Rozmowa z księdzem Januszem Kozłowskim ze Świdnika.
– Jechałem przez Chorwację do Bośni i Hercegowiny. W Medugorje znajduje się Sanktuarium Matki Bożej Pokoju. Chciałem się pomodlić w intencji mojej mamy, która zmarła w tym roku. W imieniu swoim i siedmiorga rodzeństwa podziękować za dar życia i dobre wychowanie.
• Która to już zagraniczna pielgrzymka, w którą wyruszył ksiądz rowerem?
– Ósma. Trzykrotnie byłem w Rzymie, raz w Fatimie, w Lourdes, w Wilnie i w Nordkapp. W sumie, przejechałem rowerem co najmniej 25 000 km. W tym roku właściwie byłem zawiedziony, że miałem
do przejechania ledwie 1500 km. Byłem przygotowany na więcej, nawet na 4000 km.
• Obyło się bez niespodzianek?
– W Polsce rzucił mi się pod koła bezpański pies. Wywróciłem się, poturbowany trafiłem do szpitala. Ale już po dwóch dniach wyruszyłem dalej w trasę. Za granicą nic zaskakującego już mi się nie przytrafiło. Najkrótszy dystans, jaki dziennie pokonałem to 140 km, a najdłuższy 202 km. I tak, po 8 dniach, szczęśliwie dotarłem do Medugorje.
• Wszyscy dojechali?
– Jechaliśmy w 15-osobowej grupie. 3 osoby były z Lubelszczyzny, reszta z całego kraju. Wszyscy szczęśliwie dojechali, choć niektórzy w nieco wolniejszym tempie, a byli też i tacy, których trzeba było popchać pod górę.
• Następna rowerowa pielgrzymka będzie do…
– Do Wąwolnicy 8 września. Zachęcam lubelską młodzież, by wsiadła na rowery i wyruszyła ze mną. Trasa krótka, ale przyjemna.