- Lepiej dla niego, jeśli go złapie policja - odgrażają się mieszkańcy gmin Piaski i Rybczewice. - Gdy my go dorwiemy, to upieczemy żywcem!
Pięć pożarów w sześć dni, w promieniu dwudziestu kilometrów. To nie przypadek. To podpalenia.
Strażacy jeszcze następnego dnia pilnowali zgliszcz. A rosnąca obok jabłonka tliła się do wieczora. Jerzy Zaborek stracił 40 tys. zł. Jest pewien, że to podpalenie. - Gdy wracałem z pola, to już było ciemno - mówi. - Gdyby coś zaczynało się palić, to na pewno zauważyłbym chociaż iskrę.
Dwa dni później, kiedy wszyscy świętowali kolejną rocznicę odzyskania niepodległości, strażacy gasili stodołę Józefa Klucha w Stryjnie I. Z dymem poszedł budynek i stojące w nim maszyny rolnicze. I tu nie ma mowy o przypadku. Tym bardziej że w stodole był tylko sprzęt. Straty wyniosły 50 tys. zł.
Najgorsza była noc z poniedziałku na wtorek (14-15 listopada)
Godzinę później kolejne zgłoszenie: płonie obora Eugeniusza Zająca w Pilaszkowicach II. - Obudził nas huk pękającego eternitu - mówi właściciel. - Kiedy wybiegliśmy z domu, wszystko już stało w płomieniach. Rzuciliśmy się ratować kwiczące z przerażenia świnie.
Udało się. Z pomocą strażaków udało się wyprowadzić 49 świń. W płomieniach zginęła tylko jedna. Szczęście w nieszczęściu, że w przylegającej do chlewni wiacie znajdowało się 45 ton lnu, a nie słoma. Rozgrzał się do tak wysokiej temperatury, że eternit zaczął strzelać. Gdyby to była słoma, Zającowie mogliby się nie obudzić tak szybko.
Z dymem poszedł cały zbiór lnu z 10 ha
Tym bardziej że nie będę miał ich gdzie trzymać. Od żaru popękały ściany w oborze. Jedna może runąć w każdej chwili. Rzeczoznawca budowlany prawdopodobnie stwierdzi, że budynek trzeba będzie rozebrać. - To była prawdziwa tragedia. - mówi Sławomir Kwiatosz, strażak z Rybczewic. - Prawie dwanaście godzin walczyliśmy z ogniem.
W trzy dni po pożarze odwiedziliśmy gospodarstwo Zająców. Już z daleka czuć jeszcze dym. Wciąż jeszcze tliły się resztki lnu, wywleczone przez strażaków na pole. Obok leżały pryzmy spalonego jęczmienia. Do niczego się już nie nadaje. Eugeniusz Zając wciąż nie może ochłonąć po tragedii. Stracił 200 tys. zł. Nie jest tu żadną pociechą fakt, że strażacy uratowali mienie wartości pół miliona złotych. Czeka go teraz żmudna droga do otrzymania odszkodowania.
To były podpalenia!
Nikt w powiecie nie ma wątpliwości. Po wsiach grasuje podpalacz.
- To nie jest pora na pożary - Jan Dorożyński, wójt Rybczewic jest zaniepokojony serią pożarów. - Wszystko jest mokre. Ogniowi na pewno ktoś musiał pomóc.
Mieszkańcy gminy nie mają co do tego wątpliwości. - Parę lat temu podpalacz grasował koło Piask - mówią w Rybczewicach. - Teraz mamy swojego. Niech się modli, żebyśmy go nie dorwali.
Podinspektor Grzegorz Hołub, zastępca komendanta powiatowego policji w Świdniku nie chce mówić o toczącym się śledztwie. - Szukamy go. W jednym z pożarów nie wykluczamy samozapłonu czy zwarcia instalacji elektrycznej. W pozostałych przypadkach to były podpalenia.