Kopalnia w Stężycy w ciągu jednej doby wydobywa 190 tys. m3 gazu ziemnego. Mniej więcej taką ilość gazu zużywa codziennie Lublin. Gdyby zgromadzić tę ilość w jednym zbiorniku, to musiałby to być sześcian o boku 58 m. A zapas w nim zgromadzony starczyłby statystycznej polskiej rodzinie na ponad 60 lat! (zakładając, że byłby używany również do ogrzewania domu), a na 270 lat, jeśli używalibyśmy go tylko do grzania wody i gotowania posiłków.
Historia kopalni sięga początków lat 90. Wtedy to prowadzone były pierwsze badania geologiczne. Gdy okazało się, że pokłady surowca są wystarczająco duże, aby opłaciło się je wydobywać, przystąpiono do pierwszych próbnych odwiertów. Jednak dopiero w 2000 r. podjęto decyzję o budowie kopalni. Rok później rozpoczęła się eksploatacja złoża. Złoża pod Stężycą szacowane są na około miliard m3. Do dzisiaj wykorzystane zostało około 1/3. Jednak wraz z wydobyciem zmniejsza się ciśnienie pod ziemią, przez co czas eksploatacji będzie się wydłużał. Do całkowitego wyczerpania zasobów pozostało jeszcze kilkanaście lat. Po tym czasie urządzenia wydobywcze będą zdemontowane i wykorzystane przy kolejnych inwestycjach.
Każdy z siedmiu odwiertów sięga na głębokość ok. 2300 m. Ich długość jest natomiast różna, ponieważ niektóre nie „idą” pionowo w dół, a pod pewnym kątem. Cały proces jest w pełni zautomatyzowany i kontrolowany elektronicznie w punkcie zbiorczym. O tym, że gaz „wydobywa się sam” może świadczyć liczba pracowników kopalni – jest ich tylko 16. Wszyscy to specjaliści z południa Polski. Każdy zarabia powyżej średniej krajowej, ale do domu jeżdżą tylko na kilka dni w miesiącu.
Przy obecnej cenie gazu inwestycja, która pochłonęła kilkadziesiąt milionów złotych, zwróciła się już z nawiązką. Wydobywany gaz – po oczyszczeniu i osuszeniu – trafia do gazociągu w Rykach. Co wydaje się niezwykłe, to to, że te 190 tys. m3 płynie rurą o średnicy… 15 cm. A ciśnienie jakie w niej panuje to 45 atmosfer, 15 razy więcej niż w kole samochodu osobowego.
Nie wszędzie z gazem wyszło
Badania, które przeprowadzono w okolicach Puław wskazywały, że mogą tu zalegać pokłady ropy naftowej i gazu ziemnego o niewielkiej zawartości siarki. Ich odbiorcą mogłyby być duże zakłady przemysłowe, na przykład Zakłady Azotowe Puławy. Pracami wiertniczymi zajęła się spółka Poszukiwania Nafty i Gazu w Jaśle. Kosztowały one Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo ok. 20 mln zł. – Tutaj się nie udało, choć wszystko wskazywało na to, że możemy liczyć na przemysłowy przepływ gazu. Ale na pewno jeszcze wrócimy w okolice Puław i będziemy szukać dalej – zapowiada Więcek. (mag)