorowie, studenci. Kwestią czasu było już wtedy, kiedy komuna padnie.

Równolegle byłem związany z "Pomarańczową alternatywą”. 1 maja ‘89 zorganizowaliśmy happening pod hasłem "Wiążemy nić porozumienia”. Kilka tysięcy osób przeszło spod Pedetu pod komitet wojewódzki PZPR na Racławickich. Mieliśmy mnóstwo sznurków, którymi chcieliśmy się przywiązać do klamek. Tamci się zamknęli. Byliśmy górą.

Najbardziej zapamiętałem jednak manifestację na dwa dni przed wyborami. Cała wiara antykomunistyczna wyszła z lubelskiej katedry i przeszła na wiec na Litewski. Ja miałem już tak zdarty głos, że "Precz z komuną!” mogłem tylko szeptać.

Mój głos na "Solidarność"

Zagłosowałem na Tadeusza Mańkę z komitetu obywatelskiego "Solidarność". I z wielką przyjemnością skreśliłem wszystkich komunistów z listy krajowej do Sejmu.

A potem były dwa ważne momenty, które uświadomiły mi, że ta wywalczona wolność jest jakaś powierzchowna, niepełna. Że jeszcze sporo jest do zrobienia. Pierwszy moment to wybór Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta. Gorycz, rozczarowanie, nawet wściekłość. Drugi moment zwątpienia miałem, gdy odwiedziłem kolegę we Wrocławiu i 31 sierpnia '89 poszliśmy razem na manifestację. To był gorący dzień, zanosiło się na burzę. Za plecami miałem babcie z parasolkami. W pewnej chwili wydarłem się na cały głos: "Precz z komuną!”. I od ciotek rewolucji dostałem parasolką po plecach. Co to za krzyki - zgasiły mnie - teraz ma być już zgoda.

Złudna satysfakcja

Poczułem się, jakbym został ocenzurowany. Okazało się, że ani wybory, ani kilka słów pani Szczepkowskiej o upadku komunizmu nie zrobiły rewolucji. Ludzie poczuli złudną satysfakcję i nie poszli nawet krok do przodu. Nasza czujność została uśpiona, zadowoliliśmy się namiastką wolności. Potem, latami, każdy z nas wypracowywał ją sam w sobie. Jak najlepiej potrafił.

Kolejne lata intensywnie działałem w NZS. W 1991 roku zostałem jego przewodniczącym. Już nie bardzo było z kim i o co walczyć, więc skupiłem się na organizacji koncertów studenckich. Ożeniłem się z Jagodą, którą kilka lat wcześniej poznałem na strajku i powoli zacząłem się rozglądać za jakąś stabilizacją.

Pokolenie NZS

Trzeba przyznać, że wolność w wymiarze gospodarczym otworzyła przed nami nowe możliwości. Mój kolega z NZS przywoził z Warszawy w plecaku książki prawnicze, które - dosłownie z krzeseł w holu Wydziału Prawa - schodziły mu jak świeże bułeczki. W siedzibie NZS otworzył księgarnię, w której zacząłem mu pomagać. Zostałem w niej do dzisiaj. Moi koledzy z NZS zrobili dobry użytek z tego, co dał im ‘89 rok. Dziś są prezesami spółek, działają w polityce i na polu społecznym. Odnieśli sukces. Ale to byli porządni ludzie, wiedzieli, czego chcą. NZS wiele ich nauczył; pewnej operatywności, zapobiegliwości, wytrwałości w walce o ideały.

Co mi się podoba

Kilka lat temu odsunąłem się od polityki. Bardziej za to przyglądam się ludziom, światu. Na co dzień mam kontakt ze studentami i przyznam, że to zupełnie odmienne pokolenie od naszego. Skrupulatnie planują swoje kariery; tu grant, tam stypendium, studia podyplomowe. Nie walczą o wolność, ale o swoją przyszłość. Skoncentrowani na sobie korzystają z tych dobrodziejstw, które dają im dzisiejsze czasy. Mnie się to podoba. Tak samo, jak podoba mi się, że mamy wolność słowa, że można sobie kupić książkę, jaką się chce, że można wyjechać w dowolne miejsce na świecie. Że, owszem, można dostać w łeb, ale na pewno nie milicyjną pałką.

