To już drugi pożar, do którego doszło w tym tygodniu w bloku przy ul. Sienkiewicza w Puławach. Mieszkańcy boją się o swoje życie.
– To ewidentne podpalenie. To nie może być przypadek, żeby w tym samym bloku, w tej samej klatce noc w noc wybuchał pożar, paliły się przedmioty pozostawione na korytarzu przez lokatorów – mówi Krzysztof Morawski, rzecznik puławskiej staży pożarnej.
W czwartek, tuż po godzinie 22, lokator z pierwszego piętra usłyszał huk na korytarzu, a chwilę później czuć już było spaleniznę. Kiedy na klatce pojawili się lokatorzy, jedna z kobiet zauważyła, że palą się jej przedmioty.
Na miejsce zdarzenia zostały wysłane dwa zastępy straży pożarnej. – Mieszkańcy sami gasili ogień, jeden z lokatorów wyrzucił przez okno palącą się gondolę, częściowemu spaleniu uległ rower górski i pralka – mówi Marcin Koper, rzecznik puławskiej policji.
Policjanci podkreślają, że lokatorzy bloku, w którym doszło do podpaleń nie chcą oficjalnie zgłaszać zaistniałych faktów. Nie chcą być świadkami.
– Wiadomo, że na klatce schodowej tego budynku wieczorami gromadzi się młodzież, o czym mieszkańcy nie chcą nas informować. Część z młodzieży tam przebywającej jest mieszkańcami tego budynku. Niewykluczone jest, że to właśnie jeden z nich mógł przyczynić się spowodowania kolejnego pożaru. Będziemy to wyjaśniać – informuje rzecznik.
Prezes spółdzielni "Północ”, Anna Czarnecka drugi raz w tym tygodniu zgłosiła pożar do PZU. I nie może uwierzyć w to, co się wydarzyło.
– Bez pomocy mieszkańców, policji, dzielnicowego ja sama nic nie zrobię. Lokatorzy z nami nie współpracują, a dobrze wiedzą, kto przebywa w nocy na klatkach schodowych – mówi Anna Czarnecka, prezes spółdzielni "Północ”.