– Jest ciężko – w ten sposób panującą obecnie sytuację w szpitalu tymczasowym na Stadionie Narodowym opisał pulmonolog dr Jacek Nasiłowski. – Jeden lekarz zajmuje się naraz 28 pacjentami – zaznaczył.
Odnosząc się do liczby pacjentów zakażonych Covid-19, którzy obecnie leczeni są w szpitalu tymczasowym na Stadionie Narodowym, dr Nasiłowski podkreślił, że kluczowe jest tu sformułowanie "około", ponieważ sytuacja w szpitalu zmienia się bardzo dynamicznie. – Z tego powodu jest bardzo ciężko – powiedział.
Jak wyjaśnił, co chwila przyjmowani są nowi pacjenci. Część z nich szybko zdrowieje i wraca do domów, jednak u wielu pacjentów choroba przebiega ciężej, nie zdrowieją tak szybko, jak oczekiwaliby tego lekarze, często ich stan pogarsza się do tego stopnia, że wymagają leczenia respiratorem.
Pytany, ile w chwili obecnej jest wolnych łóżek na Narodowym, lekarz wyjaśnił, że problem nie tkwi w dostępności łóżek, tylko w braku personelu medycznego. – Łóżek to mamy tu w sumie 500, respiratory także są, tylko problem leży gdzie indziej – zauważył. – Nie jest sztuką położyć pacjenta do łóżka, tylko trzeba mieć jeszcze na względzie, że tym pacjentem później ktoś się będzie musiał zająć, a przecież im cięższy jest jego stan, tym więcej personelu potrzeba do jego leczenia – podkreślił.
Dopytywany, ile brakuje obecnie personelu medycznego w szpitalu na Stadionie Narodowym, Nasiłowski odparł: "Powinno być dwa razy więcej".
– Ludzie, którzy tu pracują – personel pielęgniarski, ratownicy medyczni i lekarze - wykonują tytaniczną, heroiczną pracę – powiedział. – Jeden lekarz zajmuje się naraz 28 pacjentami, w tym kilkoma w stanie ciężkim – zaznaczył.
Dla porównania wskazał, że w normalnym szpitalu jeden lekarz zajmuje się pięcioma pacjentami. – Sytuacja jest taka, że po prostu nie ma ludzi do pracy, ale teraz wszędzie ich nie ma, nie tylko u nas – zauważył dr Nasiłowski.
Zwrócił jednocześnie uwagę, że każdy szpital może wskazać liczbę pacjentów, których jest w stanie przyjąć i powiedzieć, że powyżej tej liczby nie może już przyjmować. – Jednak szpital covidowy nie może tego zrobić. My nie możemy powiedzieć, że odmawiamy przyjęcia jakiegokolwiek pacjenta – powiedział dr Nasiłowski. – Dlatego ludzie tutaj pracują naprawdę bardzo ciężko – przyznał.
Dr Nasiłowski przypomniał także, że kadra na Narodowym, to poniekąd efekt "pospolitego ruszenia". – To są ludzie, którzy chcieli pracować z covidami i zjechali do Warszawy z całej Polski" – przypomniał. Jak wskazał, są to ochotnicy m.in. ze Śląska, Lublina oraz z wielu innych miejsc w całym kraju. "Wszyscy oni mają swoją drugą pracę – zaznaczył.
Pytany, czy lekarze z Narodowego zgłaszają do wojewody braki kadrowe, dr Nasiłowski wyjaśnił, że medycy pracujący w tym szpitalu tymczasowym cały czas alarmują o ciężkiej sytuacji kadrowej. Nieustannie prowadzony jest także nabór personelu. Jednak – jak zaznaczył lekarz - podobne zgłoszenia płyną jednocześnie z innych placówek.
– Ci ludzie, którzy chcieli pracować z covidowcami, to już dawno pracują, a ci, którzy nie chcą, to się kamuflują i nie pracują, bo mają swoje prace, które, co trzeba podkreślić, także są potrzebne – przyznał. – Mamy przecież w Polsce także pacjentów chorujących na inne schorzenia, którzy nie zniknęli wraz z nadejściem pandemii, a nimi także ktoś musi się zająć – dodał.