Wolność
Podoba mi się, gdzie żyję i jak żyję. Nigdy, nawet przez moment, nie tęskniłem za wspomnieniem PRL. Nie lubię tamtej siermiężnej rzeczywistości. Tego, że kiełbasa była w sklepie dwa razy w roku, a cukierki-mordosklejki od wielkiego święta. Że codziennie trzeba było walczyć, aby to życie było znośne.

Swoim synom mówię: Dostaliście wolność. A wolność znaczy odpowiedzialność. Każdego dnia dokonujecie ważnych wyborów. I piszecie scenariusz swojego życia.

Andrzej Perzak

Jeden z przywódców strajku `81 w WSK Świdnik, dziś obywatel Niemiec.

Kiedy w 1981 roku wyciągaliśmy sztandar "Solidarności"; nie potrzebowaliśmy do tego partii. Byliśmy związkowcami, a nie politykami. I może stąd brał się w nas ten zapał, ta determinacja, żeby walczyć. Nie politykować, ale walczyć.

Stamtąd się nie wraca

Pamiętam taki moment: przewozili nas do kolejnego obozu internowania (a było ich kilka: Lublin, Włodawa, Kielce, Rzeszów, Załęże) i nagle stanęliśmy w polu, tuż przy radzieckiej granicy. Jan Sidorowicz, człowiek, który 5 lat spędził na Syberii, powiedział: Dzieci, stamtąd się już nie wraca.

Czy się bałem? Pewnie tak. Gdzieś w podświadomości na pewno, to ludzki odruch. Ale była też taka myśl, takie przekonanie: Wolności nie da się wyprosić. Ona potrzebuje ofiar. I ta myśl towarzyszyła mi przez cały okres internowania. Okrągły rok.
A potem była krótka rozmowa: Albo siedzisz dalej, albo się wynosisz z Polski. Na zawsze. Paszport dostałem w trzy dni. Miałem miesiąc na opuszczenie kraju. Ten miesiąc był jednym z najtrudniejszych w moim życiu. Ludzie bali się ze mną rozmawiać, unikali mnie, bo nie wiadomo, co ze mnie za jeden, skoro tyle siedział. Miałem poczucie wielkiego osobistego rozczarowania.

Bilet w jedną stronę

14 lutego 1983 roku spakowaliśmy z żoną trzy walizki, każda po 20 kg. Z 6-letnią córką wsiedliśmy do pierwszego samolotu. Z biletem i paszportem ważnym w jedną stronę wylądowaliśmy we Frankfurcie nad Menem. Zostawiliśmy za sobą wszystko: przyjaciół, rodzinę, dom. Wspomnienia. Zostawiliśmy ojczyznę. Brzmi patetycznie, ale dla kogoś, kto gotów był dla tej ojczyzny poświęcić rodzinę, wszystko, co najważniejsze to był cios. Tamta Polska się ode mnie odwróciła.
Na kilka dni trafiliśmy do obozu dla uchodźców, potem dostaliśmy mieszkanie. Niemcy roztoczyli nad nami opiekę. Zagwarantowali nam bezpłatną naukę niemieckiego, przez rok utrzymywało nas państwo. Pierwsze lata - żadnych kontaktów z Polską. Ani z rodziną, ani z przyjaciółmi. Ja miałem zakaz wjazdu do Polski. Czy tęskniliśmy z żoną za krajem? Nie odpowiem na to pytanie. Byliśmy szczęśliwi, że nie jesteśmy w Polsce.

