Padają sklepiki, które nie mają co sprzedawać, a uczniowie słodycze kupują poza szkołą. To efekty ministerialnego rozporządzenia o jakości produktów dostępnych w szkołach.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
W Szkole Podstawowej nr 11 w Puławach uczniowie nie mogą już kupić podgrzewanych bułek, zapiekanek i „pizzy” z mikrofalówki. Nie mogą kupić też niczego innego – bo prowadząca sklepik zrezygnowała z prowadzenia tej działalności.
– Rozmawiamy z następnym ajentem. Czekamy na jego decyzję. Obecnie szuka produktów, które mógłby sprzedawać – mówi Mirosław Kamola, dyrektor szkoły.
Nowe prawo uderzyło w tego typu przedsiębiorców w całym kraju. Do dzisiaj nie mają pełnej wiedzy, co mogą, a czego nie mogą oferować. Z dnia na dzień nielegalna okazała się większość ich asortymentu. W myśl nowych przepisów automat z chipsami jest legalny, pod warunkiem, że są one wykonane z suszonych jabłek. Dozwolone są także soki owocowe, ale przyprawy w zupach już nie do końca. Słodzenie miodem nie zawsze przynosi oczekiwany efekt, a brak soli sprawia, że potrawy tracą smak. Kucharki robią co mogą, by wychodziło nie tylko zdrowo, ale także smacznie.
– Nasi pracownicy wzięli udział w specjalnych szkoleniach dotyczących przygotowywania obiadów szkolnych. Więcej jest potraw duszonych i gotowanych, a mniej smażonych. Drób i ryby zamiast mięsa czerwonego. Nie słyszałem, żeby któryś z uczniów narzekał z tego powodu. Bardziej doskwiera im brak słodyczy i chipsów – mówi dyrektor Kamola.
Uczniowie radzą sobie w inny sposób. Wielu z nich słodycze, które stały się głównym wrogiem Ministerstwa Edukacji Narodowej, przynosi do szkoły zaopatrując się w nie w pobliskich sklepach. Inni biorą je z domów.
– Od początku nowego roku szkolnego widzimy zwiększony pobyt na drożdżówki, pizze, cebularze, pączki i wszystko, co słodkie. Kupują też słodkie napoje. Nastolatki chcą dobrze zjeść – mówi Magdalena Ejsmont ze sklepu piekarniczego przy ul. Wojska Polskiego w Puławach. W jego pobliżu jest m.in. Zespół Szkół Technicznych.
Problemu nie ma np. Szkoła Podstawowa w Kurowie, gdzie sklepiku nie ma i nie było. – W naszej szkole większość dzieci przynosi z domów kanapki i herbatę, więc my tej zmiany tak naprawdę nie odczuwamy – mówi Marta Głębicka, mama dwóch uczennic, Julii i Igi.
– Tak rygorystyczne rozporządzenie zaskoczyło wszystkich. Ze szkolnych półek zniknęło całe śmieciowe jedzenie. Okazało się, że nawet reklamujące się jako zdrowe batony musli, czy jogurty mają zbyt wysoką zawartość cukru – mówi Jolanta Gil z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Puławach.
Wczoraj wprowadzenie zmian odnośnie możliwości sprzedaży drożdżówek zapowiedziała minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska. Czytaj więcej: Koniec z "dilowaniem". Drożdżówki mają wrócić do szkół. Jest szansa na kawę i sól