Mieszkańcy gminy Kurów zaniepokojeni możliwością budowy biogazowni oraz zakładu utylizującego odpady pochodzenia zwierzęcego, których firmie Pini nie udało się zbudować w sąsiedniej Końskowoli. Przeciwni tym inwestycjom są także lokalne władze.
O tym, że firma Pini wykazuje zainteresowanie zdobyciem gruntów pod swoje inwestycje w gminie Kurów, od jej mieszkańców dowiedział się radny powiatu puławskiego Grzegorz Kuna.
– Mieszkańcy są pełni obaw, bo wiedzą, co działo się w Końskowoli. Nie chcą sąsiadować z biogazownią, czy spalarnią odpadów zwierzęcych i ja ich rozumiem. To oczywiste, że takie inwestycje wpływają nie tylko na środowisko, ale także na ceny położonych w ich pobliżu nieruchomości – mówi radny Kuna.
Do zwolenników budowy tego rodzaju zakładów nie należy także wójt Stanisław Wójcicki. Jego zdaniem ich lokalizacja na terenie gminy to duży kłopot nie tylko dla mieszkańców, ale także dla władz.
– Inwestor na razie nie zwracał się do nas z żadnym zapytaniem o grunty, ale nie można wykluczyć, że tego rodzaju rozmowy prowadził z prywatnymi właścicielami działek. Ja osobiście
do takich inwestycji podchodzę dość ostrożnie, bo wiem, że wywołują one duży opór społeczny. Uważam, że jeśli mieszkańcy czegoś nie chcą, to nikt nie powinien działać przeciwko nim – mówi wójt.
Sprawą domniemanego zainteresowania działkami w gminie Kurów pod inwestycje, których z powodu oporu mieszkańców, nie udało się zlokalizować w gminie Końskowola, interesuje się także stowarzyszenie „Zielone Powiśle”. Janusz Próchniak, radny oraz działacz społeczny, który często angażuje się w inicjatywy proekologiczne, pogłoski o reaktywacji planów firmy Pini traktuje poważnie. – Na pewno będziemy się tej sprawie przyglądać – zapowiada.
O to, czy Pini jest zainteresowane pozyskaniem nowych gruntów pod inwestycje, tym razem w gminie Kurów, zapytaliśmy dyrektora tego przedsiębiorstwa, Artura Osiaka. Odmówił jednak komentarza w tej sprawie, bo jak stwierdził, nie chce podgrzewać atmosfery.Radosław Szczęch