W Niemczech zaczynaliśmy wszystko od początku. Trzeba było jakoś się urządzić, znaleźć pracę. W Niemczech urodził się nasz syn, dziś już student. Nie chcę wracać do tych pierwszych lat. Nie chcę mówić, że było ciężko. To była sytuacja bez wyjścia i myśmy się musieli w niej odnaleźć. Niemcy nam w tym bardzo pomogli. Za to im jestem wdzięczny.

Scenariusz był napisany

W 1988 roku uzyskałem niemieckie obywatelstwo. Do Polski wciąż nie miałem wstępu. Więc na odległość przyglądałem się przełomowi w kraju. Okrągły stół, wybory 1989… Gdzieś w głębi duszy miałem przekonanie, że to ten najważniejszy moment, że wreszcie dojrzeliśmy do wolności. Scenariusz był od dawna napisany i teraz nasze ideały miały się w końcu spełnić. Wiedziałem, że Lechu nie ustąpi, że naród - nieskłócony jeszcze - pójdzie za nim. Radość była wielka. Euforia nawet. Wszystko na odległość. Czy żałowałem, że nie mogłem oddać swojego głosu w tych wyborach? Formalnie byłem Niemcem. I tego wcale nie żałowałem.

Kiedy przetoczyła się rewolucja '89 roku, to jeszcze kilka lat wydawało mi się, że w Polsce zmieni się bardzo wiele, że wszystko jest możliwe. Pamiętam, jak runął mur berliński i w byłej NRD jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać drogi, autostrady. Niemcy naprawdę chcieli odbudować swój kraj. Bez bawienia się w politykę, bez grzebania sobie w papierach. Oni po prostu potrafili przestawić się na prawdziwą wolność.

Nie chciałem wracać

W 1993 roku, po raz pierwszy po 10 latach, przyjechałem do Polski. Do wolnej Polski. Czego się spodziewałem? Uporządkowania i stabilności. A co zastałem? Chaos polityczny, ogólny paraliż. Autostrady zatrzymały się na Odrze. Zamiast iść do przodu kisiliśmy się w sosie wzajemnych pretensji, niespełnionych ambicji, frustracji. W Polsce byłem miesiąc. I potem znowu trzy lata przerwy. Teraz już sam nie chciałem tu wracać.

W 1996 roku razem z moim szefostwem zaczęliśmy badać wschodnie rynki pod kątem możliwości inwestycyjnych. Ukraina, Rosja, Polska to były te kraje, gdzie Niemcy szukali nowej przestrzeni gospodarczej. Przekonałem moich szefów, że warto zainwestować w Polsce. W 1996 roku zarejestrowaliśmy firmę Lubcon Polska, spółkę-córkę koncernu Lubricant Consult. W WSK Świdnik wynajęliśmy halę produkcyjną. Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło, wróciłem na stare śmieci. Ale to była już zupełnie inna historia.

Jestem obywatelem Europy

Z czasem kupiliśmy w Świdniku grunt, postawiliśmy fabrykę. Zacząłem krążyć między Niemcami, Polską, Rosją i Ukrainą. W Niemczach był mój dom, a tu biznes. Kim się dziś czuję: Polakiem, czy Niemcem? Jestem obywatelem Europy. Jestem wolny. Moja wolność jest we mnie. Kilka lat temu kupiłem dom w Nałęczowie. Tam, gdzie się urodziłem i wychowałem. Wróciłem do Nałęczowa po tylu latach... Ale dajmy już spokój sentymentom. Po prostu potrzebuję miejsca, gdzie mogę się zatrzymać, gdy przyjeżdżam do kraju.

