Na os. Staszica omal nie doszło do tragedii. Z jednego z bloków oderwała się nowo wykonana elewacja. Spadła na ziemię tuż obok placu zabaw, na którym bawiły się dzieci. Na szczęście nikomu nic się nie stało.
- Myślałam, że to śmieciarka przyjechała - mówi matka jednego z dzieci. - Taki huk był.
Ogromny płat elewacji oderwał się od ściany i spadł na ziemię. Część zaczepiła się na balkonie i zawisła na drugim piętrze. Wystraszeni rodzice łapali swoje pociechy, które z zaciekawieniem biegły w stronę wypadku. Do czasu przyjazdu straży pożarnej istniało zagrożenie, że spadną pozostałe elementy elewacji.
Feralne ocieplenie wykonała lubelska firma Grem. Prezes spółdzielni mieszkaniowej bagatelizuje sprawę.
- Nie winię wykonawców. Chcieli, żeby mieszkańcy na pierwsze mrozy mieli już ocieplony blok. Dobrze chcieli. Sprawdzałem opinię o nich w innych spółdzielniach i nie było problemów. Zresztą nikomu nic się nie stało, więc nie było zagrożenia życia - wnioskuje Jerzy Moskowicz.
W poniedziałek na osiedlu pojawili się robotnicy, którzy usunęli pozostałą część niebezpiecznej fasady. Niedługo zdemontują elewację z drugiej strony bloku. Decyzję podjął wykonawca po konsultacjach z inspektorem nadzoru budowlanego. Najprawdopodobniej za wypadek winne były złe warunki atmosferyczne, podczas których ocieplano budynek. Mróz sprawił, że klej, którym styropian był przytwierdzany do ścian, stracił swe właściwości i "nie związał”. Wynika z tego, że ocieplenie budynku od samego początku trzymało się na "słowo honoru”. - Kto to wymyślił, żeby w mrozy kłaść ocieplenie! - mówi jeden z mieszkańców.
Na zdarzenie mógł mieć także wpływ silny wiatr wiejący tego dnia. Jak mówią mieszkańcy - w pewnym momencie powstał wir powietrzny, który mógł dostać się w szczeliny między ścianą a styropianem. Jednak nieporozumieniem jest zrzucanie winy na pogodę. Mimo to, policja, która pojawiła się na miejscu zdarzenia nie stwierdziła "bezpośredniego narażenia życia”.