25 interwencji – to dorobek dwudniowej działalności Straży Miejskiej w Nałęczowie. Winowajcy, na dobry początek, otrzymali jedynie pouczenia. Strażnicy ruszyli w teren.
W ciągu dwóch pierwszych dni o ich istnieniu na własnej skórze przekonało się ponad 20 osób. Na razie kontakt z miejską jednostką przebiegał przyjaźnie. – Nie ukaraliśmy jeszcze nikogo. Na razie nie stawiamy na represję, lecz informację. Niech mieszkańcy i turyści przyzwyczają się do naszej obecności. I tak pouczyliśmy sześciu kierowców, że popełniają wykroczenie parkując w niedozwolonym miejscu. Reagowali natychmiast, okazali skruchę i odstępowaliśmy od wymierzenia mandatu – mówi komendant Marek Toporowski. Szef strażników nie ukrywa, że taryfa ulgowa niedługo się skończy.
Zdecydowana większość interwencji dotyczyła jednak handlu ulicznego. – Tutaj również jedynie wyjaśnialiśmy i pouczaliśmy – przyznaje Toporowski, ale akurat efekt tych konkretnie działań jest najbardziej widoczny. Z ulic Nałęczowa niemal zupełnie zniknęli sprzedawcy oferujący owoce i warzywa. Najzagorzalsi przenieśli się na prywatne działki, poza jurysdykcję Straży Miejskiej.
Stan osobowy „błękitnych”, bo taki przydomek otrzymali już od mieszkańców strażnicy, wraz z komendantem to zaledwie trzy osoby. Dlatego patrole ruszają w teren wyłącznie w dzień, również ramię w ramię z policją. Oczekiwania nałęczowian są jednak większe. – W dzień jest u nas spokojnie. Przydałaby się jednak nocna służba – mówią mieszkańcy. Na spełnienie ich oczekiwań nie ma na razie szans. – Zobaczymy jak ocenią naszą działalność radni. Może zdecydują się na powiększenie naszego oddziału. W tym momencie czekamy na zamówione rowery, którymi będziemy przemieszczać się po mieście – dodaje Toporowski.
Przypomnijmy, że gmina Nałęczów ma w planach utworzenie systemu monitoringu z siedmioma kamerami ulokowanymi w newralgicznych częściach miasteczka. Niedługo w kurorcie zacznie funkcjonować całododobowy posterunek policji.