Grażyna Najda od kilkunastu lat jest osobą bezrobotną, zarejestrowaną w Miejskim Urzędzie Pracy w Lublinie.
Pani Grażynie nie przysługuje prawo do zasiłku. Żyje z pieniędzy, które dostaje od Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie.
- Mam 60 zł miesięcznie na jedzenie oraz niewiele ponad 120 zł na środki czystości, higieniczne i bilety MPK. To wszystko. Muszę sobie jakoś radzić - twierdzi.
Do urzędu zagląda praktycznie co tydzień.
- Sprawdzam, czy nie ma jakiegoś ciekawego kursu lub szkolenia, w którym mogłabym uczestniczyć - mówi. Jej marzeniem był kurs komputerowy, ale przez kilkanaście lat nie udało jej się na taki zakwalifikować.
- Odprawiano mnie z kwitkiem - żali się pani Grażyna. - "Na razie takiego nie organizujemy” - tłumaczyli mi ostatnio pracownicy MUP.
- Teraz w kraju brakuje fachowców, Lubelszczyzna nie jest wyjątkiem - mówi zastępca dyrektora Miejskiego Urzędu Pracy w Lublinie Józef Prokopiuk. - Dlatego coraz więcej jest takich kursów jak: kierowca wózków widłowych, brukarz, spawacz, blacharz. Ale był też angielski w hotelarstwie, obsługa kasy fiskalnej, grafik komputerowy. Bezrobotnych jest bardzo dużo. Nie może być tak, że jedna osoba będzie uczestniczyła w 3 kursach w ciągu roku, a inna wcale. Staramy się, żeby bezrobotny zaliczył jedno szkolenie na 2-3 lata.
Grażyna Najda miała dość czekania. Postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Zapisała się na bezpłatne szkolenie z obsługi komputera, organizowane w ramach programu "Aktywizacji zawodowej kobiet Lubelszczyzny”.
- Poznałam kilka programów: Word, Power Point, Excel. Nauczyłam się korzystać z Internetu - chwali się kobieta.
Po latach przypomniał sobie o niej także urząd pracy. Pod koniec maja pani Grażyna dostała pismo, że została zakwalifikowana na szkolenie z podstaw obsługi komputera. Pismo ostrzegało: "Niezgłoszenie się w wyznaczonym terminie lub odmowa udziału w szkoleniu skutkują utratą statusu osoby bezrobotnej na okres 3 miesięcy”.
- Nie mogłam się zgłosić, bo to oznaczałoby rezygnację z kursu, na który już chodziłam. Zajęcia się pokrywały - tłumaczy kobieta. - Gdybym szybko nie wyjaśniła tej sprawy w urzędzie pracy, straciłabym prawa osoby bezrobotnej, m.in. do ubezpieczenia zdrowotnego. Zostałabym ukarana za to, że chcę się uczyć, że znalazłam sobie kurs na własną rękę. Musiałam się porządnie tłumaczyć. W końcu pisemnie wyjaśniłam, dlaczego nie mogę skorzystać z oferty urzędu. Zdążyłam w porę.