Gdybym został

Kim byłbym, gdybym został w Polsce? Pewnie jednym z tych zawziętych, skaczących sobie do oczu polityków. Jestem porażony tym, co się dzieje w naszej polityce. I proszę mnie tylko nie pytać o PiS, IPN, Radio Maryja i braci Kaczyńskich. Nie chcę o tym słyszeć. Gdy czytam, co zachodnia prasa pisze o naszym prezydencie, to zastanawiam się czasem, czy to warto być Polakiem. Dlatego wolę nie myśleć, co by było, gdybym wtedy nie wyjechał. Jestem zachwycony, że tu nie zostałem.

ks. Wojciech Ogrodniczuk

Był proboszczem w Rybitwach, dziś jest wikariuszem parafii Św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Lublinie, zajmuje się pomocą społeczną.

Po seminarium duchownym trafiłem najpierw do wsi Duby na Zamojszczyźnie, a dwa lata później do Potoku Wielkiego koło Kraśnika. Ludzie tam byli tradycyjni, przywiązani do kościoła. Skromni i dobrzy. Nikt tam polityką się nie interesował. Ja też stałem z boku. Pamiętam, że syn miejscowego komendanta służył u mnie do mszy, zawsze jakiś dowcip musiał powiedzieć, taki wesoły był z niego chłopak. A jego rodzice jeździli do kościoła aż w Janowie. Żeby nikt im nie zarzucił, że się obnoszą ze swoją wiarą, bo przecież zakaz był. Na ślub do mnie to raz oficer Wojska Polskiego z Chełma przyjechał. Tam wziął cywilny, jak należy, a potem urwał się z małżonką z wesela i do Potoku na kościelny. Takie to były czasy.

Ludzie zaczęli się bać

13 grudnia 1981. Wstałem o 6 rano, żeby zdążyć na roraty. Włączyłem telewizor, a tu Jaruzelski przemawia. Poszedłem do kościoła i od razu powiedziałem ludziom, że mamy stan wojenny. Zacząłem śpiewać "Święty Boże, święty mocny”, a cały kościół ludzi padł na kolana. Wszyscyśmy płakali. I tyle z tego dnia pamiętam.
Ludzie zaczęli się bać. To był taki paraliżujący strach, że właściwie nie wychodzili z domu. Pamiętam, jak 4 km buchałem przez śnieg na zebranie do Osówka w sprawie budowy punktu katechetycznego. Nikt nie przyszedł! Strach był silniejszy. Potem ten strach zaczęliśmy razem oswajać. Modliliśmy się za Polskę, we Wszystkich Świętych za żołnierzy Andersa i za innych, którzy polegli walcząc o wolność. Ta wspólna modlitwa dawała nam nadzieję, że los się odmieni.

Padliśmy na kolana

O tym, że ksiądz Popiełuszko został zamordowany dowiedziałem się pocztą pantoflową od innych księży. Nie mogłem sam dźwigać tego ciężaru. To był dla nas wszystkich symbol wolności. W kościele, tak jak 13 grudnia, padliśmy na kolana i modliliśmy się płacząc. Ale ten płacz był inny niż wtedy. Była w nim jakaś wiara, że ta ofiara nie pójdzie jednak na marne.

W 1988 roku zostałem przeniesiony do Rybitw koło Józefowa nad Wisłą. Czy ciężko mi było zostawiać Potok Wielki? Ja jestem jak ten kocur, strasznie się przywiązuję. Wyjeżdżałem z sercem ciężkim jak kamień. Jedna rodzina dała mi w prezencie malutkiego pieska; żebym o nich nie zapomniał. Kuluś go nazwałem i bardzo pokochałem.

Cała wieś należała do ORMO

Rybitwy to niewielka wioska. Ludziom nie w głowie była polityka. Martwili się, żeby jeść co było. O 2 w nocy jeździliśmy do Sandomierza stanąć w kolejce za konserwami na kartki.

Na mszę jeździłem też do takiej malutkiej wioski Nieszawa. Przyjeżdżam pierwszy raz, a tu pusty kościół! Dopiero potem dowiedziałem się, że tam tylko dwie rodziny do ORMO nie należały. I te dwie rodziny owszem na mszę przychodziły, reszta szerokim łukiem omijała kościół. Najpierw się denerwowałem, krzyczałem, że jak tak można. Ale potem machnąłem ręką. Czułem, że to już długo nie potrwa.
Idźcie głosować!

