Protesty mieszkańców powiatu bialskiego przeciwko budowie ogromnych kurników przybierają na sile. W środę liczna delegacja kilku gmin pikietowała pod Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Wcześniej, reprezentanci gmin Kodeń i Sosnówka, gdzie planowane są fermy drobiu, zabrali głos na konferencji organizowanej przez Koalicję Społeczną Stop Fermom Przemysłowym i Żywą Ziemię.
– W naszej miejscowości ma powstać 16 kurników na 1 mln kurcząt – mówi Dorota Demianiuk z Żeszczynki w gminie Sosnówka.
Za wszystkim, podobnie jak w gminie Kodeń, stoi drobiarski potentat, firma Wipasz.
– W powiecie bialskim realizowano wiele projektów z udziałem unijnych pieniędzy na rozwój ekologii i turystyki. Fermy położą temu kres –uważa mieszkanka. W jej gminie wójt Marcin Babkiewicz na razie umorzył postępowanie o wydanie decyzji środowiskowej. Ale inwestor w każdej chwili może to podważyć w Samorządowym Kolegium Odwoławczym.
Z kolei, w gminie Kodeń sprawy poszły już dalej, bo na budowę 14 kurników na milion kur, wójt Jerzy Troć taką decyzję środowiskową już wydał. Mieszkańcy zebrali jednak ponad tysiąc podpisów od przeciwników tej inwestycji. Zaskarżyli też decyzję wójta do SKO.
– U nas nie ma wielkiego przemysłu. Naszą siłą do tej pory była turystyka i ekologia – zwraca uwagę Tomasz Niedźwiedziuk, który wraz z żoną prowadzi stajnię i folwark w Kożanówce w gminie Kodeń. – Głównym problemem jest brak konsultacji społecznych. A naszym prawem jest uzyskanie wiedzy na ten temat – podkreśla. Jego zdaniem, obawy o zdrowie i środowisko to jedno. – Takie fermy nie przynoszą samorządom korzyści z podatków, bo prawo jest tak skonstruowane, że większość pieniędzy trafia do Skarbu Państwa. Przeprowadziliśmy się tu z żona świadomie i podobnie wielu innych ludzi, którzy chcieli mieć tu spokój i czyste powietrze.
O regulacje prawne dotyczące budowy takich ferm od lat walczą organizacje pozarządowe, m.in. Koalicja Społeczna Stop Fermom Przemysłowym.
– Skala tej produkcji wymknęła się spod kontroli. Prawo za tym nie nadąża. Wszelkie regulacje nie zmieniły się od 15 lat, choćby te dotyczące wymaganej odległości takich inwestycji od zabudowań mieszkalnych. Postulujemy o to od lat, a projekt ustawy niestety ugrzązł – ubolewa Bartosz Zając z tej organizacji.
– Wipasz posiada ogromną ubojnię w Międzyrzecu Podlaskim i zapewne będzie chciał mieć kilkadziesiąt takich ferm drobiu w swojej okolicy – obawia sie aktywista. Jego zdaniem, fermy, jak pokazały już przykłady z innych części Polski, stwarzają ryzyko epidemii ptasiej grypy. – Niestety, ale odnoszę wrażenie, że wpływowe grupy biznesu lobbują o blokowanie ustaw w tej sprawie – uważa Zając.
Ostatnio jego organizacja wystąpiła do rządu o moratorium, czyli tymczasowe wstrzymanie budowy ogromnych kurników.
– Do czasu wprowadzenia odpowiednich regulacji prawnych, m.in. ustawy „odorowej” – podkreśla ekspert. W jego ocenie, to kwestia najwyższej wagi państwowej. – Kluczowa nie tylko z punktu widzenia zdrowia publicznego i ochrony środowiska, ale także bezpieczeństwa żywnościowego Polski – zaznacza.
W środę przedstawiciele koalicji oraz delegacje z powiatu bialskiego złożyli petycję do ministra rolnictwa o przyjęcie takiego moratorium.
Istniejący od 28 lat na rynku Wipasz, który chce budować kurniki na ścianie wschodniej, to obecnie największy w Polsce producent pasz i drobiu. Firma przekonuje, że planowane inwestycje wpisują się w projekt tzw. „Zielonych Ferm”.
– Stosujemy nowoczesne technologie, wentylatory z filtrami. Wytwarzanie amoniaku zredukowane jest więc do minimum, co pozwala na zniwelowanie nieprzyjemnego zapachu – tłumaczył mieszkańcom z gminy Kodeń Michał Ślusarski z Wipaszu. – Dodatkowo, fermy są zautomatyzowane, a temperatura i wilgotność są stale monitowane. Chów odbywa się na sterylnym i chłonnym pellecie – przekonywał pracownik. W
Kopytowie (gm. Kodeń) Wipasz chce zatrudnić 25 osób. Na początek proponuje pensję na poziomie 3800 zł brutto, a po roku 4500 zł brutto.