Przed wyborami w ‘89 roku jeden raz powiedziałem ludziom w kościele: Idźcie głosować! Ktoś trzasnął drzwiami, kilku wyszło za nim. Więcej się nie odezwałem. Zostawiłem to ludzkim sumieniom. I dobrze zrobiłem.

Głosowałem w nowej szkole w Józefowie. Ludzie wchodzili, wychodzili. Odświętni, skupieni. Jakby przeczuwali, że to chwila, która przejdzie do historii. Zagłosowałem na "Solidarność”, jakżeby inaczej. I co się zmieniło w moich Rybitwach? Ludzie się trochę pogubili. Jednym się udało, innym nie. Ktoś się dorobił, ale i biedy zaczęło przybywać. Nie tak, myślę, wyobrażali sobie ludzie tę wolność, nie tak.

Jak kto wpadnie, to ginie

W 1999 roku musiałem opuścił Rybitwy. Serce bolało się rozstawać, już mówiłem, że jestem jak ten kocur. Każdego tam znałem jak rodzinę własną, co dziadka boli, co babkę, wiedziałem. Mówili, że Rybitwy-Prawno-Józefno to taki trójkąt bermudzki. Jak kto wpadnie, to ginie. A ja tam jakoś żyłem.

W Lublinie zająłem się pomocą społeczną. Z bliska zobaczyłem, co to choroba, kalectwo i prawdziwe nieszczęście. W domu pomocy społecznej w Kazimierzówce poznałem ludzi upośledzonych umysłowo i przekonałem się, jak bolesna jest obojętność ludzi na odmienność innych. Tym ludziom wszystko jedno, kto rządzi Polską. Byle co zjeść było i byle ktoś życzliwy był obok. Największe szczęście dla 30-letniego Piotrusia, to kiedy pozwoliłem mu do mszy służyć. Taki był ważny, potrzebny. Może pierwszy raz w życiu.

Czy żyje się lepiej

Teraz zajmuję się osobami niepełnosprawnymi fizycznie na ul. Kosmonautów w Lublinie. Są pacjenci ze stwardnieniem rozsianym, jest sparaliżowany Przemek, który skoczył na główkę do wody, jest pan Leszek po wylewie. Rozmawiamy o Polsce, o świecie; że jest trudny, pokręcony. Mamy wolność i pełne półki. Ale czy żyje nam się lepiej?

Mam jeszcze podopiecznych w pogotowiu opiekuńczym. To dzieci w wieku od 7 do 13 lat zabrane z rodzin patologicznych. Mówię im o Bogu, a one myślami w innym świecie. W sądzie albo w rodzinnym domu. Ja im w tych myślach nie przeszkadzam, na zachętę dam dobry stopień. Cały czas uczę się kochać ludzi. I wciąż jeszcze mam się czego uczyć.

To jest wasza wolność

Ostatnio byliśmy na wycieczce. Zwiedziliśmy sanktuarium w Kałwkowie. Musiałem uciec się do chwytu duszpasterskiego, bo nie chcieli pójść do spowiedzi. Więc gdy Mateusz spytał, co będzie na obiad, powiedziałem: rosołek, pyszny kotlecik z ziemniaczkami, sałatka i deser. Ale to dla tych, co pójdą do spowiedzi. A dla reszty ryż, mysz i bigos z suchej mietły. Z 23 osób tylko 2 nie przystąpiły do spowiedzi.

Trudne te moje dzieciaki, potrafią dać w kość. Ale w wakacje za nimi tęsknię, już się ich nie mogę doczekać. Gdy za bardzo gadają, to im buzie cukierkami zaklejam. To lepsze niż krzyk. Czasem prowadzę je do domu opieki na Kosmanautów. I mówię: Jesteście szczęściarzami, macie obie ręce, obie nogi. To jest wasza wolność. Zróbcie z niej dobry użytek.

Pozostałe informacje

Siedziba rejonu w Radzyniu

Czy powtórzy się historia sprzed dekady? Pracownicy rejonu PGE zaniepokojeni

Czy historia z 2012 roku się powtórzy i PGE Dystrybucja zamknie placówkę w Radzyniu Podlaskim? Takie obawy mają pracownicy, którzy zwrócili się o pomoc do posłanki Małgorzaty Gromadzkiej (PO).

Projekt Volodia - piosenki Wysockiego w Domu Kultury LSM
koncert
29 listopada 2024, 18:00

Projekt Volodia - piosenki Wysockiego w Domu Kultury LSM

Projekt Volodia zrodził się z fascynacji twórczością Włodzimierza Wysockiego. Sprawcą powołania tego projektu jest Janusz Kasprowicz muzyk, aranżer, twórca i dyrektor artystyczny pierwszego w Polsce cyklicznego festiwalu poświęconego twórczości Wysockiego „Wołodia pod Szczelińcem”. Pieśni Wysockiego będzie można wysłuchać w piątkowy wieczór w Domu Kultury LSM.

W tym momencie nie ma możliwości zdobycia dofinansowania na budowę mieszkań komunalnych, więc miasto przekażę działkę Towarzystwu Budownictwa Społecznego, które ma szanse uzyskać preferencyjny kredyt i postawić blok z 48 mieszkaniami społecznymi

Rada jest na tak. TBS dostaje działkę i gotowy projekt

Nie mieszkania komunalne, jak pierwotnie zakładano, ale społeczne, należące do TBS powstaną najprawdopodobniej przy ul. Sikorskiego. Rada Miasta Zamość dała w poniedziałek zgodę na to, by miejskiej spółce przekazać działkę oraz przygotowaną wcześniej pełną dokumentację.

Terapia z udziałem Zenka Kupatasy i Dr Gree
koncert
29 listopada 2024, 19:31

Terapia z udziałem Zenka Kupatasy i Dr Gree

Zenek Kupatasa na każdym koncercie idzie ostro w pogo. Już w piątek wystąpi w Kultowej Klubokawiarni. Piątkowy wieczór zapowiada się nad wyraz energetycznie ponieważ publiczność Kultowej Klubokawiarni rozrusza lubelski zespół Dr Gree.

Zdjęcie z II Forum Kultury Studenckiej
MAGAZYN

Od buntu po nowoczesność. Jak zmieniała się kultura studencka?

Rozkwit kultury studenckiej przypada na ok. 50 lat temu. Od tego czasu wiele się jednak zmieniło i nie chodzi tylko o młodzież, ale również o rozwiązania systemowe.

Sanepid pozwala korzystać z wody, ale z piciem ostrożnie

Sanepid pozwala korzystać z wody, ale z piciem ostrożnie

Chlorowanie wodociągu czerpiącego wodę z ujęcia w Gołębiu w gminie Puławy przyniosło skutek. Ilość groźnych dla zdrowia bakterii spadła do bezpiecznego poziomu. Sanepid warunkowo pozwolił na korzystanie z wody. Ale przed spożyciem warto ją przegotować.

Pękające ściany w bloku przy ul. Wędrownej. Nadzór budowlany wkracza do akcji
Nasza interwencja
galeria

Pękające ściany w bloku przy ul. Wędrownej. Nadzór budowlany wkracza do akcji

Wracamy do tematu pękających ścian i ugięć stropu w bloku przy ul. Wędrownej w Lublinie. Mieszkaniec bezskutecznie próbuje wyegzekwować od dewelopera naprawę, a Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego miasta Lublin zapowiada kontrolę.

Łydka Grubasa: Strasznie mocno stoimy za nurtem polskiego rocka. | (Nie)Wyparzona Gęba
(Nie)Wyparzona Gęba
film

Łydka Grubasa: Strasznie mocno stoimy za nurtem polskiego rocka. | (Nie)Wyparzona Gęba

Gośćmi programu (Nie)Wyparzona Gęba byli członkowie zespołu Łydka Grubasa: Bartosz „Hipis” Krusznicki, Artur „Carlos” Wszeborowski oraz Dominik „Długi” Skwarczyński. Zapytaliśmy ich o początki zespołu, o to czy sądzili że Rapapara stanie się hitem, o współpracę z Kwiatem Jabłoni oraz o ciekawostki backstagowe.

Kadrowe roszady w więzieniu. Nowy dyrektor ma nowego zastępcę
Zamość
galeria

Kadrowe roszady w więzieniu. Nowy dyrektor ma nowego zastępcę

Już nie major Piotr Grabczak, ale kpt. Robert Ząbek jest zastępcą dyrektora Zakładu Karnego w Zamościu. To kolejna kadrowa zmiana w służbie więziennej, jaka zaszła w ostatnim czasie. A wszystko to po ucieczce groźnego przestępcy.

Grudniowy Jarmark Świąteczny w Zamościu ma już 10-letnią tradycję. Podczas wydarzenia odbywają się występy artystyczne, ale również handel. W minionych latach na straganach można było kupować najróżniejsze przedmioty, również rękodzieło

Świąteczny jarmark już wkrótce. Więcej rękodzieła, mniej „chińszczyzny”

Nie tylko handlowcy, których stać na opłatę za stoisko, ale być może również lokalni artyści i rękodzielnicy będą mieli dla siebie miejsce na grudniowym Jarmarku Świątecznym w Zamościu. Prezydent rozważa udostępnienie dla tej grupy specjalnego namiotu.

Pociąg, który miał dotrzeć do Lublina został dość poważnie uszkodzony

Ciężarówka wjechała pod pociąg do Lublina. Jest kilka osób rannych

Siedem osób zostało rannych w wypadku, jaki dzisiaj wczesnym popołudniem wydarzył się niedaleko Sochaczewa. Pod pociąg, który miał dotrzeć do Lublina, wjechała ciężarówka.

Dzień Kariery na Lubelskiej Akademii WSEI - praca, praktyki i możliwości
galeria

Dzień Kariery na Lubelskiej Akademii WSEI - praca, praktyki i możliwości

Jak znaleźć pracę, praktyki lub zmienić ścieżkę zawodową? Z pomocą przyszło 40 wystawców, a w tym lubelskie firmy i instytucje.

Chełm przepięknie rozbłysnął na święta
DUŻO ZDJĘĆ
galeria

Chełm przepięknie rozbłysnął na święta

Ulice, place i skwery rozświetlone przyciągającymi wzrok iluminacjami. A wśród nich spacerujący z zaciekawieniem ludzie. W Chełmie magia świąt rozbłysła już miesiąc przed Bożym Narodzeniem, a miasto ponownie chce się włączyć w walkę o miano najpiękniej rozświetlonego w kraju.

Pasażer się skarży: Na dworcu w Lublinie nie ma gdzie usiąść

Pasażer się skarży: Na dworcu w Lublinie nie ma gdzie usiąść

Na dworcu metropolitalnym w Lublinie nie ma gdzie usiąść w oczekiwaniu na autobus – zwrócił uwagę jeden z naszych Czytelników. Zarząd Dróg i Transportu Miejskiego przekonuje, że "obiekt zapewnia miejsca oczekiwania w wielu lokalizacjach, oferując dogodne warunki dla wszystkich grup".

Zadzwonili po policję dla żartu. Na serio zostaną ukarani

Zadzwonili po policję dla żartu. Na serio zostaną ukarani

Mieszkańcy powiatu hrubieszowskiego wezwali policję, bo im się nudziło. Teraz naprawdę zapłacą za swój czyn.

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!

Najczęściej czytane

Dzisiaj · Tydzień · Wideo · Premium